Czołgi rządzą. Samoloty są piękne, zwinne i szybkie, ale z uczuciem mocy, jakie daje kierowanie kilkudziesięciotonowym stalowym kolosem nie mogą konkurować. Większe, bardziej majestatyczne i pełne dostojeństwa są tylko okręty, ale na razie nie ma jeszcze żadnej gry o nich, więc porównujemy tylko czołgi i samoloty. Porównujemy z innymi czołgami i samolotami, bo nie ma co udawać, że War Thunder nie próbuje usilnie odebrać palmy pierwszeństwa i milionów graczy szalenie popularnemu World of Tanks. Jeśli chodzi o starcia podniebne, to Gaijin Entertainment wygrało z Wargaming zdecydowanie - lotniczy War Thunder jest o niebo lepszy od zbyt prostego i ograniczonego World of Warplanes. Ale jeśli chodzi o czołgi... World of Tanks trzyma się bardzo mocno od lat, a War Thunder: Ground Forces dopiero raczkuje. Czy ma szansę w przyszłości rzucić wyzwanie gigantowi?
Oczywiście, połączenie realistycznego pola widzenia oraz prawdziwie morderczego ostrzału powinno zmienić Ground Forces w festiwal czajenia się w krzakach. Tyle, że nie zmienia, bo podobnie jak w podstawowym War Thunder nie mamy do czynienia z prostym deathmatchem, tylko rozgrywką taktyczną, najbardziej chyba przypominającą battlefieldowy tryb podboju. Mamy na mapie trzy strefy kontroli, które można przejąć tylko wjeżdżając w nie czołgiem. Układ tych punktów bywa różny, czasem są osłonięte, czasem nie, czasem wszystkie trzy leżą na ziemi spornej, a czasem każda ze stron ma jeden "swój" punkt bliżej bazy i ciężkie walki toczą się tylko o ten środkowy. Bez różnicy jak to wygląda w przypadku danej mapy, konsekwencje przyjętego sposobu gry są daleko idące. Nie da się wygrać siedząc w krzakach i czekając aż wróg nam wjedzie pod celownik. Ktoś musi pójść do przodu i zająć te punkty. Potem będziemy ich bronić czając się, jak najbardziej, ale nawet wtedy nie będzie to strzelanie do kaczek, bo mapy są naprawdę spore i na tyle otwarte, że oskrzydlenie okopanego wroga zawsze jest możliwe. Dlatego mimo faktu, że mechanika premiuje defensywę, w Ground Forces jest zaskakująco wiele manewru i agresji. Także dlatego, że wzorem podstawowego War Thunder, do boju można zabrać kilka czołgów - a niektóre maszyny można wykorzystać więcej niż raz. I może ze dwa razy na kilkadziesiąt bitew zdarzyło mi się, że straciłem wszystkie swoje wozy, a runda się jeszcze nie skończyła.
To dodatkowe pomnożenie pojazdów jest chyba próbą zbalansowania ich względem lotnictwa. Tak, czołgi i samoloty współistnieją tu na jednej i tej samej mapie. Owszem, są takie, gdzie lotnictwa nie ma w ogóle, ale są i takie "koedukacyjne". Na razie w becie można latać tylko podstawowymi dwupłatowcami, które trzeba najpierw rozwinąć, żeby im podwiesić bomby, którymi mogą zagrozić czołgom. Ale już są groźne. I jestem bardzo ciekaw, co Gaijin zrobią, żeby nie były zbyt potężne w stosunku do tanków. Z tego co widzę, odpowiedzią jest powiększona mapa dla lotnictwa, które musi spędzić trochę czasu zanim doleci w okolicę, gdzie bawią się czołgi - to daje szanse sojuszniczym myśliwcom na zapolowanie na myśliwych zafiksowanych na czołgach. Mapy współdzielone mają także automatyczne stanowiska przeciwlotnicze, które z pewnością będą choć trochę utrudniać zadanie lotnikom. No i zawsze można zaopatrzyć się w samobieżną baterię plot, jakiegoś flakpanzera czy coś. Oczywiście, można też zabrać do bitwy własny myśliwiec i jak nam jakiś truteń skasuje czołg, to wsiąść w messerschmitta i dokonać pomsty na skubańcu. Uch, trochę się podnieciłem na tę myśl...
Mówiąc kolokwialnie, War Thunder: Ground Forces kopie tyłki. Konkurencji i w ogóle. Ma tylko jedną wadę - jest w zamkniętej becie, która działa zaledwie przez kilka godzin co kilka dni, więc nie można się porządnie nagrać. Dnia, w którym Ground Forces wejdzie w fazę otwartej bety i wszyscy będą mogli zacząć się bawić w bitwy pancerno-lotnicze twórcy World of Tanks powinni obawiać się jak ognia. Będzie to bowiem początek końca ich gry. Propozycja Gaijin bezdyskusyjnie i ewidentnie przewyższa jakościowo to, co oferuje Wargaming. Różnica jest aż tak duża, że w sumie trochę żal zdeklasowanych Białorusinów, bo co by o World of Tanks nie mówić, to gra ta wprowadziła czołgi na sieciowe salony i należy się jej szacunek za te pionierskie dokonania. Przyszłość należy jednak do War Thunder i jego Ground Forces. Przyszłość należy do prawdziwych czołgów.