Rogue to gra godna polecenia tym, którzy chcieliby wiedzieć wszystko o fabule serii Assassin's Creed. Pozostali mogą zagrać, ale powinni wiedzieć, że nie znajdą tu nowości w mechanice rozgrywki.
Rogue to gra godna polecenia tym, którzy chcieliby wiedzieć wszystko o fabule serii Assassin's Creed. Pozostali mogą zagrać, ale powinni wiedzieć, że nie znajdą tu nowości w mechanice rozgrywki.
Gra od początku nie miała łatwego zadania, bowiem wszystkie oczy skierowane były na Assassin's Creed Unity. Ubisoft skupił się na promowaniu przygód Arno. Mimo wszystko muszę pochwalić francuskiego giganta za to, że wchodząc na nową generację konsol ze swoją sztandardową serią, nie zapomniał jeszcze o właścicielach poprzedniej, serwując im grę godną uwagi. Szkoda tylko, że głównie pod względem fabularnym, bo sama mechanika rozgrywki w dużej mierze stanowi kalkę rozwiązań z Assassin's Creed IV: Black Flag.
Historia zaprezentowana w Rogue jest ciekawa i dobrze poprowadzona, ale brakuje w niej naprawdę zaskakujących i efektownych momentów. Wyjątkiem jest ostatnia scena. Gdy wydawało mi się, że wszystkie wątki zostały zamknięte, okazało się, że Shay ma do wykonania jeszcze jedno, bardzo ważne zadanie. Byłem pod wrażeniem, jak Ubisoft świetnie połączył Rogue z inną odsłoną cyklu pod względem fabularnym, ale nic więcej nie mogę zdradzić.
W Assassin's Creed Rogue miałem okazję przenieść się do drugiej połowy XVIII wieku, kiedy to miała miejsce wojna siedmioletnia. Obszerny świat, jaki przygotowali twórcy, umożliwił mi eksplorację Nowego Jorku, skutego lodem północnego Atlantyku i pasma górskiego Appalachy. Podobnie jak w Black Flag kampania została tak skonstruowana, żebyśmy mniej więcej tyle samo czasu spędzili na lądzie i na wodzie. Ukończenie całej przygody, wraz z wykonaniem wielu zadań pobocznych (łącznie około 50 procent gry) w celu ulepszenia statku, zajęło mi ponad 20 godzin.
Assassin's Creed Rogue pozwala stanąć po drugiej stronie barykady. Shay Patrick Cormac, który coraz bardziej przekonuje się do sprawy Templariuszy, musi uważać na każdym kroku, bowiem ścigany jest przez Zakon Asasynów. Bardzo często byłem zmuszony do korzystania ze Wzroku Orła, by zlokalizować prześladowców, którzy czyhali na mnie w wozach z sianem, pobliskich krzakach czy też wmieszali się w tłum, zasiadając na ławce między cywilami. Wystarczyła chwila nieuwagi, by przeciwnik wyskoczył z ukrycia i pozbawił mnie większości energii życiowej. Muszę przyznać, że poczucie zagrożenia towarzyszyło mi niemal na każdym kroku.
Shay Patrick Cormac niegdyś był członkiem Zakonu Asasynów, ale po opuszczeniu Bractwa nie utracił dostępu do swojego standardowego wyposażenia. Assassin's Creed Rogue ponownie umożliwił mi zabijanie przeciwników za pomocą ukrytych ostrzy, miecza czy broni palnej. Jak zwykle, do moich obowiązków należało umiejętne wspinanie się na coraz wyższe budynki, likwidowanie wskazanych celów, ratowanie mieszkańców czy infiltrowanie mocno strzeżonych terenów. Poza sekwencjami walki, które wciąż nie stanowiły najmniejszego wyzwania i skupiały się na bezmyślnym wciskaniu przycisków w odpowiednich momentach (tak, to nadal coś w rodzaju Quick Time Eventów), pojawiło się również dość sporo fragmentów typowo zręcznościowych (zwłaszcza w końcówce), gdzie musiałem pokonywać kolejne platformy, unikając rozmaitych pułapek. Zarówno jedne, jak i drugie fragmenty, mimo powtarzalności, wciąż potrafią zapewnić całkiem sporo frajdy.
Ubolewam nad tym, że Rogue w żaden sposób nie zachęcił mnie do eksploracji tak dużego świata. W tej odsłonie Assassin's Creed mogłem bez problemu podążać za głównym wątkiem fabularnym, ulepszając swój statek w razie potrzeby za pomocą posiadanych już materiałów. Nie musiałem wyruszać w morze na poszukiwania kolejnych surowców i walczyć z innymi statkami, zajmować fortów czy też szukać ukrytych skrzynek. Gdy to robiłem, nie odnosiłem wielkich korzyści, jeśli nie liczyć możliwości ulepszenia statku, który już i tak był na tyle silny, by poradzić sobie z wrogami pojawiającymi się w kampanii.
Assassin's Creed Rogue to propozycja skierowana wyłącznie do sympatyków uniwersum, a zwłaszcza tych, którym przypadło do gustu wydane w ubiegłym roku Black Flag. Pod względem mechaniki rozgrywki gra nie wprowadza istotnych nowości, ale warto w nią zagrać, by uzupełnić wiedzę na temat fabuły i powiązań między różnymi odsłonami cyklu.