Jeśli masz PS3 i podobało Ci się Dark Souls, sięgnij po Demon's Souls - z okazji premiery w PlayStation Plus przypominamy dlaczego warto sięgnąć po ten tytuł.
Jeśli masz PS3 i podobało Ci się Dark Souls, sięgnij po Demon's Souls - z okazji premiery w PlayStation Plus przypominamy dlaczego warto sięgnąć po ten tytuł.
Demon's Souls ukazało się początkowo tylko w Japonii. Wkrótce potem gra zyskała popularność na Zachodzie, a to za sprawą graczy importujących azjatycką wersję. Z czasem doprowadziło to do wydania jej w Stanach Zjednoczonych, a w końcu trafiła również do Europy. Niedawna premiera cyfrowej edycji Demon's Souls na PSN Store oraz udostępnienie jej w ramach oferty PlayStation Plus stanowią doskonały pretekst, by przypomnieć sobie tę znakomitą grę.
Przez minione lata wokół Demon's Souls narosło mnóstwo mitów: że jest to gra piekielnie trudna i nieprzystępna, że jest znacznie bardziej uproszczona niż Dark Souls, a graficznie bardzo odstaje od najnowszej części. Czy ta jest naprawdę? Pierwsze chwile z grą faktycznie mogą sprawiać takie wrażenie: siermiężne menu, dość umowne modele postaci i szaro-bura sceneria samouczka raczej nie zachęcają. Zaś po przebrnięciu przez ten początek cały świat gry zdaje się czyhać na gracza, tak że pierwsze kroki nie należą do najprostszych.
Jeśli jednak wytrzymacie pierwszą godzinę i dacie Demon's Souls szansę, zaczniecie zauważać jak bardzo to pierwsze wrażenie jest mylne. Już otwierające właściwą rozgrywkę poziomy emanują typowym dla tej gry mrocznym pięknem: strzelista świątynia pokryta magicznymi znakami czy gigantyczna forteca, usiana zwłokami jej mieszkańców. Napotkane postaci, choć nieco umowne z wyglądu, okazują się szalenie charakterystyczne i rewelacyjnie udźwiękowione. A gdy już gracz wciągnie się, zaczyna zauważać mnogość budujących nastrój szczegółów. Delikatna muzyka w tle, szum wiatru na murach zamku, spektakularny widok z blanków, łopoczące na wietrze chorągwie - to wszystko powoduje, że świat gry jest klimatycznym i stylowym miejscem. Co zaś do poziomu trudności, to owszem, początkowo jest bardziej pod górkę w porównaniu Dark Souls, ale mija to z czasem i doświadczeniem.
Historia opowiedziana w Demon's Souls jest mniej skomplikowana niż w Dark Souls. Jest w niej żądny władzy król, prastare bóstwo i demony, a także magiczna mgła, która spowija królestwo Boletarii. Fabuła jest tu bardziej pretekstowa, ale jeśli ktoś lubuje się w odkrywaniu tajemnic czy wątków pobocznych, to też znajdzie coś dla siebie. Moim prywatnym faworytem jest składana ze skąpych dialogów i fragmentów opisów przedmiotów historia panny Astraei. Jeśli nie boicie się spojlerów, możecie przeczytać o niej więcej na Jawnych Snach. W ogóle całe Demon's Souls roi się od niedopowiedzeń: pęknięty szósty portal, który nie wiadomo dokąd prowadzi, urwane korytarze i zamknięte wrota, wzmianki o nieobecnych bohaterach. Warto też wspomnieć, że występujące także w Dark Souls bariery z magicznej mgły są tu znacznie lepiej uzasadnione pod względem fabularnym.
Nieco inaczej niż w Dark Souls wygląda też warstwa rozgrywki: w odróżnieniu od Lordran, w Boletarii nie znajdziecie ognisk, flaszy Estus czy esencji człowieczeństwa (Humanity). Aby się uleczyć, trzeba spożywać ziółka, a konkretnie różne rodzaje leczniczych traw. Zaś by odzyskać swoje ciało po śmierci, trzeba użyć kamienia efemerycznych oczu (Stone of Ephemereal Eyes), ewentualnie wspomóc bądź najechać innego gracza - to akurat się nie zmieniło. Trzeba również dbać o zapas punktów mana do rzucania zaklęć, a co jakiś czas zostawić nadmiar niesionych przedmiotów u pomocnego NPC, by nie powłóczyć nogami pod ich ciężarem. Jak widać, model rozgrywki jest nieco bardziej zbliżony do klasycznych erpegów w porównaniu z późniejszą grą od From Software.
Kolejną różnicą jest konstrukcja świata: w Dark Souls do dyspozycji graczy był otwarty świat, który można było do woli przemierzać, w Demon's Souls zaś jest centralny hub, z którego gracze mogą przenosić się do różnych krain za pośrednictwem kamiennych totemów. To szczególne miejsce nazywa się Nexus (po polsku Splot). Jest to istniejąca poza czasem świątynia, która spaja Boletarię - niesamowicie nastrojowa lokalizacja, w której przecinają się ścieżki graczy i zawsze roi się od przemykających dusz.
Tryb multiplayer w Demon's Souls jest bardzo zbliżony do znanego z Dark Souls, aczkolwiek nieco mniej złożony. Wspólnie można grać tylko z jedną osobą, jak również zostać zaatakowanym przez jednego wrogiego gracza naraz. Nie ma zakonów, stąd też nie znajdziecie żółtych czy granatowych postaci: przyzwany gracz świeci błękitnym światłem, najeżdżający przeciwnik płonie (dosłownie płonie!) na czerwono - wizualnie prezentuje się to znakomicie. Bardziej klimatycznie prezentują się też duchy innych graczy i zostawiane przez nich wiadomości. Te ostatnie mają formę animowanych run, które goreją niesamowitym blaskiem, co wygląda bardziej efektownie niż nieruchome napisy w Dark Souls. Dusze innych graczy nie są tylko szarym cieniem, ale faktycznie wyglądają jak duchy. Ich półprzezroczyste kształty potrafią niekiedy przyprawić o zawał serca, gdy wybiegają zza rogu. Z kolei te powiązane z widocznymi gdzieniegdzie plamami krwi, świadczącymi o śmierci innego gracza, są krwawo czerwone. Wywiera to niesamowite wrażenie, gdy obserwuje się ich ostatnie chwile, odtwarzany przegrany pojedynek z niewidzialnym wrogiem, nieuchronnie kończący się zgonem.
W Demon's Souls znajduje się natomiast element tyleż nowatorski, co trudny do opanowania: tzw. tendencje świata. Złe wydarzenia (śmierć gracza, śmierć NPC etc.) powodują przesuwanie się tendencji danej krainy w stronę czerni, dobre (pokonanie bossa, przywrócenie do życia) - w stronę bieli. Gdy dany świat stanie się całkowicie czarny lub biały (Pure Black lub Pure White), jego charakter ulega zmianie, otwierają się w nim też ukryte przejścia i pojawiają nowe postaci... lub nowi wrogowie. W przypadku gry sieciowej tendencja krainy jest wypadkową czynów wszystkich graczy, dlatego rzadko zdarza się by doszła ona do Pure Black czy Pure White. Niekiedy jednak serwery zostają ustawione na którąś z nich ze względu na jakieś szczególne wydarzenie, jak to Haloween czy Walentynki. Być może premiera w PlayStation Plus będzie wystarczającym pretekstem by pomalować świat na czarno lub biało?
Jak widać Demon's Souls, choć jest grą podobną do Dark Souls, różni się jednak od niej na tyle, by gracze nie mieli wrażenia déjà vu. Jeśli komuś podobało się w Lordran, to powinien też odwiedzić osnutą mgłami Boletarię. Siłą Demon's Souls są niesamowite, piekielnie nastrojowe lokalizacje: Tower of Latria, spowita mrokiem w którym słychać krzyki oszalałych więźniów, szarpana wiatrem Shrine of Storms, czy podziemnie więzienie Boga-Smoka. Klimat współtworzą z rzadka spotykane przerywniki filmowe, jak choćby ten w którym płonący demon rozrywa pręty swojego więzienia, a także dbałość twórców o szczegóły. Odgłosy kroków brzmiące inaczej na kamieniu, trawie i drewnie, bądź nieme, gdy bohater staje się bezcielesnym duchem. Niesione wiatrem chmury pyłu, reagujące na dotyk żywego człowieka, a nieruchome w obliczu duchów zaklęcia w świątyni Nexus, poniewierające się w królewskim zamczysku zwłoki ludzi i zwierząt, na których ucztują płoszone przez gracza kruki.
Atmosfera w Demon's Souls jest znacznie bardziej opresyjna i ponura niż w Dark Souls. Późniejsza z gier to melancholijne high fantasy z bardziej rozbudowaną fabułą, wcześniejsza - to mroczna młócka, w której gracz mniej czuje się bohaterem, a bardziej rozbitkiem w nieprzyjaznej krainie. Poczucie osamotnienia wzmagał fakt, że w ostatnim roku serwery gry raczej świeciły pustkami i długo czekało się na pomoc innego gracza. Miejmy nadzieję, że po udostępnieniu Demon's Souls w PlayStation Plus serwery bardziej się zaludnią, przynajmniej na jakiś czas. Jeśli kiedyś ominęła Was ta przygoda, spróbujcie jej teraz - zwłaszcza jeśli zakosztowaliście wcześniej Dark Souls i przypadło Wam do gustu. Przybywajcie licznie, razem będzie nam raźniej w przeklętej Boletarii!