Banished - recenzja

Sławek Serafin
2014/03/09 15:02

Uroki powstrzymywania mieszkańców górskiej wioski przed śmiercią z głodu i chłodu.

Nie wiem kto i dlaczego wygnał tych ludzi. Takie jest założenie Banished, co nawet po tytule widać przecież - grupka prostych wieśniaków zostaje wygnana w góry, gdzie musi sobie ułożyć życie na nowo. Tylko nie mogę przestać myśleć o tym, dlaczego ich wygnano. Raczej nic złego nie zrobili, bo przecież gdyby byli jakimiś krwawymi kultystami, to bym zauważył. Nie zabijają się też nawzajem, ot, w całej kilkudziesięcioletniej historii trzech moich wiosek zdarzyło się zaledwie jedno morderstwo w afekcie, czyli zdecydowanie poniżej normy. Generalnie to schludni, pracowici, bogobojni i niespecjalnie wybredni ludzie. Nie mam pojęcia dlaczego ich wyrzucono skądkolwiek. A może to całe tytułowe wygnanie wzięło się stąd, że gra miała być zasadniczo o osadnikach, a ta nazwa jest już od dawna zajęta? Pewnie tak. Autor, bo w przypadku Banished mowa o autorze sztuk jeden, postanowił więc zatytułować grę bardziej dramatycznie, choć nie do końca zgodnie z prawdą chyba - bo przecież mamy tu jednak do czynienia z osadnikami. Dosłownie i w przenośni.

Banished - recenzja

Banished jako gra w budowanie wiejskiej sielanki bazuje na klasycznych rozwiązaniach wypracowanych przez pierwsze części Settlers. Głównie zaś pożycza z tamtych gier jedną ważną koncepcję - gracz nic nie robi sam, lecz działa cały czas za pośrednictwem swoich podopiecznych. W skrócie - my rozkazujemy, a oni słuchają. Każemy ściąć drzewa czy rozłupać kamienie, to ktoś pójdzie i to zrobi, a potem uzyskane surowce przeniesie do wyznaczonego przez nas miejsca ich składowania. Stamtąd zabierze je ktoś inny i zaniesie tam, gdzie gracz nakazał wzniesienie domu, warsztatu czy czegoś tam jeszcze innego, a gdy materiałów uzbiera się odpowiednia ilość, na plac budowy zawita desygnowany przez gracza gość z młotkiem i zmontuje to wszystko w gustowną konstrukcję w stylu rustykalno-nordyckim. Wszystko działa w Banished właśnie w ten sposób - my mówimy co robić, a biedni wieśniacy próbują tego dokonać i nie zginąć w trakcie. Czyli tak jak dawno, dawno temu w Settlers, prawda? Prawda, może nie do końca, ale częściowo na pewno. I podobnie jak wtedy widok naszej małej społeczności krzątającej się po okolicy i realizującej wyznaczone zadania ma w sobie coś kojącego, jak obserwowanie górskiego strumyka. Tyle, że tutaj romantyczna zaduma nad sielskim życiem wiejskim może być w każdej chwili przerwana dramatem.

Banished jest tak skonstruowane, że priorytetem jest przede wszystkim utrzymanie naszych ludzi przy życiu. Prawie cała gra kręci się tutaj właśnie wokół tego, czyli zapewnienia im jedzenia, ubrania, dachu nad głową i czegoś, czym można podsycać ogień w zimie. W większości podobnych gier te kwestie są albo pomijane, albo spychane na daleki plan, a tu wręcz przeciwnie, przetrwanie, takie zwykłe, biologiczne, jest nadrzędne. I choć na dobrą sprawę nie jest aż tak trudno sprawić, by nam podopieczni nie padali hurtowo z niedożywienia lub wychłodzenia, to cień tego zagrożenia cały czas się kładzie na tym, co robimy i... dzięki temu gra, w sumie dość podobna do wszystkich innych tego typu gier, wydaje się być świeższa, ciekawsza i bardziej emocjonująca. Zwłaszcza na środkowym etapie rozgrywki.

Wydawałoby się, że to początek powinien być najtrudniejszy, prawda? Przecież mamy tylko garstkę dorosłych, kilka bachorów, trochę zapasów i czas do zimy, żeby zorganizować im jakieś schronienie i wyżywienie. Wieje grozą, ale nie jest tak źle. Drewniane domy buduje się szybko, podobnie jak przystań rybacką i chatkę dla myśliwych oraz tych desperatów, którzy będą łazić po lesie w poszukiwaniu grzybów, korzonków i jagód. Relatywnie łatwo jest zapewnić jaki taki komfort małej społeczności, zwłaszcza jeśli będziemy pamiętali o postawieniu warsztatu ciesielskiego, gdzie wyznaczony osobnik będzie ciął drewno z lasu na szczapy, którymi można palić zimą w piecu. W ten sposób przetrwamy pierwsze chłody bez większych problemów. I może nawet wiosną spróbujemy zasiać jakieś ziarna na małym poletku, a także umieścić w ziemi sadzonki drzew owocowych, które za kilka lat dadzą nam jabłka, gruszki, orzechy lub jeszcze coś innego. No właśnie, jabłka lub gruszki, ale nie jedno i drugie. Wyżywienie małej grupki ludzi to nie jest problem. Ba, nawet zapewnienie pożywienia kilkudziesięcioosobowej wiosce to nie jest aż takie wielkie wyzwanie. Ale ludzie podupadną na zdrowiu, jeśli będą jeść cały czas to samo, a my na bank zaczynaliśmy z ziarnami i sadzonkami tylko jednego typu, bo ta gra jest taka wredna właśnie. Jasne, możemy obsiać wszystkie poletka samymi dyniami i pielęgnować trzy sady brzoskwiniowe, ale na dłuższą metę tak się nie da, nawet jeśli będziemy uzupełniać dietę naszych wygnańców dziczyzną, rybami i tym, co się uda wygrzebać spod ściółki w lesie. Będziemy potrzebować nowych nasion, nowych sadzonek, a może i nawet jakichś zwierząt hodowlanych.

I tutaj zaczynają się schody. Wszystkie te specjały można kupić od cyklicznie przypływających rzeką kupców. Są one pieruńsko drogie jednakowoż, a my mamy tylko biedną wioskę, która ledwie utrzymuje swoich mieszkańców w jakiej takiej kondycji. Co zrobić? Eskalować. Żeby zarobić na bardziej różnorodny wikt, musimy mieć coś na sprzedaż. Żeby mieć coś na sprzedaż, musimy produkować w nadmiarze, najlepiej coś wartościowego, jak na przykład gustowne zimowe futra. Niby proste, ale żeby zorganizować taką produkcję, musimy nakręcić też pozostałe elementy, bo wioska w Banished jest jak naczynia połączone i wszystko jest tu płynne i od siebie zależne. Chcemy więcej produkować, musimy mieć więcej ludzi, chcemy mieć więcej ludzi, musimy zbudować więcej domów, które nie tylko wymagają surowców, ale też później ogrzewania w zimie i oczywiście wyżywienia dla mieszkańców. I wszystko jest cacy do momentu, gdy okazuje się, że wycięliśmy już wszystkie pobliskie lasy, wyzbieraliśmy wszystkie kamienie i walającą się po okolicy żelazną rudę. Wtedy zaczynają się schody i prawdziwa zabawa w takie regulowanie i dyrygowanie wiejskim przemysłem, by nie zjadł sam siebie i pozwolił podążać do przodu jedyną słuszną ścieżką ostrożnego rozwoju. Bardzo ostrożnego, bo rozwaga to podstawa w Banished. Strasznie łatwo jest tutaj przeszarżować i po kilku latach obudzić się z ręką w nocniku - ot, wystarczy zbudować kilka chat za dużo i nie skompensować nieuchronnego wzrostu ludności odpowiednio wcześnie za pomocą dodatkowych upraw i większego przerobu materiałów opałowych, by zgotować sobie masowe zgony z głodu lub chłodu. Ta gra wymaga planowania z wyprzedzeniem, rozwagi i... uczenia się na nieuchronnych błędach.

GramTV przedstawia:

I właśnie dlatego jest taka fajna. Kilka razy zaczynałem od nowa lub wczytywałem bardzo odległy stan zapisu, żeby zrobić wszystko od początku tak jak trzeba lub zapobiec różnym głupim posunięciom. Uczenie się jak wyrzeźbić idealną wioskę to strasznie przyjemna zabawa, częściowo dzięki temu, że Banished w bardzo przemyślni sposób łączy prostotę z głębią. Prostota bierze się głównie z relatywnie niewielkiej ilości budowli, jakie możemy stawiać, a głębia kryje się w tym, jak odkryć zasady rządzące całkiem skomplikowanym ekosystemem, który się konstruuje za pomocą tych kilku klocków. Interfejs jednocześnie ułatwia nam nawigację i zarządzanie tym wszystkim, ale też ukrywa przed nami całą matematykę, która leży pewnie gdzieś tam u podstaw. Nie da się tutaj planować w oparciu o cyferki, nie da się w wymierny sposób oceniać w zasadzie niczego. Trzeba działać na wyczucie, trzeba starać się zrozumieć zasady rządzące tym małym leśno-górsko-rzecznym wszechświatem. Budowanie wioski w Banished nigdy nie sprowadza się do takich prostych zależności jak "jedno pole na dwa domki", choćby dlatego, że szyki takiemu sztywnemu myśleniu krzyżuje pewna losowość. Nie tylko sprowadza ona na nas różne przykre niespodzianki w stylu zgonów młodych kobiet w połogu, wybuchających co jakiś czas pożarów, chorób trzody, czy też samych ludzi, o tornadach i innych klęskach żywiołowych już nie mówiąc. Nie, losowość objawia się także w codziennej krzątaninie naszych wiejskich pracowitych mrówek. Czasem na przykład pogoda jest w danym roku kiepska i zima uderza wcześniej, nie pozwalając spokojnie zebrać jesiennych plonów. I zagląda nam w oczy widmo głodu, które możemy powstrzymać tylko awaryjnym przekwalifikowaniem rolników na myśliwych i rybaków, w nadziei, że uda się jakoś przetrwać do następnego lata, kiedy to będzie można z jednego lub dwóch pól zebrać plony wcześniej i nakarmić głodujących. W ostateczności można też podjąć kroki drastyczne i wyrżnąć część zwierząt hodowlanych, poprawiając bilans żywności na krótką metę, podobnie jak można wyciąć drzewa w sadach, jeśli naprawdę już nie ma czym palić w piecach w czasie jakiejś wyjątkowo wrednej zimy. Czasem trzeba będzie podjąć desperackie działania... lub też patrzeć, jak nasi podopieczni po prostu giną, dlatego że nie byliśmy dość przewidujący. A zwykle nie będziemy, bo nie da się tak naprawdę zabezpieczyć przed nieznanym. Gra w Banished to nauka na błędach, jak już wspomniałem, ale nauka bardzo przyjemna. Szkoda, że nie trwa wiecznie.

Główny problem tej małej, ale naprawdę bardzo sympatycznej, świeżej i wciągającej gry jest pochodną jej głównej atrakcji. Najfajniejsze jest tu odkrywanie zasad rządzących tym światkiem i uczenie się, jak nim kierować by działał w możliwie bezproblemowy sposób. I sprawia to wielką przyjemność, takie spokojne patrzenie, jak rośnie, to co zasadziliśmy i wypielęgnowaliśmy. Tyle, że na dłuższą metę ten sielankowy, kojący spokój zmienia się coraz bardziej w dotkliwą nudę. Minie wiele godzin zanim nas ona dopadnie, zwłaszcza jeśli będziemy próbować grać z trudniejszymi warunkami startowymi na przykład, ale tak czy inaczej nieuchronna rutyna w końcu zabije przyjemność z grania w Banished. Gdy już rozpracujemy wszystkie zagadki, gdy już nauczymy się jak układać tę kostkę Rubika za każdym razem, to nie pozostanie w zasadzie nic. Nie ma tu scenariuszy, nie ma gry wieloosobowej, nie ma nic oprócz nieskrępowanej rozgrywki dowolnej, która tak naprawdę nie ma w sobie żadnego celu. Dopóki bawimy się w utrzymywanie rozchwianego wiejskiego ekosystemu w równowadze, to fakt, że dążymy donikąd w ogóle nie przeszkadza. Ale kiedyś zacznie, prędzej lub później. Czy to źle? Jasne, że źle, bo chciałoby się przecież, żeby tak fajna gra jak Banished była żywotna i interesująca przez setki, a nie tylko dziesiątki godzin. Ale czy ta przypadłość skreśla tę zaskakująco dobrze poukładaną jednoosobową produkcję? A skądże.

Tak, na dłuższą metę Banished robi się nudne. Ale tych kilka wieczorów i nocy spędzonych na zbieraniu fasoli, hodowaniu kurczaków, strzyżeniu owieczek i karczowaniu lasów będę wspominał bardzo miło. Nie pamiętam już kiedy się tak wciągnąłem w patrzenie jak rośnie trawa. Podobną przyjemność obserwowania mojej własnej wirtualnej fermy mrówek miałem chyba bardzo dawno temu w czasach pierwszych Settlersów. Banished ma właśnie ten naturalny, niebanalny urok, który charakteryzował tamte gry i nie mogę nie polecić tej produkcji wszystkim, którym sprawiają przyjemność tego typu zabawy. Owszem, idealna nie jest, i tak, mogłaby być lepsza i bardziej rozbudowana, ale nawet bez tego Banished to kawałek bardzo solidnej gry i jeden z najlepszych przedstawicieli swojego gatunku w ostatnich latach.

8,0
Wiejska sielanka doprawiona do smaku śmiercią z głodu i chłodu
Plusy
  • przyjemny, kojący klimat
  • ciągłe zagrożenie życia mieszkańców czyni grę emocjonującą
  • prostota połączona z głębią
  • przejrzysty, wygodny interfejs
  • wciąga i to bardzo
Minusy
  • na dłuższą metę robi się nudno i rutynowo
  • brak scenariuszów i innych trybów oprócz gry dowolnej
Komentarze
26
Usunięty
Usunięty
19/03/2014 21:07

Taka fajna gierka dla zabicia czasu wg mnie:)

TheDoc
Gramowicz
13/03/2014 13:15

> > Wykresy sa. I nie tylko.> > Town Hall.>> Daj spokoj. Za malo ich. Toz to gra stricte ekonomiczna, a nie The Sims.Najważniejsze jest czyli roczne zużycie i produkcja materiałów

Usunięty
Usunięty
12/03/2014 12:24

> Wykresy sa. I nie tylko.> Town Hall.Daj spokoj. Za malo ich. Toz to gra stricte ekonomiczna, a nie The Sims.




Trwa Wczytywanie