Studio Dontnod prezentuje jak poprawić znaną na epizodyczne przygodówki formułę. Robi to w grze przedstawiającej w dojrzały sposób świat niedojrzałych nastolatków.
Studio Dontnod prezentuje jak poprawić znaną na epizodyczne przygodówki formułę. Robi to w grze przedstawiającej w dojrzały sposób świat niedojrzałych nastolatków.
Wraz z rozpoczęciem nowego etapu Max liczyła na to, że zmienią się także inne sfery jej życia. W końcu ma już 18 lat i zacznie obcować z dorosłymi ludźmi, a nie tą ograniczoną "licbazą". Cóż, nadzieje niczym motyl pożyły krótko, a szybko okazało się, że pod względem społecznej struktury studencka brać nie różni się od licealnej młodzieży. Sami wiecie. Są ci popularni i reszta, sportowcy popychający nerdów w swetrach, laski panoszące się niczym Miss Universe i śliniący się za nimi młodzi futbolowcy. Życie. Główna bohaterka liczyła na kontakty z bardziej normalnymi osobami, zamiast tego znowu przed wyjściem na korytarz liczy się ze złośliwymi docinkami, a na przerwie znajduje azyl w łazience, gdzie z dala od wścibskich spojrzeń ma chwilę dla siebie. Uwaga spoiler: To właśnie w taki moment wpasował się Nathan, wyciągając pistolet, który chwilę później wypalił pozbawiając życia dziwną, niebieskowłosą dziewczynę. I w tej właśnie chwili Max ze zdziwieniem odkryła, że potrafi.. cofać czas. Bo już chwilę później znowu siedziała w klasie słuchając wykładu profesora Jeffersona na temat początków popularnych dziś selfie w oczekiwaniu na dzwonek.
Scenariusz Life is Strange z całą pewnością można uznać za najmocniejszy punkt tej produkcji. Twórcy włożyli wiele wysiłku w odpowiednie nakreślenie zarówno głównej postaci Max, jak i pobocznych znajomych, którzy w pierwszym odcinku nie odgrywają większego znaczenia. Podczas trzygodzinnej przygody z pierwszym epizodem dowiedziałem się znacznie więcej o uczniach szkoły i tworzących się wśród nich klik, niż nawet potrzebowałbym do tego, aby wczuć się odpowiednio w klimat nastoletniego życia i problemów. Ale nie dajcie się zwieść, Life is Strange to nie polsatowska Pierwsza Miłość, Max szybko spotyka się z dawno niewidzianą przyjaciółką i zaczyna pomagać jej w poszukiwaniach zaginionej w tajemniczych okolicznościach koleżanki. A gdyby tego było mało, miasto już niedługo może mieć ogromny problem, czemu trzeba naturalnie zaradzić. Skąd to wiemy? Ano właśnie dzięki specjalnym zdolnościom Max.Life is Strange ewidentnie korzysta z modelu na przygodówki opracowanego przez Telltale Games - mamy tu do czynienia z grą epizodyczną, w której podejmowane decyzje wpływają na to, w jaki sposób potoczą się losy nie tylko głównej bohaterki, ale i otaczających ją osób. Jednocześnie Dontnod udało stworzyć się coś więcej niż zwykłą kalkę, a studio dołożyło do sprawdzonego już modelu coś od siebie. Jak działa możliwość manipulowania czasem? Całkiem prosto, naciskając wskazany przycisk czas zaczyna się cofać - jednocześnie na specjalnej spirali prezentującej jego upływ kropkami zaznaczono miejsca, w których dokonaliśmy ważnych decyzji. Sęk w tym, że Max podczas manipulacji czasem zachowuje świadomość i pamięć, a ponadto może w ten sposób zmieniać położenie swoje oraz innych przedmiotów. Dzięki temu, gdy podczas rozmowy okaże się, że ktoś nie jest do nas zbyt przyjaźnie nastawiony wystarczy wyciągnąć z niego odpowiednie informacje, a następnie rozmowę odbyć na nowo - tym razem w taki sposób, by potoczyła się po naszej myśli.
To tylko jeden z wielu przykładów, ale warto wspomnieć także o tym, że Life is Strange różni się od produkcji Telltale Games także tym, że w grze znajdziemy znacznie więcej zadań do wykonania czy problemów do rozwiązania. Nadal nie jest to poziom znany ze staroszkolnych przygodówek, ale jednak produkcja Dontnod z całą pewnością nie zostanie oskarżona o bycie interaktywnym filmem. Trzeba tutaj pomyśleć, poszukać odpowiedniego rozwiązania, czasem poprzestawiać jakieś przedmioty albo przekonać się, że to co zrobiliśmy nie było najrozsądniejsze i powtórzyć swoje kroki. Manipulowanie czasem jest zresztą wykorzystywane przy zagadkach. Dla przykładu, gdy Max chce zrzucić narzędzia z wysokiej maszyny przekona się, że spadną za szafę, co jeszcze bardziej utrudni dostanie się do nich. W takim momencie cofnięcie czasu i podłożenie w odpowiednim miejscu kartonu sprawi, że pożądany przedmiot trafi w jej ręce.Wiele podejmowanych decyzji ma swoje konsekwencje i często w newralgicznych punktach sprawdzamy obie możliwości. Czy psuje to zabawę? Ani trochę, dlatego, że z reguły wyboru dokonujemy między dwiema i tak kiepskimi możliwościami, a długofalowe konsekwencje ujawnią się dopiero wtedy, gdy będzie już zbyt późno, by zmienić podjętą decyzję. Warto wspomnieć o tym, że twórcy gry pokusili się o nakreślenie dla opowiadanej historii naprawdę głębokiego tła. W każdym z pomieszczeń, które odwiedzamy, znajduje się sporo przedmiotów, którym można się przyjrzeć - rozmawiać można także z wieloma osobami, a Max na bieżąco komentuje ich poczynania, zapisując je ponadto w swoim dzienniku, dzięki czemu naprawdę łatwo poczuć więź z bohaterką. Tym bardziej, że wzbudza ona sympatię - jest może i nieśmiała, nastawiona defensywnie do otaczającego ją świata i ewidentnie nie można jej nazwać ekstrawertyczką, ale ma rozsądne podejście do życia i dystans do siebie oraz otaczających ją osób. Jest trochę chłodna, ale sympatyczna, zwraca uwagę na osoby pomijane przez towarzyską śmietankę, wyciąga do nich rękę - potrafi przyznać się do błędu, bo podchodzi do życia w sprawiedliwy sposób. Do tego wszystkiego rzuca rzadkimi, ale celnymi i śmiesznymi uwagami, przez co klimat całej produkcji jest niesamowicie spójny i oddziałujący na gracza.
Na tak bogatym nakreśleniu tła momentami cierpi tempo akcji. Szczególnie wtedy, gdy na Max czeka na parkingu przyjaciel, a ona tak się do niego śpieszy, że gada po drodze z kilkunastoma osobami, rozwiązuje trzy zagadki, ma czas na polatanie dronem koleżanki, a także dwukrotne usadowienie się na kanapie i wsłuchanie w puszczoną muzykę. Owszem, to ja gracz kieruję jej poczynaniami, ale to twórcy stawiają mnie w sytuacji, w której z jednej strony niby to mam się spieszyć, bo czeka na mnie kolega, ale z drugiej nie mogę tego zrobić, bo inaczej przegapiłbym sporo niewielkich, ale bardzo ważnych dla klimatu detali. Jeżeli lubicie zaglądać w każdy kąt, cieszyć się drobnostkami i chłonąć klimat chociażby poprzez chwilowe zatrzymanie się, rozkoszowanie widokiem i wsłuchaniem w muzykę z tła - Life is Strange zaoferuje Wam to w odpowiedniej ilości. Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że nacisk na budowę tła dla dalszej historii będzie pewnie domeną pierwszego epizodu, który ma za zadanie wprowadzić gracza do świata Max, wytłumaczyć panujące w nim zasady i umożliwić odpowiednie wczucie się. Tym bardziej więc szkoda, że gdy to wszystko już następuje, gra rzuca niezłym cliffhangerem i informuje, że dalszy ciąg historii poznamy dopiero w marcu. Ale taki już urok epizodycznych przygodówek.Z technicznego punktu widzenia Life is Strange trzeba pochwalić za świetną oprawę wizualną. Przede wszystkim grafika w grze jest bardzo plastyczna i nasycona ciepłymi barwami, co w połączeniu z kreskówkowym stylem i wspomnianym już klimatycznym soundtrackiem jest ważnym elementem budującym nastrój. Grafika stoi także na niezłym poziomie technologicznym - pokoje są wypełnione dziesiątkami przedmiotów i detali, najczęściej wykonanych z dbałością o szczegóły i zachowaniem tekstur w wysokiej jakości. Cierpi na tym drugi plan, bo poza głównymi lokacjami niewiele przykuwa na nim oko i zdecydowanie brakuje tam kilku elementów, ale być może związane jest to z ograniczeniami silnika. Można to jednak grze wybaczyć, bo pierwszy plan jest na tyle szeroki i rozbudowany, że można się na nim w zupełności skupić.
Co do technicznych wad to mogę doczepić się do fatalnej synchronizacji ust postaci z wypowiadanymi kwestiami - ona praktycznie nie istnieje, co więcej, przez większość czasu bohaterowie ledwo ruszają ustami. Dziwnie to wygląda w połączeniu z lecącymi z głośników kolejnymi zdaniami czytanymi przez lektorów. A skoro już przy tym jesteśmy, kolejny plus na konto Life is Strange wędruje za świetnych aktorów podkładających głos dla poszczególnych bohaterów. Naprawdę dobrze wypowiadają swoje kwestie, z wczuciem się w rolę, a ponadto niektórzy z nich dysponują przyjemną dla głosu barwą, co dodaje dialogom dodatkowego smaczku. Nie bójcie się jednak, nie ma tu miejsca na przedłużające się rozmowy - jest ich sporo, ale są raczej krótkie i zwięzłe, nie zdążycie się więc nimi znudzić.Reasumując, Life is Strange wkroczyło na arenę, na której królowały do tej pory produkcje od Telltale Games i wydawało się być na przegranej pozycji. Bo korzysta z wtórnego modelu i nie korzysta z licencji na żadną znaną markę, zamiast tego opowiada historię nastolatki powracającej w rodzinne okolice. Nuda, wydawałoby się, a tymczasem deweloperzy naprawdę pokazali klasę. Zbudowali wiarygodne postacie, bogaty w detale świat i połączyli to wszystko z sobą intrygującym, życiowym scenariuszem. Nie ma tu miejsca póki co na wartką akcję, a jednak klimat i grywalność przyciągają do ekranu skutecznie. Jednocześnie pod względem jakości wykonania gra położyła na łopatki konkurencję, która szczególnie w przypadku Gry o Tron zaprezentowała się zupełnie nijako. To zresztą paradoks, bo porównując trzy przygodówki - dwie od Telltale Games i recenzowaną nowość od Dontnod przewidywałem, że Gra o Tron będzie najmocniejsza, za nią uplasuje się Tales from Borderlands, a dopiero na trzecim miejscu sklasyfikować będzie można Life is Strange. Pierwsze epizody tych gier sugerują natomiast, że może być dokładnie odwrotnie. I choć końcowy werdykt wydamy po ostatnich odcinkach, zapowiada się niezwykle intrygujący pojedynek. Mnie Life is Strange mocno przypadło do gustu i żałuję, że na koleje odcinki muszę czekać tak długo. Was namawiam natomiast do sprawdzenia gry, bo pierwszy epizod jest dostępny aktualnie w cenie biletu do kina. Za trzy godziny zabawy to chyba niezła cena, prawda?