Pisanie o przeszłości serii i świata Divinity w kontekście Dragon Commandera, to ciekawe doświadczenie. Ciekawe dlatego, że najnowsza gra Lariana to prequel wszystkich pozostałych tytułów z rivellońskiej sagi. Naturalnym więc będzie, że pisząc o przeszłości (serii), zagłębimy się w przyszłość (świata)...
Zacznijmy więc od początku.
Dawno, dawno temu (naprawdę dawno, bo przed dwoma tysiącami lat) nad losami całego świata czuwała Rada Siedmiu. W jej skład wchodzili najznamienitsi przedstawiciele każdej z sześciu inteligentnych ras świata: ludzi, krasnoludów, elfów, orków, jaszczuroludzi i goblinów. Dlaczego więc "siedmiu"? Ponieważ skład rady uzupełniał przedstawiciel magów, jednocześnie stojący na jej czele. I nie, magowie nie byli osobną rasą. Raczej najpotężniejszą w tym świecie kastą, rekrutującą się spośród najmądrzejszych i obdarzonych największa mocą przedstawicieli każdej rasy. Zaś najmądrzejszy z nich oddelegowany był zawsze do rady. Jakąż mądrością musiała więc owa rada dysponować!
Nie trzeba też być wielkim czarodziejem, by domyślić się, że były to czasy, gdy niemal wszystkie rasy Rivellonu żyły w dostatku i względnym pokoju, a wszelakie konflikty starano się zażegnywać w zarodku, prowadząc rozmowy i negocjacje. Świat trwał w pokoju i stabilizacji przez długie lata. Wydawało się, że nowemu porządkowi nic nie jest w stanie zagrozić.
Niestety, jak to zawsze w tak sielankowych światach bywa, gdzieś w ciemnych kątach musiał narodzić się "ruch oburzonych", knujący i spiskujący przeciwko rivellońskiemu szczęściu. W głębokiej konspiracji rozpoczął swą działalność złożony głównie z magów-renegatów Czarny Krąg.
Cel odszczepieńców był relatywnie jasny, choć już nie tak prosty do zrealizowania. Znudzeni nijaką sielanką, postanowili oni bowiem rozruszać nieco Rivellon, przywołując doń potężną istotę z innego wymiaru. Możemy z czystym sumieniem nazwać ją roboczo demonem. Oczywiście w tym wszystkim chodziło nie tylko o czystą zabawę, ale również przejęcie władzy i kontroli nad Rivellonem. Magowie-renegaci zazwyczaj pragną władzy i bogactw, jednocześnie naiwnie wierząc, że wezwane demony oddadzą im to wszystko dobrowolnie. Niby magowie, a zawsze tacy głupi.
O tym "co było, gdyby" nie przekonali się jednak nigdy. Światłe umysły Rady przejrzały ich niecne knowania i jakże niskie pragnienia. Walka w imię wyższego dobra wymaga wszakże zazwyczaj poświęceń. Nie inaczej było i teraz. Poświęcając się, członkowie rady powstrzymali Czarny Krąg. Jak łatwo się domyślić przełożyło się to na pewną niegodność - rada przestała istnieć. Aby upamiętnić te wydarzenia, a jednocześnie nie dopuścić to tego, by wiedza mędrców całkowicie zaginęła, powołano do życia Święty Zakon. Ten zaś przez wieki strzegł tajemnej wiedzy, niedostępnej zwykłym śmiertelnikom.
Mniej więcej tutaj rozpoczyna się akcja Divine Divinity (2002).
Zło ma wszakże to do siebie, że powraca niczym zły sen. Nie inaczej było z Czarnym Kręgiem, który mimo relatywnie słabych notowań wśród mas pracujących grodów i siół, znalazł jednak grupę naśladowców. To zresztą nie pierwszy przykład, gdy jakaś grupa uważa, że czarne stroje i srebrne trupie czaszki przydają szyku oraz wywołują strach wśród maluczkich. Tak, czy inaczej Czarny Krąg odrodził się, a jego celem stało się przywołanie do Rivellonu demona o wiele mówiącym imieniu Chaos. Lub Pan Chaosu. Obydwie formy są poprawne.
Było to wedle niektórych badaczy historii Rivellonu nieco głupie, gdyż pozbawiony światłego przewodnictwa rady świat sam od wieków pogrążał się w chaosie. Eskalacja napięć między krasnoludami, elfami i ludźmi doprowadziła te trzy rasy do krawędzi wojny. W podległych im krainach trwa masowa mobilizacja, wcielanie ochotników i wyłapywanie po lasach mniej patriotycznego elementu. Od lat walczą ze sobą czarodzieje i wiedźmy, przy czym po kilku rundach to właśnie te ostatnie mają szansę wejść do finału. Eliminowani w bardzo sprytny sposób, bo pojedynczo magowie niemal przestają się liczyć jako osobna siła. Żeby było jeszcze zabawniej, do ogólnoświatowej imprezy postanawiają się przyłączyć orki. Jak zwykle zresztą po swojemu, maszerując dziarsko z pieśnią na ustach, a po drodze paląc, gwałcąc i rabując starców, kobiety oraz dzieci.
"Źle się dzieje w świecie rivellońskim" - chciałoby się powtórzyć słowa anonimowego poety. Okazało się jednak, że wciąż jest nadzieja. Pradawna przepowiednia mówi bowiem o nadejściu Błogosławionego, zbawcy tego świata, który rozprawi się ze Złem i jego złymi sługusami. Tak właśnie zaczyna się przygoda Pomazańca, Naznaczonego, jednego z trzech, którzy mogą zapobiec zagładzie świata.
Tutaj zaczynamy rozgrywkę w Beyond Divinity (2004).
Od poprzednich wydarzeń, w których po raz kolejny - to chyba żaden spoiler, łatwo się tego domyślić - dokopaliśmy Czarnemu Kręgowi i kilku demonom, minęło okrągłe dwadzieścia lat. Świat nie otrząsnął się jeszcze do końca po wywołanym przez facetów w czerni zamieszaniu, a Święty Zakon wciąż ma ręce pełne roboty. Jednym z najbardziej oddanych walce z nekromantami paladynów jest nasz nowy bohater, sługa samego Błogosławionego.
Walka z nekromantami, to jednak tylko pozornie przyjemnie zajęcie. Pomijając szereg różnorodnych chorób zawodowych, takich jak wstręt do kości, czy alergia na trupi jad, niezwykle łatwo tutaj o wypadek przy pracy. Taki właśnie zdarza się naszemu bohaterowi, który podczas walki z wyjątkowo zajadłym i sprytnym nekromantą zostaje porwany przez demona do jego domeny.
Bestia z innego planu przedstawia się jako Samuel, po czym - z właściwą tylko demonom złośliwością - pęta duszę naszego paladyna, nierozerwalnie łącząc ją z wypalonym duchem Rycerza Śmierci. Jak sama nazwa wskazuje jest to istota oddana całym czarnym sercem Złu i zła czynieniu, czyli - ujmując to najprościej, jak to możliwe - jest całkowitym przeciwieństwem paladyna.
Demon chichocze sobie zapewne wrednie w jakimś kącie, my zaś musimy przemóc wcześniejsze animozje, podjąć współpracę i pozbyć się niewidzialnego łańcucha, którym spleciono dwie niewinne duszyczki. No dobrze, może faktycznie jedna z nich jest raczej na wskroś zła, zdeprawowana i czarna, niczym otchłań kosmosu. Tak, czy inaczej musimy, podejmując się szeregu zadań, odnaleźć sposób na uwolnienie się od kłopotliwego i psującego wizerunek towarzysza.
Jakiś czas po poniższym rozpoczyna się Divinty II (2009).
Wiemy już o tym, że w Rivellonie pojawił się Błogosławiony, święta osoba imieniem Lucien, wybawca świata. Niewielu jednak zdawało sobie sprawę z tego, co naprawdę zaszło podczas rytuału przyzwania Pana Chaosu. Nie będziemy tu wszystkiego zdradzać (ktoś lubi spoilery?), dość powiedzieć, że na świecie pojawił się kolejny, niezwykły człowiek. Damian, nazywany też Przeklętym.
Przybrany ojciec dbał o chłopaka, nawet mimo tego, że od małego wykazywał on mogące budzić pewne podejrzenia zdolności. Czas pod kuratelą Świętego Zakonu mijał szybko, chłopak stał się wkrótce młodzieńcem, nic nie zapowiadało zbliżającej się katastrofy. A poszło, jak to często bywa, o kobietę.
Młoda - i wedle rivellońskich standardów bardzo urodziwa - Ygerna zafascynowała i rozkochała w sobie Damiana. Opowiadała mu o świecie, śpiewała kołysanki do snu, czyniła życie zdecydowanie przyjemniejszym. Z czasem zaczęła nawet pokazywać chłopakowi proste, magiczne sztuczki. Potem sztuczki nieco bardziej skomplikowane. Jak często bywa w takich przypadkach, skończyło się na wspólnym studiowaniu zakazanych ksiąg. To zaś - jak powszechnie wiadomo - nigdy nie prowadzi do czegoś dobrego.
Choć przybrany syn niezbyt interesował się potencjalnymi teściami, podejrzliwy Lucien postanowił sprawdzić rodzinne koneksje Ygreny. Okazało się, że jej tatko nie jest bynajmniej piekarzem, czy nauczycielem akademickim. Niejaki Kalin okazał się całkiem potężnym i słynącym z przebiegłości nekromantą. W przybranym ojcu zagotowało się. Najpierw kazał pojmać i zabić Kalina, potem podczas rozmowy z Ygreną machnął swoim świętym mieczem na tyle nieszczęśliwie, że pozbawił ją głowy.
Być może całe to nieszczęście udałoby się nawet jakoś zatuszować, jednak dokładnie w chwili, gdy krew z szyi Ygreny rozlała się szeroko po podłodze, do pokoju wszedł Damian. Cóż za niezwykłe wyczucie czasu, prawda? Nietrudno się domyślić, że bezgłowe ciało ukochanej wywołało u niego szereg silnych emocji. Chłopak dość szybko zwerbalizował je w postaci niezwykle potężnego zaklęcia skuwania dusz.
Ojciec i syn (choć wciąż przybrani) stali się najzacieklejszymi wrogami. Doszło do serii spotkań z kilkoma armiami w tle, ostatecznie jednak udało się Lucienowi uwięzić Damiana w innym wymiarze. Jeśli powiecie teraz, że na pewno nie na wieczność, będziecie mieć rację. Damian rośnie w siłę, oswabadza się i wpada do Rivellonu z niezapowiedzianą i raczej niespodziewana wizytą. Całkiem przy okazji rozpętuje piekło. Wojna zmienia krainę nie do poznania; znikają całe miasta i wioski, w miejscach dolin wyrastają góry, a wzgórza stają się dnami jezior. Terraformacja jakiej nie powstydziłoby się Weyland-Yutani.
Ojciec radzi sobie całkiem nieźle, jednak nie przewiduje jednego - wśród jego ludzi jest zdrajca. Zabity (choć niekoniecznie całkiem martwy) Lucien nie jest w stanie prowadzić dalej wojny. Na szczęście nad chaosem dość szybko udaje się zapanować magowi Zandalorowi, który zbiera wojska i daje odpór Damianowi. Szczęśliwy, że udało się pomścić Ygrenę, Damian odstępuje od wojny. Poza wspomnianym spełnieniem ma na to wpływ również kilka bardziej prozaicznych przyczyn, jak choćby kiepski stan zdziesiątkowanej podczas wojny armii. Przeklęty wycofuje się na z góry upatrzone pozycje, by wylizać rany i kontynuować swoje knowania.
Rivellon powoli wraca do normalnego życia. Trwa odbudowa, ludzie wracają do domów, powstają nowe miasta i wioski. Choć pamięć o wojnie i Damianie jest wciąż żywa, zaczyna się go powoli traktować jak odległe i przeszłe zagrożenie...
Mija mnóstwo czasu, gdy w zakonie Zabójców Smoków pojawia się nowy rekrut.... Ale to już historia, która możecie opowiedzieć sobie sami.
PS. Jeśli natomiast zainteresowały kogoś losy Luciena, zawsze może sięgnąć po dodatek do Divinity II zatytułowany Flames of Vengeance.
>>Kup Divinity: Dragon Commander w sklepie gram.pl
Artykuł jest częścią Tygodnia z grą Divinity: Dragon Commander - wspólnej akcji promocyjnej CD Projekt i gram.pl.