We dwójkę zawsze raźniej - wychodząc z tego założenia twórcy Splinter Cell: Blacklist przygotowali zacny zestaw misji stworzonych z myślą o rozgrywce dwuosobowej. W szóstym dniu tygodnia z tym tytułem przyglądamy im się z bliska.
We dwójkę zawsze raźniej - wychodząc z tego założenia twórcy Splinter Cell: Blacklist przygotowali zacny zestaw misji stworzonych z myślą o rozgrywce dwuosobowej. W szóstym dniu tygodnia z tym tytułem przyglądamy im się z bliska.
W pojedynkę możemy zaliczyć wszystkie misje oprócz tych zlecanych nam przez Isaaca Briggsa - te jako jedne jedyne zaprojektowane zostały z myślą tylko i wyłącznie o rozgrywce dwuosobowej. Nie da się także ukryć, że są one wiodącymi misjami w trybie kooperacji - zaprojektowano je najlepiej ze wszystkich, są najdłuższe i włożono w nie najwięcej pracy. Wszystkie cztery misje Isaaca łączą się ze sobą fabułą, w której podążamy tropem broni atomowej, na którą ewidentnie ktoś ma chrapkę, co zaprowadzi dwójkę agentów do głębokiej Rosji, w której odkryją coś związanego jeszcze z Trzecim Eszelonem. Więcej o fabule nie napiszę, by nie zdradzić nic ważnego oraz nie popsuć zabawy, uwierzcie jednak, że warto je przejść, ale nie tylko dla fabuły, lecz także dla samego ich wykonania.
Misje Isaaca jako zaprojektowane od początku do końca z myślą o przejściu ich we dwie osoby korzystają z wielu fajnych rozwiązań, które nie mogłyby się sprawdzić w innym trybie. Jednym z najlepszych elementów wykorzystania współpracy pomiędzy dwójką graczy jest moment, w którym jeden ochrania drugiego z powietrza strzelając do atakujących partnera celów naziemnych. Po odprowadzeniu go do bezpiecznego miejsca następuje zmiana i tym razem to ten gracz, który poprzednio był strzelcem, stara się bezpiecznie przejść do strefy ewakuacji i może liczyć na wsparcie z powietrza - tym razem udzielane mu przez gracza, którego poprzednio ochraniał. Fragment ten to nie tylko kawałek świetnego gameplay'u ale także ciekawa możliwość poznania sytuacji z drugiej strony - to naprawdę ciekawy efekt, gdy przed momentem obserwowałeś poziom z powietrza, a teraz sam się przez niego przekradasz. Szkoda, że projektanci wykorzystali ten mechanizm tylko jeden raz.Współpraca dwójki graczy to szereg małych i dużych możliwości, które przeplatają się ze sobą. Oczywiście nie brakuje tu elementów będących klasyką co-opa - a więc wspólne podsadzanie się czy podnoszenie ciężkich bram, przez co dostajemy się w trudno dostępne miejsca. I choć tak naprawdę nikt nigdy (niezależnie od gry) sam do końca nie wierzy w to, że grając w pojedynkę w dane miejsce nie można wejść samemu, to spokojnie przymyka się na to oko. W końcu oto już chodzi grając we dwójkę, by było troszkę łatwiej prawda? Na szczęście jest wiele rzeczy, które sprawiają, że zabawa we dwójkę jest naprawdę łatwiejsza.
Już sam fakt, że gdy otrzymamy śmiertelne obrażenia nasza postać nie umiera, a zostaje powalona - możemy wtedy usiąść i strzelając z pistoletu starać się przetrwać do momentu, gdy nasz partner przyjdzie aby nas reanimować. Jest to o tyle fajny mechanizm, że gdybyśmy grali w tym miejscu w pojedynkę to misja zakończyłaby się naszą śmiercią. Twórcy wychodząc pewnie z założenia, że dwie osoby na mapie to podwójna szansa na zginięcie musieli troszkę ułatwić im zadanie i pozostawić tylną furtkę chroniącą, przed zbyt częstym rozpoczynaniem misji na nowo. Jednak nie dajcie się zwieść, nie daje to nieśmiertelności - jeśli zobaczycie, że wasz kolega został powalony szybko pospieszcie mu z pomocą, bo gdy przyjdzie brzydki pan z wielkim pistoletem może być na to już za późno. Czasami może także zdarzyć się, że ciężko opancerzony przeciwnik, bardzo odporny na ataki wręcz, może uczynić z waszego kolegi zakładnika. Uratowanie go będzie wymagało dobrej synchronizacji - gdy kolega zacznie się wyrywać (naciskając przycisk A) będziecie mieli dosłownie krótką chwilę na zlikwidowanie porywacza. Oczywiście musicie liczyć się także z tym, że coś może pójść nie tak. To całkiem trudny element zabawy.
Ponadto w misjach Isaaca często wykorzystywany jest dwutorowy sposób budowania poziomów, to znaczy, że przystosowane są one do przechodzenia jednocześnie po dwóch ścieżkach - każdy z agentów ma własną i oczyszczając ją minimalizuje jednocześnie ryzyko, że przeciwnik którego się akurat pozbywa dostrzeże brak innego ze strażników i zaalarmuje o tym wszystkich dookoła. Ponadto korzystając z trybu podwójnej likwidacji jesteście w stanie szybko pozbyć się opancerzonego przeciwnika, lub - gdy każdy z was szybko pozbędzie się trójki wrogów, w dwie sekundy wyczyścić okoliczny teren aż z sześciu osobników. To wielkie ułatwienie dla osób preferujących styl pantery, w którym bezgłośnie pozbywają się kolejnych wrogów.Współpraca to także wiele chwil w których szalenie przydatne stają się gadżety posiadane przez agentów. Na przykład wykorzystanie drona nabiera tu zupełnie nowego wymiaru, gdyż może współpracować on z jednym z agentów - i tak nasz mały latający elektroniczny przyjaciel może być wykorzystywany chociażby do odciągania uwagi w sytuacji, w której partner przekrada się przez ciężko strzeżone terytorium, jak i pomóc mu poprzez cichą likwidację przeszkadzającego przeciwnika. Także możliwość założenia większej ilości min, albo jednoczesnego rzucenia dwóch rodzajów granatów to działania przynoszące wiele świetnych efektów. Zabawa we dwójkę to coś więcej niż wspólne podsadzanie się, a wiele poziomów w Splinter Cell: Blacklist jest tak stworzonych, że przejść można je na wiele sposobów - korzystajcie więc z własnej wyobraźni, by wynajdywać nowe sposoby na realizację celów oraz pozbywanie się przeciwników.
Oprócz misji Isaaca dostępne są jeszcze trzy inne rodzaje zabawy - w tych można już brać udział w pojedynkę, choć we dwójkę gra się znacznie lepiej. I tak misje Charliego to idealna okazja do niezłej rozwałki. Zaprojektowano je na zasadzie popularnych fal wrogów nacierających na nas jedna po drugiej. Fabularnie wytłumaczono to w taki sposób, że udajemy się do obcej placówki, by wykraść ważne dane, a następnie czekając w punkcie ewakuacji musimy obronić swoją pozycję aż do przylotu helikoptera. I choć pierwsza fala składa się jedynie z pięciu przeciwników, to poziom trudności szybko wzrasta - oprócz zwiększania się liczby wrogów pojawiają się także coraz trudniejsze ich typy, z psami i ciężko opancerzonymi żołnierzami oraz snajperami na czele. Jeżeli chcecie przejść ten tryb w formie mini - ewakuować możecie się już po piątej fali, choć zaprojektowano ich aż dwadzieścia. Oczywiście czym dłużej wytrzymacie, tym więcej zarobicie kasy. Ponadto co jakiś czas pojawiać będą się ważni przeciwnicy, których kluczowe i opłacalne będzie nie zabicie, a pojmanie żywcem. Stan waszego konta bardzo się ucieszy o ile faktycznie złapiecie takiego przeciwnika.Dla panter najlepsze zdecydowanie okażą się misje Kobina, w których naszym zadaniem jest wyczyścić dany teren ze wszystkich przeciwników z tym, że należy zrobić to po cichu. Jeżeli bowiem damy się zauważyć i wszyscy dowiedzą się o naszej obecności, to niestety musimy liczyć się z przybyciem licznych i często ciężko wyposażonych przeciwników. Dzięki nim sukcesywne przejście misji to zadanie o wiele bardziej skomplikowane, dlatego właśnie opłaca się skradanie oraz cicha eliminacja kolejnych wrogów w taki sposób, by nie zostało to zauważone przez pozostałych przeciwników. No chyba, że macie ochotę na niezłą jatkę i trening strzelecki. W takim wypadku to także odpowiednie miejsce do rozwałki.
Misje Anny Grimsdottir to z kolei wyzwanie dla duchów. Naszym zadaniem jest dotarcie do trzech punktów na mapie, w których albo musimy coś zrobić (np. założyć podsłuch) albo też czegoś poszukać, jednak uwaga - musimy to zrobić całkowicie po cichu! Jeżeli wrogowie znajdą nieprzytomnego strażnika to jest kiszka, ponieważ pozbędziemy się premii. Ale jeżeli nas zauważą to oznacza automatyczny koniec misji i konieczność rozpoczęcia jej od początku. Nie ma tu miejsca na otwartą wymianę ognia. Misje Grims to okazja do skradania się oraz do postarania się, by nikt nie dowiedział się o naszej obecności - to ten tryb zabawy, w którym wykorzystuje się ukrywanie ciał, znajdowanie tajnych przejść czy pozostawanie w cieniu, a więc ulubiony przez fanów serii. Odznacza się najwyższym poziomem trudności, który dodatkowo rośnie w kooperacji, gdy niezauważalnie po mapie poruszać musi się nie jeden, a dwójka agentów. Ale przynosi za to najwięcej satysfakcji, ponieważ perfekcyjne wykonanie najbardziej przypomina działanie prawdziwych służb specjalnych. Niczym chirurgicznym cięciem wpadamy do bazy wroga, bierzemy z niej to co potrzeba i wychodzimy, zanim ktokolwiek nawet się spostrzeże.Tydzień ze Splinter Cell: Blacklist jest wspólną akcją promocyjną firm Ubisoft Polska i gram.pl.