Dlaczego warto czekać na Lords of the Fallen? Czy w ogóle warto? Przedstawiamy argumenty za i przeciw, dzięki którym podjęcie decyzji być może przyjdzie Wam łatwiej.
Dlaczego warto czekać na Lords of the Fallen? Czy w ogóle warto? Przedstawiamy argumenty za i przeciw, dzięki którym podjęcie decyzji być może przyjdzie Wam łatwiej.
Dzięki Lords of the Fallen CI Games ma wreszcie szansę dołączyć do branżowej ekstraklasy. Dotychczasowe próby nie były do końca udane, ale można je potraktować jako zaprawienie w boju, które nowej produkcji studia może się tylko przysłużyć. Rodzima firma mocno zresztą zainwestowała w rozbudowę zespołu, na czele którego stanął Tomasz Gop. Ekipę z Warszawy dzielnie wspomagała załoga rzeszowska. Nie wolno też zapominać o niebagatelnym wkładzie niemieckiego Deck 13, choć główna odpowiedzialność za powodzenie projektu spoczywa jednak na barkach CI Games. Jeśli Lords of the Fallen odniesie sukces, będzie to kolejny dowód na to, że nad Wisłą mamy smykałkę do robienia udanych gier. A pomyśleć, że jeszcze niedawno Polska stanowiła czarną dziurę na mapie Europy, podczas gdy praktycznie z każdej strony nasi sąsiedzi mieli swoje produkty eksportowe (Settlersi i Gothic z Niemiec, Mafia i Operation Flashpoint z Czech, zza wschodniej granicy w świat wyruszał Stalker). To się zmienia. Bądźmy z tego dumni.
Od samego ogłoszenia Lords of the Fallen w branży zapanowało jedno skojarzenie: jest to produkcja robiona na modłę japońskiego Dark Souls. Cezarowi trzeba oczywiście oddać co cesarskie: produkcja From Software jest bardzo poważana zarówno wśród dziennikarzy branżowych, jak i graczy. Pewne podobieństwa do tego tytułu w dziele CI Games widoczne są oczywiście gołym okiem. Tym niemniej, jeśli wraz z zakupem Lords of the Fallen spodziewacie się dostać Dark Souls z nowym bohaterem i w nowej skórce, to prawdopodobnie przeżyjecie rozczarowanie. Nie dlatego, że polska gra będzie słaba, tylko dlatego, że będzie inna. Subtelne różnice weterenów "Soulsów" mogą wprawić w irytację - to naturalne następstwo konieczności zmiany przyzwyczajeń. Nie oznacza to jednak, że wielbiciele cyklu From Software od razu powinni skreślić Lords of the Fallen. Wszystko jest bowiem kwestią oczekiwań - jeśli właściwie podejdą do produkcji CI Games, mogą na tym tylko skorzystać. Więcej pisaliśmy o tym zresztą we wczorajszym dniu tygodnia z Lords of the Fallen.
Ileż to mieliśmy w ostatnich latach przykładów gier, które przechodzą się same? Są na szczęście tacy, którzy potrafią uderzyć pięścią w stół i powiedzieć temu trendowi zdecydowane "dość!". Wśród nich jest CI Games. O Lords of the Fallen można powiedzieć wiele, ale na pewno nie to, że przechodzenie od jednej lokacji do następnej to bułka z masłem. Długie starcia z potężnymi przeciwnikami wymagają nieustannego skupienia i odpowiedniego tempa. Jeden fałszywy ruch może skończyć się dla nas tragicznie. Z drugiej strony, im lepiej opanujemy grę, tym większa będzie satysfakcja - a o to przecież w tego typu produkcjach chodzi, prawda?
Ludzie szukają w grach różnych rzeczy. Dla jednych najważniejsza jest przyjemność z rozgrywki, inni poszukują wyzwań i rywalizacji, a jeszcze inni chcą przeżyć niezapomnianą, poruszającą historię. Dla tych ostatnich Lords of the Fallen z pewnością nie będzie spełnieniem marzeń - twórcy sami przyznają, że fabuła nie jest dla nich sprawą najwyższej wagi. Nie oznacza to jednak, że opowieść nie będzie miała żadnego znaczenia. Po prostu - ważniejsza od niej będzie sama rozgrywka. Scenariusz przewiduje utartą walkę ze złem, któremu przeciwstawia się człowiek przez ludzkość potępiony. Ba, okazuje się on ostatnią szansą tejże ludzkości na uniknięcie zagłady. W Lords of the Fallen będzie można zresztą zagłębić się nie tylko w historię głównego bohatera, ale też świata gry - CI Games przygotowało kilkadziesiąt nagrań audio, które przybliżą odbiorcom uniwersum. Jak na produkcję, która przed fabułę przedkłada akcję, brzmi to co najmniej obiecująco, ale najwięksi koneserzy mogą czuć pewien niedosyt.
"Istnieje mapa złych rzeczy, które uczyniłem. Znajduje się właśnie tu" - to główny bohater Lords of the Fallen, Harkyn. Jak wiele w grach zależy od kreacji przewodniej postaci, nie trzeba chyba mówić. Do legendy przeszli i ci sympatyczni, i ci gruboskórni. Grunt, żeby byli jacyś, a Harkyn z pewnością ten warunek spełnia. Potępiony przez całą ludzkość za błędy przeszłości teraz może okazać się jej jedynym zbawcą. Mapa, o której mówi, znajduje się na jego twarzy - rozmaitymi znakami wybrukowane są na niej jego niecne czyny. Dawne zbrodnie dają mu siłę i doświadczenie w walce z demonicznym przeciwnikiem. Wiele potrafi, włada mocami nadprzyrodzonymi, a wielką bronią posługuje się nadzwyczaj naturalnie. Oto mocarz, którego paleta możliwości na polu bitwy jest - jeśli nie kompletna - to bardzo szeroka. A przy tym postać tragiczna, której odkupienie może stać się naszym udziałem.
Lords of the Fallen to jedna z tych gier z silniejszą grawitacją - jak raz dacie się wessać, to przepadniecie na dobre. A przecież nie można uciec od obowiązków życia codziennego. I jak te dwie sprawy pogodzić? W pierwszej fazie będziecie się przede wszystkim uczyć, poznawać tajniki rozgrywki, ale też odkrywać świat gry. Dalej też czeka masa rozmaitych aktywności - od realizacji głównego wątku przez masę zadań pobocznych i eksplorację. A jak utkniecie na jakimś bossie - wierzcie, to się zdarza - to dopadnie Was syndrom jeszcze jednej próby. Strzeżcie się zatem, Lords of the Fallen to prawdziwy czasopochłaniacz. Jeśli interesują Was suche liczby, to sam główny wątek zajmie 13-15 godzin, zaś na wszystkie aktywności dostępne w grze trzeba będzie przeznaczyć nawet godzin 50... Ile czasu na jednorazowe przejście potrzebował Harpen? Tego dowiecie się z jego recenzji.
Kiedy w grę wchodzi rozwój postaci, zwykle w trakcie jednego przejścia jesteśmy zmuszeni do obrania jednej, konkretnej wizji bohatera. Stajemy się taranem, doskonałym w walce bezpośredniej, jesteśmy mistrzem zaskakiwania nieprzyjaciela z dystansu, rozprawiamy się z wrogiem po cichu, albo mamy doskonałą defensywę. Na późniejszym etapie trudno jest te style korygować. Tymczasem niekiedy chciałoby się spróbować czegoś innego. Lords of the Fallen nam tę elastyczność zapewni. Nawet na późniejszych etapach możemy zdecydować się na walkę orężem innego typu niż dotychczas, wspomagając się innym zestawem dodatkowych umiejętności. Jeśli uznacie, że pierwotny wybór rozwoju Harkyna nie był do końca trafiony, albo po prostu zyskacie dostęp do jakiejś nieprawdopodobnie potężnej broni, która nie wpisuje się w Wasz dotychczasowy styl, bez obaw - wszystko da się zmienić. Mało tego, nawet podczas walki z bossem, dzięki pauzie, da się zmienić oręż, przedmioty w podręcznym ekwipunku i typ zbroi. Nie udało się jednym sposobem? Można spróbować innym.
Grand Theft Auto, Assassin's Creed, TES V: Skyrim, Batman: Arkham - branża idzie w stronę sandboksa, a te tytuły, równie popularne co doceniane w rozmaitych przeglądach i plebiscytach, stanowią tego najlepszy dowód. Nawet dwie tegoroczne największe premiery nowych marek (a taką przecież jest również Lords of the Fallen), Destiny i Watch Dogs, mają strukturę otwartego świata. Jeżeli lubujecie się właśnie w takich grach, w których najważniejszą rzeczą jest dla Was brak skrępowania eksploracji, nowa gra CI Games niekoniecznie - przynajmniej pod tym względem - trafi w Wasz gust. Nie chcemy przez to powiedzieć, że wszystko co niesandboksowe jest złe. Wręcz przeciwnie. Po prostu nie wszyscy lubią określony typ rozgrywki. A Lords of the Fallen niewątpliwie posiada atuty, które ewentualnie zrekompensują brak w pełni otwartego świata.
Lords of the Fallen to nowy tytuł w branżowej rzeczywistości. Debiutanci zwykle stanowią znak zapytania. Intrygują, ale nie wiadomo czego się spodziewać - zarówno po nich samych, jak i ich dalszym rozwoju. CI Games już w przedpremierowych zapowiedziach sugeruje, że na jednej grze spod znaku LoF może się nie skończyć. Niczego nie obiecują, ani tym bardziej nie zapowiadają oficjalnie, ale wysyłają sygnał, że istnieje szansa na stworzenie części drugiej. Nie wiemy, co przyniesie przyszłość, wiemy za to, że warto własnymi oczami obserwować tworzącą się historię. A taką właśnie okazję stwarza nam debiutujące dziś Lords of the Fallen.
Ten temat poniekąd zahaczaliśmy w kilku poprzednich punktach, ale warto go wyraźnie podkreślić. Lords of the Fallen nie jest grą, która przejdzie się sama. Nad umiejętnością skutecznej walki będziesz musiał popracować. Same starcia z przeciwnikami to też próba cierpliwości. Bezmyślnie wyprowadzane ataki na aferę, zwłaszcza w konfrontacji z silniejszymi wrogami - nie mają racji bytu i oznaczają wysłanie Harkyna na niemal pewną śmierć. Ratunkiem są dość często rozstawione punkty zapisu. Zwłaszcza przed walkami z bossem można mieć pewność, że aby do niego ponownie dotrzeć, nie trzeba będzie jeszcze raz przebijać się przez tabun szeregowych przeciwników. Nie zmienia to jednak faktu, że będziesz ginął po długich, wyczerpujących bataliach i rozpoczynał je od początku, od zera, wielokrotnie. Są gry, które udowodniły już, że chętnych na zaznanie takiej masochistycznej przyjemności nie brakuje, ale to z pewnością zabawa nie na nerwy wszystkich graczy. Jakby co, ostrzegaliśmy.
Tydzień z Lords of the Fallen jest wspólną akcją promocyjną firm CI Games i gram.pl.