Ten jeden raz bądźmy ze sobą szczerzy - chyba każdy z nas ma w swoich małych, mentalnych zbiorach gry, których nienawidzi bez jakiegokolwiek większego powodu, nawet jeśli część z nich wcale na to nie zasługuje.
Ten jeden raz bądźmy ze sobą szczerzy - chyba każdy z nas ma w swoich małych, mentalnych zbiorach gry, których nienawidzi bez jakiegokolwiek większego powodu, nawet jeśli część z nich wcale na to nie zasługuje.
I, przechodząc do sedna, nie zapominajmy oczywiście o wszelkiego rodzaju symulatorach, gdzie możemy spełnić nasze najskrytsze fantazje o wykonywaniu ciężkich i monotonnych zawodów (takich jak kierowca ciężarówki, fachowiec od wózków widłowych, lub nawet gwiazda dzisiejszego tekstu, farmer), za darmo robiąc na ekranie to, na co inni w pocie czoła poświęcają większość swoich chwil dla możliwości godnego, w miarę wygodnego życia. I nie jest to żart, bo jest coś w odpowiedzialności, jaką narzuca nam tego typu praca – czy jest to potrzeba wyrobienia się w czasie i budżecie, czy też satysfakcja z należytego wypełnienia swojego obowiązku, nawet jeśli fikcyjnego. I biorąc pod uwagę tego typu wartości i środki motywujące gracza, produkcja w postaci Farming Simulator 2013 udowadnia, że takie gry nie zawsze trzeba wyśmiewać.
Czasem też trzeba przy nich płakać. Grożąc odwodnieniem sobie, a powodzią łez naszym sąsiadom.
Farming Simulator 2013 to tytuł oparty o dość sympatyczne założenie, w którym możemy wcielić się w rolę farmera i wyruszyć na pole, by czynić swoją powinność. I nie jest to koncept, z którego trzeba się od razu śmiać – skoro Harvest Moonowi się udało (nawet jeśli to przyjemnie bajkowa gra, a nie portret naszej rzeczywistości), to co może pójść nie tak w tym przypadku? Na warsztat wzięliśmy wersję na Xboksa 360, jako że część z numerkiem 2013 to pierwsza odsłona serii, jaka zawitała na konsole.
Gra wita nas w całkiem miły sposób, bo z pomocą menu w naszym języku, dającego nam wybór między kampanią (którą możemy rozegrać w dwóch miejscach, gdzie jedno z nich zapewnia na początku krótki tutorial) a oddzielnym samouczkiem, w którym możemy zapoznać się z poszczególnymi aspektami zarabiania pieniędzy na naszej farmie – a tych jest sporo, bo możemy nie tylko sadzić i zbierać zboże, ale też oprzeć nasz biznes na mleku, sprzedaży siana, czy też wypełnianiu niezwykle ekscytujących misji pobocznych, o których za chwilę.
Z samym założeniem gry nie miałem i dalej nie mam żadnego problemu – zarywałem noce przy zbieraniu nieistniejących wisienek i sprzedawaniu ich u równie nieistniejącego Toma Nooka w Animal Crossing, a przy Harvest Moon wolałem sadzić kartofle i dbać o moją kukurydzę, bez jakiegokolwiek poczucia winy w związku z utratą przyjaciół w prawdziwym świecie przez czas spędzony na podlewaniu kolejnych kolb. I w przypadku Farming Simulator, nawet jeśli pełne monotonii, to pieczołowicie wykonywanie czynności jak choćby sianie ziaren, czy też oranie naszego poletka sprawiło, że do gry zacząłem się przekonywać – robiłem swoje, odwoziłem plony, a na konto dostawałem grube tysiące, za które mogłem kupić nowe maszyny. Czułem się całkiem nieźle przygotowany przez samouczek do moich obowiązków, stąd wszystko było na dobrej drodze do naprawdę dobrej, przyjemnej i relaksującej zabawy.
Układanka zaczęła się sypać, gdy zauważyłem, że mogę sprzedawać swoje towary u więcej niż jednego kupca, jako że ich lista dostępna jest w podręcznym menu (przedstawianym jako mały tablet), gdzie wymienieni są oni tylko z nazwy. I zaczęła się panika, bo dla rozwiania wątpliwości ponownie ukończyłem samouczek, przejrzałem cały interfejs i zauważyłem, że punkty dostawy plonów nie są rozróżnione w jakikolwiek sposób – jeśli coś nazywa się „gospodarstwo”, a inny budynek „bar”, to muszę samemu objechać wszystkie punkty i przyjrzeć się co wygląda na co. Sęk w tym, że przemierzenie całej mapy nieco zajmuje i to nie przez jej wielkość (choć ta nie budzi zastrzeżeń), ale przez szaloną prędkość w postaci kilkudziesięciu kilometrów, na którą jesteśmy skazani.
Z paniki wkrótce zrodził się koszmar, bo z ustaleniem lokalizacji poszczególnych punktów jest taki problem, że ikony przedstawiające je na minimapie są często nieodwracalnie zasłonięte przez inne, symbolizujące choćby takie miejsca jak stacja benzynowa, czy miejsce zbioru jajek od naszych kur (bo gra umożliwia także chów zwierząt takich jak krowy, czy też kury). Czy trawę można sprzedać? Jeśli tak, to gdzie? Co symbolizuje dana ikona na mapie? Przy wyborze nasion do siewu, jakie ziarno symbolizuje dana ikonka, skoro nie zostało ono określone jakimkolwiek tekstem? Na te i inne pytania dostaniecie odpowiedzi, o ile sami sobie zorganizujecie samouczek i pozwiedzacie Sieć, bo chęć twórców do przedstawienia wszystkiego kolorowymi ikonkami i nie objaśnienia tego jakimkolwiek tekstem była na tyle wielka, że dla wielu osób tytuł okaże się najprawdopodobniej niegrywalny, odpychający w najlepszym przypadku. Wersja recenzencka gry nie zawierała instrukcji, ale patrząc na to jak wielu informacji w Farming Simulator 2013 brakuje, pudełko z grą musiałoby być wielkości samej konsoli, by pomieścić odpowiednią książeczkę. Cóż, o jeden pomysł więcej do edycji kolekcjonerskiej kolejnej części. W grze dostępne są także dodatkowe, jednorazowe podpowiedzi rozsiane po całej lokacji w postaci obracających się znaków zapytania – jeśli zdołamy trafić na szczegółową informację w odpowiednim miejscu i zapamiętać ją do końca naszych dni, to dopiero wtedy możemy ją uznać za pomocną.
Starannie wykonany symulator trudności życiowych jest na tyle realistyczny, że dopiero po kilku godzinach (!) spędzonych przy oglądaniu innych, wirtualnych farmerów na YouTube, szperaniu w Google i skakaniu po pojedynczych forach dotyczących gry (gdzie, z tego co widziałem, nie byłem sam w swoich poszukiwaniach), byłem jako tako przygotowany do grania. I czułem się na siłach, by wybaczyć wprowadzenie gracza do świata gry wykonane z pasją typową dla podgrzewania wczorajszych zupek chińskich, ale interfejs lubił mi o sobie przypominać. Bo jeśli przedstawienie nieco większych ilości informacji przypomina efekt zjedzenia płatków śniadaniowych w kształcie literek i wyplucia ich po chwili na ścianę w kuchni, to znaczy, że coś nie jest w porządku. Często też zamazany, interfejs jest nieczytelny, a wszelkie porady i informacje zostały nawalone tak gęsto i tak nieporęcznie, że równie dobrze możemy napisać lepszą instrukcję na przyklejanych karteczkach, które możemy umieścić na ramie telewizora. Smutne, bo gra daje naprawdę sporo do roboty, ale poza kilkoma prostymi tutorialami wcale tego nie ułatwia i nie ma ochoty obudzić drzemiącego w niej potencjału.
Choć jesteśmy ledwo w okolicach połowy recenzji, to warto tu zwrócić uwagę na fakt, że nie każdy jest gotowy na poziom realizmu, jaki reprezentuje sobą gra. Bo kiedy gramy w tego typu tytuły, by uciec od smutnej rzeczywistości i zająć się naszymi najróżniejszymi fantazjami, o tyle Farming Simulator 2013 nie tylko odwzorowuje życie farmera (co jest na plus), ale też wszelkie bolączki związane z ograniczeniami otaczającego nas świata, często sprowadzając to pierwsze do tego drugiego. Bo o ile na początku rzeczywiście uwierzyłem, że tytuł naprawdę polega na oraniu, nawożeniu, sianiu, zbieraniu i karmieniu zwierzątek, to kilka godzin z tytułem wystarczy, by zdać sobie sprawę z przyczyny ponurych myśli nawiedzających głowę.
To tytuł o jeżdżeniu, któremu bliżej do Gran Turismo 5 niż czemukolwiek innemu. Kiedy przejeżdżamy przez pole z odpowiednią przyczepą, znaczy to tyle, że je orzemy. Jeśli zmieniamy nasz ładunek na inny i ponawiamy czynność, jest to już sianie. Zbiór odbywa się na podobnej zasadzie, choć uwaga, przy użyciu innego sprzętu i z dodatkowymi efektami cząsteczkowymi pojawiającymi się za kombajnem, po kilku sekundach zamieniającymi się w siano leżące na glebie. Misje specjalne, których opis potrafi brzmieć naprawdę interesująco (uciekł słoń do lasu! Cyrk potrzebuje Twojej pomocy! Pomóż nam go wywabić z ciemności!), to zawsze sprowadza się to do kolejnego jeżdżenia, polegającego np. na dostarczeniu pudła fistaszków spod magazynu na trawnik pod czymś, co przypomina las.
Możemy też odbierać nowe sprzęty za zarobione pieniądze, dostarczać nasze towary do punktów skupu, karmić krowy, a wszystko to przy objeżdżaniu kolejnych punktów. Jeśli się postaramy i kupimy naprawdę szybki ciągnik, być może pojedziemy nawet 50 km/h, co minimalnie zmieni monotonny dźwięk silnika towarzyszący nam przez niemal całą grę, ale to tyle, jeśli chodzi o urozmaicenie. Z pojazdu, co prawda, możemy wysiąść, ale poza zbieraniem jajek od kur (przez przejście przez nie – ot, cała czynność) nie przyda nam się to właściwie do niczego. Kiedy już zauważyłem, że pojazdy posiadają tempomat (umożliwiający im samodzielne poruszanie się naprzód ze stałą prędkością), to większość rozgrywki korzystałem właśnie z niego, podczas gdy mogłem np. zająć się na komputerze pracą lub oglądaniem śmiesznych kotów na YouTube, skoro już miałem uruchomioną stronę do przeglądania tutoriali.
Skoro zahaczyliśmy o esencję samej gry, to pora na jedną z niewielu pozytywnych części gry. Oczywiście, że możemy opuścić kabinę kierowcy, co jednak nie znaczy, że kiedykolwiek powinniśmy. Twórcy zadbali, by każdy z graczy mógł poczuć jak wiele ryzykuje rolnik przy swojej pracy, stąd uczucie zagrożenia idealnie odwzorowuje zaimplementowany w grze silnik fizyki i choć nie zawiera on modelu zniszczeń (tak jak pierwsze edycje wspomnianego Gran Turismo 5), to dostarcza całe mnóstwo wrażeń. Bo w jakiej innej grze możemy jechać bokiem po wzniesieniu o kącie nachylenia powyżej 60 stopni, mając ze sobą przyczepę pełną pszenicy? Gdzie jeszcze możemy przemierzyć rzekę malutką kosiarką z siedzeniem? Która gra pozwoli na zasuwanie ciągnikiem z kultywatorem przez góry? Podpowiedź: na pewno nie GT5. Kiedy mamy za zadanie dostarczyć jakiś towar jak najszybciej, a nasza maszyna szybciej już jechać nie może, tego typu sprawy nieco poprawiają humor.
Tak jak we wspomnianym Gran Turismo 5, świat Farming Simulator 2013 jest również pełen życia, co objawia się innymi pojazdami przejeżdżającymi po ulicach naszego miasteczka i realistycznie wykonanymi ludźmi spacerującymi okolicznymi chodnikami. I co z tego, że przez tych ostatnich przenikamy, a samochody po uderzeniu w nas często wbijają nasze ciągniki w elementy otoczenia. Ot, kolejna cegiełka dołożona do tego, by nazwa „symulator” o czymś jednak znaczyła. Nawet jeśli traktor wbity w drzewo trzeba czasem wyciągać innym pojazdem, który również może się zablokować, tak jak w przypadku kilku następnych (gdzie raz zdołałem stworzyć unieruchomiony łańcuszek z trzech różnych maszyn).
Oczywiście, istnieją sposoby na to, by gra stała się lepsza - choć sprowadzają się głównie do bogatej wyobraźni. Widzicie, tytuł posiada opcję natychmiastowego przełączania się między maszynami (niezależnie od tego, jak bardzo od siebie oddalonymi), po wejściu do których na miejscu kierowcy zawsze pojawia się farmer. Mało tego, jest on w stanie obracać kierownicą nie poruszając w jakikolwiek sposób rękoma umieszczonymi na kierownicy. Jeśli mamy odpowiednio dużo gotówki, na parę chwil możemy zapewnić rolnikom wolną wolę, nadając im miano pracowników - wtedy pracują w pełni samodzielnie, choć już za odpowiednią stawkę godzinną. Stąd niedaleko już do teorii, że gra ma fabułę, w której wcielamy się w rolę ducha opętującego kolejnych farmerów. Kiedy samodzielnie wykonujemy swoją robotę, to pieniądze dostajemy my, jeśli zaś wykonuje ją nasza ofiara, pieniądze należą się także i jej. W grze jest jeszcze sporo elementów, które wydają się wspierać tę teorię, ale to musicie już odkryć sami.
Wspomniałem o tej nieszczęsnej kierownicy, więc mógłbym krótko wypowiedzieć się o grafice. Pasuje ona idealnie do tego, jaka jest gra i o czym ona traktuje, więc z samą stylistyką nie zamierzałem się kłócić, nawet jeśli jakość jej wykonania jest wyjątkowo słaba. Tyczy się to głównie wersji konsolowej, która jest dużo brzydsza od tej z komputerów osobistych, co widać już na amatorskich gameplayach w Sieci. Gra potrafi tracić klatki w nocy, jeśli tylko zapalimy reflektory w naszej maszynie, a dorysowywanie obiektów przed nami widać na tyle mocno, że nawet nie trzeba podchodzić do telewizora. Poza tym, nie mam do czego się przyczepić, chyba że miałbym rozbierać również bezpłciowość grafiki odwzorowującą to, jak bardzo „rzeczywista” i „prawdziwa” jest gra.
Jest nieco prawdy w słowach tych osób, które rzucają wszystkimi grami po przyniesieniu ich do domu płacząc, że takich gier już się nie robi. Bo w dobie developerów niezależnych, którzy starają się przekazać własną wizję przy niewielkim nakładzie środków i większych studiów, które tworzą produkt podporządkowany gustom mas, tytuły takie jak ten umierają. Dzisiaj ciężko już przetrwać, jeśli tytuł o niemałym potencjale zamienia się w generator myśli samobójczych przez wprowadzenie zerowej jakości interfejsu, fizyki mogącej zakończyć naszą karierę farmera przez utratę całego sprzętu w drzewie i samouczkach, które uczą nas przez zmuszenie każdego do odwiedzenia Google. I mam świadomość, że recenzja wygląda momentami jak chore wyżywanie się na grze, ale jako gracz nie oczekiwałem niczego więcej jak relaksującej, nawet jeśli złożonej, rozgrywki. Czegoś, co będę chciał sobie włączyć samemu, by dopilnować kilku kolejnych poletek, zebrać to wszystko, zarobić i kupić możliwie najlepsze sprzęty, bawiąc się w typowe dla MMO grindowanie, tyle że przy użyciu traktorów. Grafika i fizyka nie są najlepsze, to prawda - i choć zauważyłem je od razu, to nie przeszkadzały mi one tak długo, jak myślałem, że czeka mnie coś więcej. Cokolwiek.
Farming Simulator 2013 to tytuł stojący na pograniczu niegrywalności i nadziei, którą musimy karmić się niemal przez całą rozgrywkę, czekając na coś, co nigdy nie przyjdzie. Bo choć design mocno utrudnia zabawę, a sama gra sprowadza się do jeżdżenia od jednego punktu do drugiego, to co rusz mamy nadzieję, że zarobione przez nas pieniądze dadzą nam jakąś radość i będziemy mogli je wykorzystać na poprawę naszego humoru - choćby przez zakup nowej, szybszej maszyny, która z jeszcze większą wydajnością będzie pracować pod naszą komendą. Niestety, przynajmniej jeśli chodzi o wersję konsolową, wielu z nas tego zwyczajnie nie dożyje. Gra zawodzi na każdym kolejnym poziomie i jeśli już wytrzymamy do momentu, w którym grę rozumiemy i możemy powoli kolekcjonować coraz to lepsze sprzęty pomagające nam w codziennych obowiązkach, to na tym etapie często nie mamy już ani chęci, ani siły. Świadomość, że w grze musimy przemierzać kolejne kilometry słysząc ten sam monotonny odgłos silnika potrafi naprawdę dobić na tyle, bym planował publiczne spopielenie gry.
Był fajny koncept – inny, bo realistyczny, więc byłby nawet wybór na rynku dla każdego fana tego typu gier. Problem w tym, że na tym się skończyło. Jeśli koniecznie chcecie zająć się czymś, co traktuje o wsi i nie przeszkadza Wam bajkowa oprawa, weźcie się jednak za Harvest Moona lub Rune Factory na którąś z konsolek przenośnych (lub Wii, jeśli takowe macie na stanie).