Po czterech dniach ogrywania Shards of War w ostatnim wypada podzielić się ostatkami spostrzeżeń i jakoś to podsumować.
Po czterech dniach ogrywania Shards of War w ostatnim wypada podzielić się ostatkami spostrzeżeń i jakoś to podsumować.
Ile jest w Shards of War nowego, a ile starego? Powiedziałbym, że to miks gry zręcznościowej i MOBA. Gra jest w dużej mierze uproszczona w stosunku do klasyków gatunku, z którego się wywodzi. Dzięki temu ma potencjał na to, aby znaleźć oddaną grupę fanów.
Jednocześnie jest nieźle zrobiona - modele postaci i animacje, chociaż moim zdaniem wymagają nieco szlifu, jak na ramy MOBA, są świetne, porównywalne jakością np. do Dead Island: Epidemic. Jednocześnie wciąż nowością pozostaje osadzanie produkcji tego typu w realiach innych, niż świat fantasy. Poza tym, zupełnie zrezygnowano z broni kontaktowej, co dodatkowo modyfikuje zasady rządzące mechaniką.
Bardzo dużo Bigpoint zaczerpnęło od Heroes of the Storm, ale nie można mieć im tego za złe - gatunek się zmienia właśnie w tym kierunku, wyrzucanie wtórności jest w tym przypadku nie na miejsce. Shards of War po prostu adaptuje nowy standard.
Gra jest jednocześnie szybka i zostawia sporo miejsca na taktykę. Dużą zmianą w stosunku do chyba wszystkich dostępnych MOBA, a której wagę zauważyłem dopiero po jakimś czasie, jest blokowanie strzałów przez niezależne stwory - każdy z naszych autoataków jest w zasadzie skillshotem. Jeżeli na drodze stanie minion przeciwnika, to jest zupełnie chroniony przed podstawowym atakiem.
Specyficzny jest też system ulepszania postaci w trakcie walki. Z jednej strony przypomina to, co możemy znaleźć w Heroes of the Storm, ale z drugiej strony, jest o wiele bardziej elastyczny. Przed rozpoczęciem meczu możemy wybrać zawartość plecaka, składając w ten sposób zestaw perków, spośród których możemy wybierać w czasie walki (jak już wspomniałem, co kilka zdobytych poziomów doświadczenia). Do tego system craftingu, który daje możliwość tworzenia przedmiotów z zasobów, które zbieramy po prostu grając. Niegłupie.
Żeby być sprawiedliwym - grę w tej chwili trapią bolączki w postaci małej liczby dostępnych postaci, to wada którą wyrzuciłem też mobilnemu The Witcher: Battle Arena. Do tego dochodzi jeszcze pewna liczba bugów, które prawdopodobnie wkrótce zostaną wyeliminowane (np. problemy z pingowaniem, ze stabilnością). Niemniej, do Shards of War chce się co jakiś czas wracać, a to chyba wszystko, czego wymaga się od MOBA.
PS. Ostatni mecz wygrałem. Tak się tylko chwalę.
Jeżeli podoba Wam się Shards of War, to gra weszła właśnie w fazę otwartych betatestów. Aby sprawdzić ten tytuł, trzeba tylko zarejestrować się na stronie internetowej twórców.