Było ich trzech, w każdym z nich inna krew, ale jeden przyświecał im cel.
Było ich trzech, w każdym z nich inna krew, ale jeden przyświecał im cel.
Zanim przejdziemy do właściwej opowieści, prośbo-sugestia. Włączcie poniższy filmik. Niech jeden z najlepszych utworów ze ścieżki dźwiękowej Chrono Triggera towarzyszy Wam w podróży przez kolejne akapity. Tak, jak 20 lat temu towarzyszył Crono, Frogowi oraz reszcie ferajny w podróży przez epoki.
Chrono Trigger nie mógł się nie udać. Przeznaczenie, koniunkcja planet czy zwykły zbieg okoliczności. Nazwijcie to, jak chcecie. Na produkcję RPG wszech czasów złożyło się jednak tyle korzystnych czynników, że efekt mógł być tylko jeden. To od momentu poczęcia gra spisana na wielkość.
Czas to klucz do zrozumienia wszystkiego, co z Chrono Triggerem związane. Środek lat 90-tych całkowicie zasłużenie zwykło się nazywać Złotą Erą Squaresoftu. Firma, która pod koniec lat 80-tych szykowała się do pakowania majdanu premierą łabędziego śpiewu w postaci Final Fantasy (tę historię znamy przecież wszyscy), była w roku 1994 na szczycie świata. Grudzień przyniósł na Zachodzie premierę Final Fantasy III/VI (zależnie od szerokości geograficznej). Gry w zasadzie idealnej, bezbłędnie łączącej cały dotychczasowy dorobek gatunku. Powszechna opinia głosiła, że nie da się zrobić lepszego RPG. Kilka miesięcy później Squaresoft wyprowadził wszystkich z błędu. Wydany w marcu w Japonii, a w sierpniu w Stanach Zjednoczonych Chrono Trigger pokazał, że:
A. da się lepiej;
Do stworzenia gry jednej na milion, zamykającej pewną erę i jednocześnie otwierającej kolejną, potrzeba człowieka nietuzinkowego. Zazwyczaj za udaną produkcją stoi jeden człowiek z wizją. Trzon odpowiedzialnego za Chrono Triggera "dream teamu" stanowiło ich aż trzech. I ani użycie słów "dream team", ani określenie każdego z nich geniuszem nie będzie nadużyciem w najmniejszym stopniu.
Hironobu Sakagauchi, czyli człowiek z przyczepioną dożywotnio metką ojca Final Fantasy.
Yuji Horii, czyli twórca największego konkurenta Final Fantasy, serii Dragon Quest, oraz producent między innymi Portopia Serial Murder Case. Gry, która zainspirowała Hideo Kojimę do tworzenia własnych.
Akira Toriyama, czyli facet, przez którego trzepaki na polskich podwórkach w latach 90-tych regularnie świeciły pustkami w okolicach godziny 15. Innymi słowy, twórca Dragon Balla.
Michael Jordan i Scottie Pippen nie powinni być urażeni dzieleniem miana drużyny marzeń z takim tercetem, prawda?
To właśnie ta trójka wpadła na pomysł stworzenia razem gry podczas wycieczki do Stanów Zjednoczonych z zamiarem zbadania postępów w grafice komputerowej. Wspólny cel, tak wspaniale wpisujący ich w tekst Autobiografii Perfektu, to stworzenie gry "jakie jeszcze nie było". A takie nie rosną przecież na drzewach. Burza mózgów na temat zbudowania gry wokół podróży w czasie oraz wszelkich trudności wynikających z bycia pionierem trwała przez rok, gdy z triem skontaktował się producent Squaresoftu Kazuhiko Aoki. Sedno rozmowy brzmiało mniej więcej tak: "chętnie Wam tę grę wyprodukuje". Sprawy nabrały wówczas właściwego rozpędu.
Na pokład wciągnięto scenarzystę Masato Kato (facet na ma koncie Xenogears, Ninja Gaiden czy Final Fantasy VII), któremu powierzono napisanie całej fabuły na podstawie jej zarysu pióra Horiiego. Kato nie był początkowo motywem podróży w czasie zachwycony w obawie przed nudną, powtarzalną rozgrywką. W końcu się jednak ugiął, w czym pomogło na pewno kilka godzin spotkań z Horiim każdego dnia przez pierwszy rok prac nad grą. Bez wątpienia burzliwe, pełne twórczych tarć spotkania zaowocowały spisaniem na papierze jednej z najlepszych, przełomowych historii w dziejach gier wideo.
To dobry moment, by pochylić się nad jedną ze składowych sukcesu Chrono Triggera. - fabułą. W gatunku, gdzie każda gra od pierwszych minut stawiała przed graczem misję zbawienia świata, Chrono Trigger przez pierwszą ćwiartkę przygody rzuca bohaterów do sielskiego świata, gdzie najważniejsze są "małe" problemy ludzi. Głównym motorem napędowym wydarzeń są tutaj podróże w czasie. To dzięki nim główny bohater, Crono, rozwiązuje paradoks dziadka związany z oporną księżniczką Merle, po powrocie do swoich czasów zostaje za porwanie tejże skazany, a po ucieczce przenosi się o tysiąc lat do przodu. To wtedy odkrywa, że światu - choć nie jego wersji, którą zna - zagraża zagłada z rąk Lavosa.
Oddalone o tysiąclecia, w zasadzie nie dotyczące herosów zagrożenie nie wydaje się najbardziej porywającym rozwiązaniem fabularnym, ale dzięki niesamowitemu tempu budowania opowieści czy bodaj najlepszej obsadzie w dziejach RPG, Squaresoft stworzył świat, którego los potrafi spędzać sen z powiek. To także świat, którego przyszłość, przeszłość czy teraźniejszość jest niczym kostka Rubika w rękach gracza. Kostka Rubika układa na przestrzeni 65 milionów lat. Decyzje mają w Chrono Triggerze kolosalne znaczenie, prawie każdy klocek da się przestawić, a nawet tak tragiczne wydarzenia, jak - UWAGA, 20-LETNI SPOILER - śmierć głównego bohatera da się odwrócić. O ogromie możliwości świadczy najlepiej liczba potencjalnych zakończeń przygody Crono: szczęśliwa 13.
Niewiele zabrakło jednak, żebyśmy Chrono Triggera nigdy w takim kształcie nie zobaczyli. Pierwotnie Squaresoft zlecił projekt jako kolejną część cyklu Final Fantasy Adventure, czyli zbliżonego rozgrywką do The Legend of Zelda spin-offu FF. Inny tytuł to pierwsza, oczywista różnica, ale mogło to pociągnąć także inne. Zmiany bardziej drastyczne. Po pierwsze, osadzenie gry w ramach znanej marki oznacza mniejsze pole do innowacji. Po drugiej, grę tworzono z myślą o Super Famicom Disk Drive, czyli odpalającej płyty kompaktowe nakładce na SNES-a. Tak, to ten sprzęt, który miało wyprodukować dla Nintendo Sony. Tak, to ten sprzęt, z którego narodziło się pierwsze PlayStation. Jak doskonale wiemy, SNES nigdy nie zaczął kompaktów obsługiwać, więc Square przerzuciło grę na kartridże pod nowym, dobrze już nam znanym tytułem.
Chrono Trigger z czasem wylądował w końcu na płytce CD przy okazji premiery na PSX-ie w roku 1999.
Ponadczasowa fabuła, burzliwy proces twórczy i nawet setka wielkich nazwisk na liście płac nie zbudowałyby jednak legendy Chrono Triggera bez tego, co najważniejsze - rozgrywki. To chyba właśnie na tej płaszczyźnie gra (no właśnie, przede wszystkim gra) Squaresoftu błyszczy najmocniej. Mistrzowie RPG przeszli w 1995 roku samych siebie, dzięki kilku innowacjom, które pozostały kamieniami milowymi gatunku na długie lata. Pierwsza z nich to usprawnienie - i tak już udanego - systemu Active Battle System z Final Fantasy VI. Druga to usunięcie przypadkowości w rozpoczynaniu walki. Chrono Trigger to pierwsza gra, w której pozycje przeciwników widzimy od razu na mapie. Pozwalało to zwczasu przygotować się na liczbę starć, rozpoczynać walkę w dogodnym momencie, dobierać najlepszą pozycję, a nawet przekradać się niepostrzeżenie obok słabszych przeciwników. Całość posypano na koniec systemem combosów, dzięki któremu każdy członek zespołu prędzej czy później okazywał się w boju nieodzowny. Efekt? W Chrono Triggera gra się dziś równie dobrze, co 20 lat temu.
Chrono Trigger to wciąż urodziwa gra, co kosztowało producentów sporo wysiłku. Natychmiastowe ładowanie walk bez przygasającego na chwilę ekranu było prawdziwym koszmarem dla programistów, podobnie jak i animowane sprite'y przeciwników. Talent zespołu technicznego i dość nietypowe inspiracje (zgadlibyście, że oświetlenie gry zainspirował Obcy Ridleya Scotta?) doprowadziły - słowami Horiiego - do przebicia postawionych przed nimi oczekiwań.
Gdzieś w tle wciąż przygrywa Frog's Theme? Wybornie. To mój ulubiony utwór ze ścieżki dźwiękowej autorstwa Yasunoriego Mitsudy, ale w zasadzie żadna jej kompozycja nie ustępuje mu znacząco. Ot, kwestia gustu. Soundtrack Chrono Triggera jest po prostu tak dobry. Próżno szukać na nim kawałków do przewinięcia.
Z obsadzeniem Mitsudy w roli głównego kompozytora wiąże się ciekawa anegdota. Niezadowolony ze swojej posady inżynier dźwięku zagroził władzom Squaresoftu odejściem, jeśli nie pozwolą mu nagrać własnej ścieżki dźwiękowej. Gambit się opłacił, a przy komponowaniu oprawy Chrono Triggera pomagał mu sam Nobuo Uematsu. Zawdzięczamy im takie perełki, jak:
Czy:
Lub składająca hołd Rickowi Astleyowi kompozycja dla Robo:
O wielu rzeczach nie wspomniałem celowo. Nie przybliżałem niesamowitych, na wskroś ludzkich (nawet, gdy są żabą) członków zespołu. Nie wgłębiałem się w temat wciąż wypatrywanej bezpośredniej kontynuacji oraz tej nie do końca przez fanów akceptowanej w postaci Chrono Cross. Nie ma też w tekście mowy o angielskiej lokalizacji, która - co wręcz nierealne - powstała w ciągu zaledwie 30 dni. A nieporuszonych tematów jest przecież znacznie więcej. Dlaczego? Odpowiedzi znajdziecie samodzielnie sprawdzając czy też odświeżając sobie Chrono Triggera. To jedna z gier, w które zagrać po prostu trzeba. Jej 20. urodziny to do tego okazja wymarzona. Zwłaszcza, że za sprawą masy reinkarnacji, zdobycie własnego egzemplarza nie nastręcza większych problemów.