Czy symulator pracy urzędnika może być ciekawy?
Czy symulator pracy urzędnika może być ciekawy?
Papers, Please to stworzona przez Lucasa Pope'a gra niezależna, oparta na oryginalnym pomyśle: gracz wciela się w postać anonimowego urzędnika na posterunku granicznym fikcyjnego komunistycznego państwa. W dzień sprawdza dokumenty przechodzących przez granicę podróżnych i wstemplowuje wizy w paszporty, zaś w nocy przywdziewa kostium mściciela i walczy z opresyjnym reżimem... Wróć, to nie ta gra. Protagonista Papers, Please jest normalnym człowiekiem i nie prowadzi podwójnego życia, a jego działalność ogranicza się wyłącznie do pracy z papierami na rzeczonym posterunku. Czy zatem gra polega na nudnym odwzorowaniu życia gryzipiórka w straży granicznej?
Odpowiedź na to pytanie brzmi: tak, Papers, Please jest symulatorem urzędnika, ale w żadnym razie nie nudnym. Jak Cart Life, nagrodzona na Independent Game Festival gra Richarda Hofmeiera, która z na pozór nieciekawego życie zwykłych ludzi tworzy wciągający tytuł, tak i Papers, Please w szarej rzeczywistości biurokraty znajduje elementy dookoła których buduje zasady rozgrywki. Z początku proste - sprawdź paszport, wstempluj wizę - w miarę postępów w grze zaczynają się komplikować. Czasy w których działa anonimowy bohater są burzliwe, dlatego z dnia na dzień zmieniają się rządowe przepisy i dokumenty, a ministerstwo wciąż dorzuca nowe. Przez posterunek w Grestin przewijają się kryminaliści, wywrotowcy, szpiedzy, kanciarze, prostytutki, dysydenci, kombinatorzy, handlarze ludźmi, mafiozi, kultyści, podżegacze, mordercy, kunktatorzy, przemytnicy, spiskowcy, terroryści, a także zwykli zmęczeni ludzie, oraz okazjonalnie jakiś wyjątkowy kretyn. Moim ulubieńcem jest dziadek, który najpierw przychodzi bez paszportu, a potem z narysowanym odręcznie.Anonimowy protagonista znajduje więc między młotem, a kowadłem. Z jednej strony absurdalna biurokracja i papierkologia, ciągle zmieniające się wymagania, dokumenty i załączniki, z drugiej - szarzy ludzie ze swoimi problemami, nienadążający za zmianami, wystraszeni kontaktem z urzędem, a między nimi oszuści i szmuglerzy, których trzeba wyłapać. Z trzeciej strony - wyłapujące najdrobniejsze błędy i przeoczenia kontrole, które karzą upomnieniami i karami finansowymi, surowy szef i bezlitosne służby specjalne, z czwartej - kultyści i fanatycy, którzy również mogą być bardzo konkretnym zagrożeniem. Do tego (piąta strona!) dochodzi czekająca w domu rodzina, którą trzeba nakarmić, ogrzać oraz niekiedy wyleczyć, co niestety kosztuje. Tymczasem w pracy zegar bije, wymagania z ministerstwa rosną, każda pomyłka zmniejsza zarobki - a tu mieszkanie nieogrzane, dzieci głodne, teściowa z żoną chorują...
I w tym momencie dylematy urzędnika, które na co dzień nikomu nie spędziłyby by snu z powiek, zaczynają robić się ciekawe i nietrywialne. Ba, niekiedy wybory jakie przyjdzie podejmować graczowi zahaczają już o zagadnienia etyczne. Czy jeśli brakuje pieniędzy na lekarstwa dla dziecka, to wzięcie łapówki jest moralnie naganne? Czy ważniejsza jest wierność zasadom narzuconym przez państwo, czy przez samego siebie? Czy złamanie zasadniczo słusznej reguły by pomóc komuś, kto znalazł się w tarapatach jest w porządku? Papers, Please jak mało która gra pokazuje, że świat nie jest czarno-biały, a o natężeniu szarości trzeba zadecydować samemu. Niejednokrotnie wybierając tę czy inną opcję nie da się oprzeć na stuprocentowo pewnych faktach: kobieta, która błaga o pomoc w przejściu przez granicę, może przecież kłamać, podobnie mężczyzna podobny do poszukiwanego przestępcy. Papers, Please, podobnie jak pierwszy Wiedźmin, każe podejmować decyzje w warunkach braku pełnej wiedzy, a potem obserwować konsekwencje, czasem bezpośrednio dla bohatera, a czasem dla kogoś, o rozstrzelaniu kogo dowiemy się nazajutrz z gazety.Dobra gra powinna umiejętnie balansować między ryzykiem, a nagrodą - także pod tym względem Papers, Please nie zawodzi. Rozgrywkę wyważono w ten sposób, że pieczołowite sprawdzanie każdego podpisu, pieczęci i formatu dokumentu powoduje, że nie sposób wyrobić się w czasie. Jednak puszczanie ludzi przez granicę na oko również nie jest najlepszą opcją, de facto sprowadza się bowiem do liczenia na łut szczęścia. W Papers, Please rozgrywka jest losowa: za każdym razem do okienka podchodzą odmienni petenci, z różnymi problemami i niezgodnościami w papierach, dlatego cały czas trzeba się mieć na baczności. Kiedy brakuje czasu, bardzo korci by odrzucić niepełne podanie - ale może się okazać, że delikwent miał wymagany dokument, tylko zapomniał go okazać...
Grafika w Papers, Please jest uproszczona, acz w zupełności spełnia swoje zadanie i ma swój charakterystyczny styl, czego nie można powiedzieć o wielu tytułach AAA. Muzyka jest stosownie pompatyczna - aż chce się zanucić "Bądź pochwalona, ojczyzno nasza wolna." Dźwięki są nieco monotonne, ale można to wybaczyć w grze stworzonej przez jednego człowieka. Czas rozgrywki obejmuje trzydzieści dni w świecie gry, a cała historia doprowadzić może do jednego z dwudziestu zakończeń. W każdym momencie można spróbować grać od dowolnego z już ukończonych dni, dlatego jeśli ktoś będzie chciał zobaczyć inny finał, to nie będzie musiał zaczynać od zera.Papers, Please dostępna jest pod MacOSX i Windows. Gra nie ma wersji demonstracyjnej, ale jeśli ktoś chciałby spróbować czym to się je, to na stronie Lucasa Pope'a dostępna jest wczesna wersja beta. Należy tylko pamiętać, że od tamtej pory autor wprowadził sporo zmian: bardziej stopniowane wprowadzenie w tajniki biurokracji (nie wszystkie reguły działają naraz od początku), poprawiony interfejs użytkownika (wyraźniej wypunktowane zasady, delikatne wskazanie klikalnych elementów przy użyciu trybu rozbieżności), czy też wygładzoną oprawę audiowizualną.
Papers, Please nie jest oczywiście bez wad - jednych razić może relatywnie prosta grafika, drugim przeszkadzać będzie ograniczona warstwa audio, a jeszcze innym nie spodoba się specyficzny model rozgrywki. Ja przyczepiłbym się do przejeżdżających w pobliżu posterunku samochodów: jeśli akcja gry toczy się w 1982 roku, to w komunistycznym państwie - nawet fikcyjnym - nie byłoby ich widać aż tyle (wystarczy spojrzeć na Koreę Północną w XXI wieku...). Dziełu Lucasa Pope'a należy się jednak uznanie za podjęcie nietuzinkowego tematu w medium, które zdecydowanie zbyt rzadko porusza kwestie inne niż "tam jest twój wróg, zabij!" Nieczęsto zdarza się równie ambitny i pomysłowy tytuł, w który jednocześnie da się naprawdę grać, to znaczy który ma interesującą mechanikę i wykonanie na dobrym poziomie. Warto podkreślić ten fakt: Papers, Please to nie gra artystyczna, która znudzi po pięciu minutach albo wygląda jak zły sen programisty Spectrum, tylko rzecz ciekawa i wciągająca, która bawi, a jednocześnie co jakiś czas zmusza do myślenia nad całkiem poważnymi kwestiami.
Świat nie jest tak czarno-biały, jak mogłoby się wam wydawać - zdaje się mówić autor. Grestin Zachodni, Grestin Wschodni, dzielący je mur i posterunek graniczny - to wszystko bardzo przypomina realne miejsca i reżimy. Lucas Pope nie próbuje nam jednak sprzedać łopatologicznie wyłożonej propagandy, ze złymi komuchami i świetlanymi opozycjonistami. W Papers, Please znajdziemy sporą dawkę satyry i niewesoły obraz życia w systemie totalitarnym, lecz nie razi on uproszczeniami. Decyzje pozostawia w rękach gracza: może bohater się zeszmaci pod presją systemu, ale może uda mu się tego uniknąć. Jeśli zaś zrobi coś nagannego, to być może istniały powody, by wydarzenia potoczyły się akurat tak, a nie inaczej - i trochę inaczej osądza się postać, gdy to my sami spowodowaliśmy, że znalazła się w sytuacji bez wyjścia.
Być może zatem dzięki Papers, Please niektórzy polscy gracze nabiorą trochę innej perspektywy na naszą poplątaną historię najnowszą, albo chociaż podczas następnej wizyty w urzędzie spojrzą nieco przyjaźniejszym okiem na siedzącą po drugiej stronie biurka osobę. Może dlatego tak sztywno trzyma się reguł, bo jeszcze jedna pomyłka w tym miesiącu zaprowadzi ją na bezrobocie, a może widzi pięćdziesiątego w tym dniu petenta, który zapomniał niezbędnego papierka i po prostu nie może już na niego patrzeć. Cóż, urzędnik też człowiek, jak się okazuje.