Tearaway - już graliśmy

Mateusz Kołodziejski
2013/10/25 15:01
2
0

Dzierganie i szydełkowanie w LittleBigPlanet jest passe. Dzięki Tearaway fani wirtualnych robótek ręcznych niedługo oszaleją na punkcie wycinania i klejenia. Mnie to już dopadło.

Tearaway - już graliśmy

Kiedy mówi się o nowej grze od studia, które ma w swoim dorobku tylko jedną znaną markę, ciężko uniknąć porównań pomiędzy nimi. W przypadku Tearaway i LittleBigPlanet jest to o tyle kuszące, że mają one kilka elementów wspólnych - inspirowane rękodziełem światy, sympatycznych bohaterów i duży nacisk na kreatywność. W tym momencie jednak podobieństwa się kończą i dlatego zestawianie obu dzieł Media Molecule nie ma większego sensu. Do tego Tearaway jest tak wyjątkowe pod względem rozgrywki, prezentacji i sposobu opowiadania historii, że porównywanie go do czegokolwiek, co widzieliśmy już wcześniej jest po prostu krzywdzące.

Premier - Słońce Peru, gracz - Słońce Tearaway

Pierwsze chwile w wycinankowym uniwersum upłynęły mi na stworzeniu mojego protagonisty o imieniu Iota. Niby nic nadzwyczajnego, tyle że w Tearaway nic nie jest zwyczajne - głównym bohaterem jest tutaj istota, której głowa to koperta. Temu dziwadełku musiałem najpierw wybrać płeć, a opcjonalnie również dodatki w postaci krawata, kokardy do włosów czy grymasu na ustach. Tak przygotowana przeze mnie postać, jak na kopertę przystało, została wysłana z listem do świata ludzi.

Coś jednak poszło nie tak, bo nie dość, że wiadomości nie udało się dostarczyć, to jeszcze w miejscu, gdzie do tej pory nad papierową krainą unosiło się równie papierowe słońce zieje teraz dziura, a w niej widać... moją twarz! Z tym niecodziennym widokiem trzeba się oswoić, bo za sprawą przedniej kamery konsolki facjata osoby trzymającej Vitę cały czas widoczna jest w grze. Sprawa wygląda podobnie jak z buzią dziecka w Teletubisiach, ale nie aż tak strasznie - chociaż tutaj dużo zależy od aparycji konkretnego osobnika.

Palec Boży

Rzecz jasna moja rola w Tearaway nie ograniczyła się do strojenia głupich min. Szybko przejąłem kontrolę nad moim kopertogłowym podopiecznym, który otrzymał zadanie dotarcia do wyrwy i bezpośredniego skontaktowania się z człowiekiem, którego w niej widać, czyli ze mną. Sprawy nie ułatwiał fakt, że przez wyłom w papierowym świecie wtargnęły do niego paskudztwa zwane Pudłakami, które zaczęły uprzykrzać życie jego mieszkańcom. Jak się jednak okazało było przynajmniej kilka sposobów, na które to ja mogłem podręczyć kartonowych agresorów. Palec Boży, Tearaway - już graliśmy

Najprostszym sposobem na pozbycie się Pudłaków było zwabienie ich na płaszczyznę, która wygląda jak cienki jasny papier, a następnie dotknięcie na tylnego panelu Vity. Dzięki temu moje palce "przebijały" podłoże i pojawiały się w grze, gdzie dawały się we znaki przeciwnikom. Możliwość takiej "boskiej" interwencji w papierowej krainie zrobiła na mnie duże wrażenie. Zobaczyć taką sytuację na zwiastunie to jedno, ale doświadczyć jej samemu jest zupełnie czym innym. Być może zabrzmi to głupio, ale w tym momencie naprawdę odniosłem wrażenie, że ekran PSV jest okienkiem do innego świata, a macanie spodu konsolki pozwala mi do niego sięgać. Nie pamiętam kiedy ostatnio miałem tak mocną "wczuwkę".

GramTV przedstawia:

Moje liczne ingerencje w to, co dzieje się na ekranie okazały się zresztą niezbędne dla sukcesu misji Ioty. Czasem musiałem stuknąć w tylny panel, żeby pomóc mu wskoczyć na niedostępną inaczej platformę. Innym razem pociągnięciem palca po ekranie rozwijałem dla niego zwiniętą w rulonik ścieżkę. W czasie naszej wspólnej podróży po półotwartym świecie Tearaway nie brakowało też okazji, by pomóc innym napotkanym postaciom. Kiedy król wiewiórek płakał po starcie swojej korony, w prostym kreatorze najpierw palcem narysowałem jej kształt na kolorowym papierze, a następnie ją wyciąłem i założyłem mu na głowę. Kryzys w królestwie gryzoni zażegnany!

Więc chodź, powycinaj mi świat

Media Molecule chwali się, że niemal każdy element, który widzimy na ekranie można naprawdę wykonać ręcznie. Dla niedowiarków istnieje nawet możliwość fotografowania przedmiotów w grze, co pozwoli na pobranie ich modeli i wydrukowanie do samodzielnego złożenia. Tak czy inaczej papierowa kraina prezentuje się niewiarygodnie wręcz szczegółowo. Trawa ugina się, kiedy Iota po niej chodzi, wiatr porusza przyklejonymi do drzew liśćmi, a konfetti, które zostawiają po sobie pokonani wrogowie opada na ziemię zupełnie jak jego rzeczywisty odpowiednik - gdyby nie fakt, że mówimy o wirtualnym papierze, powiedziałbym, że wszystko to prezentuje się jak żywe.

Jako typowy samiec-wzrokowiec rzadko zwracam szczególną uwagę na muzykę w grze, ale ścieżka dźwiękowa Tearaway zwróciła moją uwagę ze względu na niecodzienne rytmy. Jest ona mocno inspirowana folkiem, słychać tutaj piszczałki i inne tradycyjne instrumenty, które wprowadzają sielankowy nastrój burzony momentami konkretnym dubstepowym uderzeniem. O dziwo połączenie to sprawdza się bardzo dobrze. Muzyka ma również odgrywać pewną rolę w grze, chociaż tego akurat nie było dane mi sprawdzić.

Zacieram ręce

Zacieram ręce, Tearaway - już graliśmy

Jestem pełen podziwu dla Media Molecule. W branży, w której królują sequele, prequele i prequele sequeli ekipa ta tworzy produkcje oryginalne i jedyne w swoim rodzaju. W przypadku Tearaway dochodzi jeszcze do tego wspaniałe zrozumienie i wykorzystanie nietypowych funkcji PSV. Zaczynam wierzyć w to, że odkurzona z okazji premiery Killzone Najemnik konsola nie powędruje szybko powrotem na półkę.

  • Zamów Tearaway w sklepie gram.pl - 179,90 zł
Komentarze
2
Bodzio-Gracz
Gramowicz
27/10/2013 13:50

Bardzo fajna i ciekawa gra, z pewnością zakupię ją w dniu premiery :-).

Usunięty
Usunięty
25/10/2013 15:36

Kupuję w dniu premiery. Na media molecule można polegać.