Gdy dowiedziałem się, że rezydujący aktualnie w okręgu kaliningradzkim Rosjanie z Katauri Interactive tworzą darmowe MMO Royal Quest, miałem mieszane uczucia. Znałem ich i ceniłem za niebagatelny wkład w przemysł rozrywkowy. Ich doskonałe King's Bounty: Legenda znają wszyscy. A jeszcze bardziej idealne Space Rangers, stworzone pod poprzednim szyldem Elemental Games i jeszcze we Władywostoku, choć mniej popularne, jest z pewnością jedną z najwspanialszych gier w dziejach. Od tamtych, pełnych chwały i splendoru czasów, Katauri niestety nie osiągnęli nic wielkiego, oprócz zajechania na śmierć prawie czarnego konia, jakim było King's Bounty, potokiem coraz słabszych dodatków i podejmowanych z determinacją, ale średnio porywających prób reanimacji Space Rangers 2. Darmowe MMO w ich wykonaniu nie wydawało się najlepszym pomysłem. O wiele chętniej zobaczyłbym coś nowego, bardziej oryginalnego i pomysłowego, a w ostateczności jakieś porządne, prawdziwe sequele dwóch wspomnianych klasyków. Ale nie, miał być Royal Quest. Cóż, może nie będzie tak źle, skonstatowałem wtedy i... oczywiście natychmiast o grze zapomniałem.
Generalnie całość zarządzania postacią jest raczej mętna i konfudująca niż czytelna i odruchowa. To dobrze, że szybko zdobywamy poziomy i co chwilę odblokowują nam się jakieś umiejętności dla każdej z czterech podstawowych klas. To wspaniale, że każda z nich także bardzo wcześnie rozbija się na dwie specjalizacje, co daje nam dostęp do w sumie czterech jeszcze bardziej wyspecjalizowanych drzewek rozwoju. Ale dlaczego nagle się okazuje, że gramy dopiero trzy czy cztery godziny, a tu już mamy kilkanaście aktywnych zdolności do wyboru? Po co aż tyle? Żeby sobie człowiek palce połamał? Czy żeby używał ciągle tych samych dwóch czy trzech tylko, a pozostałe kompletnie ignorował? Chyba nie powinno to tak wyglądać - co za dużo, to niezdrowo. Gorzej też, że część tych umiejętności się dubluje, mając bardzo zbliżone efekty działania, przy czym łatwo jest wyłonić tę, która działa najlepiej, co odsyła pozostałe do lamusa. No nie jest to najlepiej zaprojektowany system rozwoju postaci, jaki widziałem w MMO, nawet jeśli w sumie jest dość poprawny i daje sporo wystarczająco różniących się od siebie ścieżek awansu, by mieć wrażenie, że ma jakąś głębię. A może i ma, a ja szedłem fuksem po palach i dlatego nie zdołałem się zanurzyć.
Niczym wspaniałym nie zaskakuje także łupienie zwłok, czynność tak lubiana przez padlinożerców, hieny cmentarne i graczy RPG. Mamy tu standardowe rozwiązanie, w którym wszyscy z danej klasy i danego poziomu mają ten sam sprzęt. Wariacje są marginalne, a unikalnych, czy też choćby nieco rzadszych zabawek jest tyle, co na lekarstwo. Ja wiem, że to pomaga zbalansować rozgrywkę, w szczególności zaś starcia z innymi graczami (a do tych można tu przejść całkiem prędko), ale jest też porażająco nudne, jeśli wszyscy biegają z tymi samymi zabawkami. Jak tu się poczuć lepszym od innych? Jak tu patrzeć na innych z góry? Jak tu zachwycić świat seksownym błyskiem ostrza nowego miecza czy burzącą krew w żyłach krzywizną łuczyska drżącego pod napięciem cięciwy, skoro wszyscy też takie mają? Zniechęcające.
Zniechęcenie to odczucie, które stopniowo narasta przy obcowaniu z Royal Quest, aż do momentu, gdy pokrywa wszystkie inne. Gra darmowa czy nie darmowa, znudziła mnie i zmęczyła dość szybko. Zabawne misje to przyjemna sprawa, ale nie jeśli w każdej chodzi o wyrwanie dziesięciu piór z zadków tutejszego odpowiednika kurczaka. A obawiam się, że poza humorem Royal Quest nic innego od siebie nie ma do zaoferowania - cała reszta tego co posiada, wzięta została od innych, za pomocą jakiegoś mechanicznego procesu, który po drodze zmielił natchnienie na lotne drobinki, które wciągnął chyba ktoś spoza zespołu Katauri. W ich grze natchnienia i żadnej iskry nie ma, co widać już w aktualnej wersji beta. Szkoda. W ogóle nie siedzę w klimatach darmowych gier MMO i znam tylko kilka z nich, ale mógłbym bez namysłu wskazać przynajmniej pięć o wiele lepszych, bardziej rozbudowanych i wartych uwagi, za które też nie trzeba płacić. I niektóre też mają swoją polską wersję.
Szkoda, że niegdyś wielcy, genialni, perfekcyjni Rosjanie z Katauri zmienili się w wyrobników, którzy przerywają kopiowanie samych siebie tylko po to, by jeszcze mniej udanie skopiować kogoś innego. Może kiedyś, w przyszłości, znów porażą nas swoją błyskotliwością. Może. Wiem jednak, że nie nastąpi to w bezpłciowym, odtwórczym, próbującym wbić się na siłę w trend popularności darmowych MMO Royal Quest.