Emergency 5 - Symulator misji ratunkowych to gra o ratowaniu ludzi. Ale czy istnieje coś, co jest w stanie uratować grę przed zalewem błędów i niedoróbek?
Emergency 5 - Symulator misji ratunkowych to gra o ratowaniu ludzi. Ale czy istnieje coś, co jest w stanie uratować grę przed zalewem błędów i niedoróbek?
Emergency 5 - Symulator misji ratunkowych to gra niemieckiego studia Sixteen Tons Entertainment, w której gracze przyjmują na swoje barki niezwykle odpowiedzialną funkcję szefa służb ratowniczych: medycznych, policyjnych, straży pożarnej i specjalnych. W kampanii muszą się zmierzyć z serią scenariuszy, których akcja toczy się w trzech niemieckich miastach. Przenosiny do kolejnego każdorazowo oznaczają awans za zasługi w ratowaniu ludzkiego życia. Leżące u stóp gór miasteczko zostało zasypane lawiną? Trzeba wysłać holowniki i psy tropiące, by odnalazły ofiary. Wywróciła się ciężarówka wioząca toksyczne substancje? Strażacy mają odpowiedni sprzęt, by się tym zająć. Na ulicy wybuchły zamieszki wywołane przez wrogie ugrupowania przestępcze? Antyterroryści będą wiedzieli, jak zaprowadzić porządek i ująć członków gangów. Życie głów mocarstw wisi na włosku? Trzeba rzucić wszystkie siły, by nie doszło do tragedii.
To zaledwie przykłady misji, z jakimi przyjdzie nam się zmierzyć w Emergency 5. Wysłanie na miejsce zdarzenia odpowiednich jednostek to jednak tylko pierwszy krok ku normalizacji sytuacji. Po dotarciu na miejsce odpowiednich wozów lub helikopterów trzeba ręcznie wysadzić służby i przydzielić każdemu określone zadanie. Bez tego nasi podkomendni będą jedynie bezczynnie przyglądać się sytuacji. Nie wszystko da się też zrobić od razu. Rannych najpierw musi opatrzyć lekarz, dopiero potem sanitariusze (po wykonaniu przez gracza niezbędnej czynności) mogą ich zabrać na nosze i ambulansem przewieźć do szpitala. Brak samodzielności jednostek bywa irytujący i prowadzi do tragikomicznych sytuacji. Ekipa każdego ambulansu składa się z lekarza i dwóch sanitariuszy. Jeśli wysadzimy wszystkich na miejscu zdarzenia, ale w pośpiechu zapomnimy o medyku, ambulans odjedzie bez niego i nie będzie miał on możliwości powrotu do centrali. Takie sytuacje w Emergency 5 to niestety codzienność.
Najtrudniej bez wątpienia przychodzi uporanie się z ogniem. Fakt, że szybko się rozprzestrzenia, jest tylko jednym z powodów takiej konkluzji. W wozie jest sześciu strażaków. Przydzielenie każdemu z nich z osobna (grupki niestety w praktyce nie da się zaznaczyć nie zahaczając przy okazji o wóz, a wtedy dalsze czynności nie są możliwe) odpowiedniego sprzętu - a nie zawsze jest to wąż - zajmuje trochę czasu. Podobnie jak znalezienie przez naszych podwładnych hydrantów umożliwiających gaszenie wyznaczonego obiektu. Tak, obiekt ten też trzeba wyznaczyć. Wszystko to blednie jednak w świetle cyrku po zakończeniu akcji gaśniczej, jakim jest odnalezienie rozsianych po całej lokacji strażaków i przywołaniu ich z powrotem do wozów. "Nieporęczne" to naprawdę najłagodniejsze określenie, jakie można nadać sterowaniu i obsłudze w Emergency 5 - Symulatorze misji ratunkowych.To, co zdziwiło mnie najbardziej, to niewykorzystanie potencjału policji. "Niebiescy" rzadko kiedy przydają się w kampanii, a szkoda, bo na swoim wyposażeniu mają rozmaite przedmioty, które praktycznie pozostają nieużywane przez całą grę. Takim jest chociażby lizak, którym policjanci mogliby kierować ruchem w sytuacji, gdy nastąpił wypadek i droga jest nieprzejezdna. Podobnie rzecz się ma z taśmą odgradzają miejsce zagrożenia czy megafonem, którym mundurowi mogliby przemówić do rozsądku gapiów. Nie, to wszystko w Emergency 5 schodzi jakby na dalszy plan, a policja jest niezbędna tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z kradzieżą, pobiciem lub umyślnym zatruciem - krótko mówiąc, gdy trzeba kogoś złapać i odstawić na posterunek.
O ile wszystkie te dodatkowe czynności (jak np. właśnie działania policji zapobiegające odniesieniu obrażeń przez osoby postronne) w poprzednich częściach mocno komplikowały wykonanie zadania - i bez tego mieliśmy ręce pełne roboty, a już samo zaplanowanie działań nie było rzeczą łatwą - o tyle tym razem o takiej sytuacji nie byłoby mowy. Wszystko przez to, że Emergency 5 - Symulator misji ratunkowych przez kolejne zadania prowadzi nas za rączkę. W rogu ekranu mamy listę czynności do wykonania, a na wypadek, gdybyśmy coś przegapili, lektor co jakiś czas napomina nas w związku z występującym zagrożeniem. To znaczące uproszczenie, które jednak zabija ducha samodzielnego planowania, czyli czegoś, co było istotą wcześniejszych odsłon Emergency.
Dotąd w kampanii po zakończeniu jednego scenariusza natychmiast przystępowaliśmy do kolejnego. "Piątka" oferuje tymczasem jeszcze coś pomiędzy. Są to nieskomplikowane zazwyczaj zadania, wymagające użycia jednego lub góra dwóch pojazdów. Nieco bardziej złożone wezwania to najczęściej wypadki drogowe - wówczas trzeba wyciągnąć poszkodowanych z wraków i pilnować, by szczątki pojazdów się nie zapaliły, udzielić pomocy rannym i przetransportować ich do szpitala, a na koniec odholować to, co zostało po samochodach uczestniczących w wypadku. Częściej chodzi jednak np. o wysłanie technika do nawalającego przekaźnika energii, interwencję lekarza czy odszukanie zaginionego za pomocą psa tropiącego. Wykonanie tych zadań początkowo wiąże się ze zdobyciem wprawy i poznaniem funkcji poszczególnych jednostek, ale po pewnym czasie staje się zwyczajnie nużące. Ukończenie tych prostych misji jest jednak niezbędne do przejścia do kolejnego scenariusza. Wymagane jest bowiem uzbieranie określonej sumy na zakup nowych pojazdów, które przydadzą się w kolejnym rozdziale kampanii.
Liczba tychże pojazdów w Emergency 5 jest w pełni satysfakcjonująca. Oprócz standardowego wyposażenia centrali ratowniczej, jak różnorakie wozy gaśnicze, furgony policyjne, samochody lekarzy i ambulanse mamy do dyspozycji również szereg znacznie bardziej nietuzinkowych sprzętów. Są helikoptery, zarówno ratownicze, jak i z antyterrorystami, są łodzie gaśnicze i ratunkowe, są wreszcie nurkowie, którzy w razie potrzeby odnajdą podtopione osoby. Jest wreszcie pojazd policyjny z robotem do rozbrajania bomb. Wszystkie te cudeńka częściej lub rzadziej znajdą się w użyciu.
Wisienką na torcie wpadek i niedociągnięć pod nazwą Emergency 5 - Symulator misji ratunkowych jest jednak oprawa wizualna. O ile z daleka gra prezentuje się jeszcze jako-tako, tak na przybliżeniach obraz jest zwyczajnie brzydki. Najgorsze są jednak animacje. Wozy za każdym razem usiłują dotrzeć dokładnie w miejsce, w które zostały wezwane, choćby było ono zatarasowane ze wszystkich stron przez inne pojazdy. Prowadzi to do komicznie wyglądających prób wjechania tam, gdzie nie wcisnąłby się nawet rower. Na ratunek uporczywym kierowcom często przychodzą przeskakujące animacje. Najgorsze są jednak sytuacje, w których dany pojazd po wezwaniu z centrali na miejsce akcji... zabłądzi i zablokuje się gdzieś po drodze na nierówności terenu. Wtedy nie pozostaje nic innego, jak tylko zaprowadzić daną jednostkę kroczek po kroczku na miejsce, mając gdzieś z tyłu głowy uciekający czas, którego stawką jest uratowanie ofiar wypadku. Jedynym jasnym punktem oprawy jest żywiołowa muzyka, która świetnie wpasowuje się w konwencję ratowania ludzi z opresji.
A jednak potrafiłem w tym wszystkim znaleźć jakąś trudną do wytłumaczenia, masochistyczną przyjemność. Z jednej misji do kolejnej przechodziłem gładko, cieszyłem się kolejnymi minutami i godzinami spędzonymi z Emergency 5. Produkcja Sixteen Tons Entertainment ma niezwykłą umiejętność pochłaniania czasu całkowicie niepostrzeżenie. Największą satysfakcję dawało oczywiście ukończenie tych najbardziej skomplikowanych, wieloetapowych misji, w których trzeba było skorzystać z różnego rodzaju służb ratowniczych i jak najlepiej zgrać ich działania w czasie. A presja tego ostatniego tylko wyzwalała kolejne pokłady adrenaliny.Żałuję jednak, że ekipa Sixteen Tons Entertainment nie pokusiła się o wprowadzenie jakiegoś systemu rozliczeń. W grze liczy się tylko uratowanie wszystkich ludzi, ugaszenie wszystkich pożarów, odholowanie wszystkich wraków itd. Nie pomyślano np. o karaniu gracza za niepotrzebne wezwanie zbyt dużej liczby pojazdów. Akcje ratunkowe nie mają żadnych budżetów, więc możemy hulać do woli. Do woli w tym wypadku oznacza na tyle, na ile pozwoli nam ta pełna błędów produkcja.