Zaczęło się od Modern Warfare 2 i kapitana Price'a. Kiedy pojawiło się bezsprzecznie najlepsze Call of Duty: Modern Warfare wszyscy byli w zbyt wielkim szoku, aby zaglądać w związki przyczynowo-skutkowe czy motywacje bohaterów. Zachwyceni wprowadzeniem do gry i tym Ważnym Momentem, gdy bohater ginie po wybuchu bomby atomowej nie przyglądaliśmy się zbytnio spójności i wizji świata. Bo dlaczego mielibyśmy, skoro Modern Warfare było tak dobre, tak gładkie, tak mocne?
call-of-duty-advanced-warfare-gramy-w-kampanie-dla-jednego-gracza
Oczekiwania co do Modern Warfare 2 były ogromne i choć gra nie zawiodła mnie ani trochę, to wydawało mi się, że seria skręca niebezpiecznie w kierunku fabularnego szaleństwa. Rosjanie atakują Stany na podstawie incydentu na swoim własnym terytorium i trupa jednego agenta CIA? Wypuszczony z więzienia po pięciu latach kapitan Price odpala pocisk balistyczny z głowicą atomową w celu wywołania impulsu elektromagnetycznego nad amerykańską stolicą?
Musiałem jednak powstrzymać się, zanim wpadłem w słuszny gniew na papkę serwowaną przez scenarzystów Call of Duty. Modern Warfare 2 było znakomite. Poziomy zostały sprytnie zaprojektowane, gra skakała z jednego kraju do drugiego, mieszając misje na wielką skalę z tymi mniej spektakularnymi, ale równie wciągającymi. Nawet obrona fastfoodowej restauracji na amerykańskim przedmieściu przez hordami ze wschodu, sceny do bólu symbolicznej i łopatologicznie podanej, nie przeszkadzała. Co więcej, podobała mi się.
Seria zmęczyła mnie dopiero przy okazji recenzowania Black Ops 2. Z perspektywy dnia dzisiejszego, będąc świeżo po podwójnym przejściu kampanii w Advanced Warfare wiem, że problem nie istniał w samej grze. Problem miałem ja jako recenzent. Włączyło mi się nazbyt krytyczne myślenie, żal, że seria nie ruszyła ani trochę z miejsca, rok po roku coraz widoczniej zamieniając logikę na efektowność. Czyli włączyłem zły aparat krytyczny, nie dostosowałem narzędzi do opisywanego utworu. Nie chciałem zrozumieć, że fabuły w kolejnych Call of Duty są po prostu nieważne. Nie muszą mieć sensu, nie należy od nich wymagać niczego innego oprócz motywacji do przejścia kolejnego poziomu. Oprócz scen, które zapadają w pamięć i pięknych wybuchów.
Postanowiłem zrobić sobie przerwę chociaż na rok, żeby sprawdzić, czy rzeczywiście to z serią coś jest nie tak, czy też może to ja jestem tak nią najedzony, że zaczyna mi się cofać. Skończone pół roku po premierze Ghosts nie nastawiło mnie pozytywnie na premierę Advanced Warfare.
Duchy złego scenariusza
Mimo całej mojej miłości do amerykańskiej popkultury wciąż zauważam problemy serii. Call of Duty zbyt łatwo i zbyt szybko korzysta ze stereotypów, uruchamiając typowo amerykańskie sentymenty i mechanizmy. Co prawda w świetle wydarzeń za naszą wschodnią granicą ciężko jest winić scenarzystów, że wciąż prawie ćwierć wieku po upadku ZSRR przedstawiają Rosjan jako radykałów próbujących przejąć władzę nad światem, ale już tworzenie fikcyjnych konfederacji państw południowoamerykańskich dążących do zniszczenia Stanów było przesadą, szczególnie w kontekście politycznej dyskusji na temat odseparowywania USA od południowych sąsiadów.
Oto złe państwa Ameryki Południowej w odwecie za inwazje na własne terytoria przejmują broń masowego rażenia, którą Stany wystrzeliły na orbitę (oczywiście w celach pokojowych) i obracają ją przeciwko twórcom. Założenia o tyle niesmaczne, że w rzeczywistości spora część państw Ameryki Południowej była celem nielegalnych działań Stanów, głównie z ramienia CIA. Też byłbym zły, gdyby bogaty sąsiad mieszał się w moje sprawy tylko dlatego, że może.
Ghosts cierpiało jednak nie tylko na tę jedną przypadłość. Sam ton gry, wpadający w pseudoreligijny bełkot na temat tytułowych "Duchów", był. przedziwny. Już na pierwszy rzut oka oddział składał się z fanatyków tworzących swoje własne wierzenia wokół kultu siły. Tu nie było gadania o patriotyzmie, tu było tylko uwielbienie dla mocy prawdziwych wojowników. Seria zawsze starała się równoważyć superbohaterstwo postaci. Z jednej strony mieliśmy więc kolejnych Soapów i Price'ów, superżołnierzy robiących co im się tylko żywnie podoba, ale z drugiej umożliwiano uczestniczenie w konflikcie z perspektywy zwykłego piechura. Ghosts porzuciło ten sprytny mechanizm, skupiając się tylko na zakonie wojowników, bredzących coś pod nosem o honorze i oddaniu podczas bombardowania miast i przeprowadzania inwazji na teoretycznie niepodległe państwa.
W skrócie, fabuła Ghosts nie spełniała nawet tej najprostszej funkcji fabuły pozostałych odsłon Call of Duty. Była po prostu głupia.
Nowa (zaawansowana) nadzieja
Tymczasem Advanced Warfare pozytywnie mnie zaskoczyło. Przyznajmy to, zrobienie lepszej gry od zeszłorocznego, bełkotliwego Ghosts nie byłoby wyczynem, ale najnowsza odsłona przywraca Call of Duty na znane, tylko trochę szalone tory. Nie jest to jakiś potężny skok ewolucyjny. Mimo dodania nowych możliwości ruchowych, przyszłościowej fabuły i Kevina Spacey'ego to wciąż jest prowadzące gracza za rączkę Call of Duty, w którym tylko od czasu do czasu można samodzielnie otworzyć drzwi.
Advanced Warfare wpada w znane ramy, zostawiając za sobą psychopatyczność Ghosts. Od samego początku wiadomo, kto jest tym złym i dlaczego strzelamy do tych ludzików, do których głos w głowie każe strzelać. Scenarzyści postanowili iść pod prąd serii i zamiast angażować nas w konflikt z radykalną wersją prawdziwego państwa, rzucają przeciwko graczom żołnierzy bez kraju i flagi. Choć scenariusz jest całkowicie przewidywalny, a zwiastuny przedpremierowe nawet nie próbowały ukrywać, jakie zwroty fabularne nastąpią w trakcie kampanii, Advanced Warfare udaje się wrócić do funkcjonalnej historii. Znów czekam na to, co stanie się w następnej misji, raz jeszcze nie mogę się doczekać, do jakiego miejsca na świecie rzucą mnie tym razem twórcy.
Pomogło też znaczne zmniejszenie skali gry. Brak tu ogromnych bitew czołgów i inwazji na kraje Trzeciego Świata. Jest za to potężna korporacja z największą armią na świecie i jej charyzmatyczny przywódca, który nie musi przed nikim odpowiadać ze swoich czynów. Advanced Warfare zręcznie bije w bębenek współczesnych fobii przed megakorporacjami kontrolującymi każdy aspekt życia i firmami najemników, do których outsource'owana jest praca kiedyś wykonywana przez zawodowych żołnierzy. W grze wojennej jakiś wróg być przecież musi i po tylu latach strzelania do Rosjan i Arabów z ulgą przyjąłem tę zmianę. Umożliwia to również scenarzystom zbudowanie głębszych relacji pomiędzy bohaterami a antagonistami oraz natychmiastowe odwołanie się do stereotypowych, cyberpunkowych historii, w których to nie państwa narodowe mają wpływ na świat, ale megakorporacje. Advanced Warfare zręcznie miesza ze sobą te wszystkie motywy, prezentując funkcjonalną historię nakręcającą zainteresowanie. Misja spełniona.
Dodatki w postaci egzoszkieletu czy nowych granatów nie zmieniają formuły gry, raczej ją uzupełniają. To w końcu Call of Duty, więc nie mamy możliwości konfigurowania sprzętu przed misją i wybierania umiejętności specjalnych. Wszystko jest tu dostosowane pod scenariusz misji, żadnej wolności. Osoby, które czekają na jakąś wielką rewolucję w serii myślą nierealistycznie. To się nie wydarzy nigdy. Call of Duty nie mierzy w tworzenie kolejnych kamieni milowych elektronicznej rozrywki, Call of Duty celuje w rokroczne dostarczanie militarnej zabawy fanom spragnionych filmowej akcji.
Standardy oczekiwań
Call of Duty w takiej formie jest ze mną już od siedmiu lat. Wiem, czego spodziewać się po serii i dokładnie to dostaję rok w rok (oprócz wypadku z Ghosts), podobnie jak miliony innych graczy. I nie ma w tym nic złego. Nie istnieje obowiązek innowacji, nikt nie może kazać Activision wprowadzać rewolucyjnych rozwiązań. Call of Duty swoje za uszami ma, ale nie ma to związku z samą rozgrywką.
Advanced Warfare to najlepsze Call of Duty od lat, ciekawsze od Modern Warfare 3, spójniejsze od Black Ops 2, bezsprzecznie dominujące nad Ghosts. Dla fanów to pozycja obowiązkowa, a reszta? Reszta przecież i tak postawiła krzyżyk na serii siedem lat temu przy okazji premiery pierwszego Modern Warfare, więc po co w ogóle przejmować się ich zdaniem?