Na Dreamfall zawsze trzeba czekać. Kiedyś - na nową część. Dziś - na nowe epizody. Dotychczas się opłacało. Jak będzie z Chapters? Próbujemy przewidzieć to recenzując dwa pierwsze odcinki gry.
Na Dreamfall zawsze trzeba czekać. Kiedyś - na nową część. Dziś - na nowe epizody. Dotychczas się opłacało. Jak będzie z Chapters? Próbujemy przewidzieć to recenzując dwa pierwsze odcinki gry.
Na mojej topliście gier seria Dreamfall ma szczególne miejsce. Pierwszą część, Najdłuższą Podróż, dostałem wiele lat temu na prezent i pochłonąłem ją w całości w trzy wieczory. W taki sposób wkręciłem się na dobre w przygodówki, bo wcześniej miałem za sobą tylko pojedyncze epizody w postaci Atlantis, Kajko i Kokosz, Hariboy's Quest czy A.D. 2044 (pamięta ktoś jeszcze o tych produkcjach?). Najdłuższa Podróż ze swoim futurystycznym klimatem, w którym magia miesza się z technologią, wciągnęła mnie maksymalnie. Spora zasługa była w tym także głównej bohaterki, April Ryan, której głosu użyczyła Edyta Olszówka. Z niecierpliwością więc oczekiwałem kontynuacji, która zapowiadała się dość rewolucyjnie pod kilkoma względami, chociażby z powodu przeniesienia gry do świata wykreowanego całkowicie w 3D czy przygotowania więcej niż jednej grywalnej postaci.
I choć nie wszystko w Dreamfall poszło po myśli twórców, a wspominając niezdarnie wykonany system walki do dziś zgrzytam zębami, wiem jedno. Po ujrzeniu finału gry oddałbym lewą nerkę i dowolną rękę, by móc wtedy usiąść do kontynuacji i poznać dalsze losy bohaterów. Produkcja pod względem scenariusza wykonana została naprawdę pierwszorzędnie. Balansowaliśmy w niej pomiędzy światem snów i magii, a rzeczywistością, wcielając się nie tylko w April, ale także w Zoe oraz Kiana. Każda z postaci miała inne motywacje i historię, ale losy całej trójki koniec końców splotły się, co dla każdej z nich miało ogromne znaczenie. Dodatkowo gra kończyła się wielkim cliffhangerem, który potęgował tylko uczucie niezadowolenia z powodu końca i wzmagał tęsknotę za kolejną częścią. Z czasem przestałem już wyczekiwać na trzecią część serii wiedząc, że nie prędko nadejdzie jej czas. Dziwiłem się tylko słysząc w okolicach 2008 roku, że Ragnar zastanawia się nad wykorzystaniem odcinkowego modelu dystrybucji. Wtedy nie był on jeszcze zbyt popularny, a Telltale dopiero przecierało szlaki wydając w ten sposób swojego Sama i Maksa.
W końcu jednak, doczekałem się. I faktycznie nowy Dreamfall ukazuje się w epizodach, co dziś nie jest już takim zaskoczeniem, bo epizodyczne przygodówki wraz z popularyzacją Steama oraz szybkich łącz internetowych rozgościły się na rynku na dobre. Podziwiam Ragnara za konsekwentne trzymanie się wizji i umiejętność przewidzenia na sześć-siedem lat na przód, jakie trendy pojawią się w branży i zdobędą jej uznanie. Sam wtedy drapałem się po głowie, nie wierząc, że gracze polubią odcinkowe przygodówki, a teraz na bieżąco śledzę już trzy serie, każdorazowo wypatrując z niecierpliwością nowych epizodów. I wiecie co? Z Dreamfall Chapters będzie podobnie. Bo pierwsze dwa epizody pokazują, że twórcom udało się póki co pokonać wysoko zawieszoną poprzeczkę, a powrót do Stark oraz Arkadii jest równie wciągający co poprzednio.Jednocześnie muszę przyznać, że nie polecam siadania do gry bez znajomości poprzednich dwóch części. Położyły one podwaliny pod rozwój uniwersum, w tym także i wydarzeń, które obserwujemy na ekranie w Dreamfall Chapters. W wielu miejscach pojawiają się postaci czy nawiązania do ważnych wydarzeń - brak wiedzy na ten temat z całą pewnością nie zabije przyjemności z grania, ale sprawi, że z gry wyciągniemy mniej niż możemy, a to prawdziwa szkoda. Tym bardziej, że dwie pierwsze części dostać można za grosze i to w pełnej, polskiej wersji językowej. A, że "jedynka" i "dwójka" są naprawdę dobre, aż po prostu szkoda ich nie znać chwytając się za Dreamfall Chapters.
Co do samej gry - trzeba przyznać, że Dreamfall Chapters rozpoczyna się dość emocjonalną sceną. Dziewczynka wykonuje piękną pieśń. Stoi w tym czasie na pomoście, pod nią utworzony jest krąg z łódek. Siedzą w nich sami zasmuceni ludzie, trzymający świecie. Po środku jest jeszcze jedna łódka. Leży w niej postać, w białym stroju, z zamkniętymi oczami. To oczywiście April Ryan, bohaterka dwóch poprzednich części, a ceremonia jest jej pogrzebem. Muzyka powoli narasta, czujemy zbliżający się moment kulminacyjny, w tym czasie kamera zbliża się do jej twarzy robiąc coraz większe przybliżenie. Podświadomie aż czeka się na moment, gdy April jednak otworzy oczy, zadając tym samym kłam swojej śmierci. Niestety, nic takiego nie nadchodzi. Jej pływająca trumna zostaje podpalona i odpływa w siną dal.
Następna scena jest równie symboliczna, bo chwilę później, w pewnym domu, w bliżej nieznanej nam lokalizacji, bliżej nieznanym nam ludziom rodzi się dziecko. Jedna osoba umarła, inna się narodziła. Od samego początku czujemy podświadomie, że ta dwójka ma z sobą wiele wspólnego. W końcu myślą przewodnią całego odcinka, jest reborn, a więc odrodzenie. W dwóch następnych scenach do historii powracają kolejno Zoe oraz Kian.Z całej trójki w dwóch pierwszych epizodach brakuje właśnie April, która choć martwa odpłynęła ku swojej przyszłości, z całą pewnością pojawi się jeszcze w nadchodzących odcinkach. Nową postacią jest natomiast wspomniane dziecko - Saga. Prym wiodą wspomnieni powyżej Zoe i Kian. Dziewczyna znajduje się początkowo w miejscu nazwanym "storytime", krainie snów. W prawdziwym świecie jest w śpiączce przez wydarzenia z końcówki Dreamfall. Pomaga tu zabłąkanym w snach ludziom, prosząc jednocześnie, by nie korzystali z maszyny snów, bo ma ona na nich wpływ, którego nie są świadomi. Z czasem nadchodzi czas, by powrócić do codzienności, a Zoe budzi się z długiej śpiączki. To od podjętej przez nas decyzji zależy, czy stara się zacząć życie na nowo, czy też szuka zagubionej ścieżki w przeszłości. Zależnie od tego rozgrywka nią trochę się różni od siebie i kładzie nacisk na inne elementy.
Najdłuższa Podróż od samego początku nie unika trudnych tematów. Wojna, dyskryminacja rasowa, religia, walka o wpływy największych korporacji, w to wszystko obfituje scenariusz obu wydanych do tej pory części, a także dwóch recenzowanych odcinków trzeciej. Szczerze przyznam, że "polityczna" część gry z Zoe na czele początkowo niezbyt mnie do siebie przekonała. O ile wydarzenia ze świata "storytime" śledziłem z ogromnym zaciekawieniem, o tyle powrót do Stark był dla mnie dość męczący. Na skutek podjętych wyborów Zoe rzucona została w świat polityki i zaangażowała się w kampanię wyborczą jednej z kandydatek. Wątek ten, choć z czasem zaczyna zataczać coraz większe kręgi, rozwija się dość powoli, szczególnie w pierwszym odcinku. Napotkane postaci, choć ciekawie wykreowane, nie przekonały mnie do siebie, co w połączeniu z mniej interesującym wątkiem zaowocowało lekką nudą.
Ciekawiej na tym tyle w pierwszych epizodach wypada Kian. W pierwszym z nich daje nogę z więzienia w ostatnim momencie przed wykonaniem kary śmierci. W drugim natomiast jako dłużnik ruchu oporu przyłącza się do stowarzyszenia, trochę z braku innych możliwości, i zaczyna wykonywać pierwsze szpiegowskie zadania. I ta część gry wypada znacznie ciekawiej. Może dlatego, że i postać jest w ciekawszym, bardziej kontrowersyjnym położeniu. Zoe po powrocie do rzeczywistego świata zapomniała o tym, co ważne i zajmuje się problemami życia codziennego, na nowo poszukując własnej tożsamości. W Arkadii natomiast, Kian doszedł do krytycznego momentu w swoim życiu, w którym wyrzekł się wcześniejszych ideałów i przejrzał na oczy, za co prawie nie został wynagrodzony śmiercią z rąk dotychczasowych przełożonych. Nie szukał nowych przyjaciół, ci znaleźli go sami, ale większość z członków ruchu oporu nawet nie tyle, co nie są wobec niego neutralni, co wręcz pałają nienawiścią. Mimo to Kian decyduje się na współpracę i staje się ważną częścią toczących się wydarzeń, które zadecydują o dalszych losach tego świata. Na tym tle, wątek Zoe prezentuje się dość blado moim zdaniem. A szkoda, bo w Dreamfall naprawdę ją polubiłem i wprost czekam, aż i w Dreamfall Chapters twórcy pozwolą jej na rozłożenie skrzydeł.Żałuję, że gra nie została wydana w polskiej wersji językowej. Plany były ogromne, ale skończyło się na tym, że Dreamfall Chapters nie ma nawet polskich napisów, o dubbingu nie wspominając. A szkoda, bo choć oryginalni aktorzy odwalają kawał dobrej roboty, tęsknię za głosami Agnieszki Grochowskiej i Jarosława Boberka, którzy w poprzedniej części serii wprost zdefiniowali kreowane przez siebie postacie i stali się ważną ich częścią, której dziś mi brakuje. Ubolewam także nad zbyt wielką zmianą w wyglądzie Zoe. Twórcy chcieli dziewczynę postarzeć, zaprezentować jej dojrzalszy sposób bycia, ale momentami wygląda ona zupełnie niepodobnie do znanej nam bohaterki, co wybija trochę z wczucia.
Od technicznej strony Dreamfall Chapters zarzucić można przede wszystkim bardzo nierówną oprawę graficzną. O ile część miejsc jest wykreowana w magiczny wręcz sposób, o tyle niektóre sprawiają wrażenie zrobionych na "odczep się". Generalnie jednak, o ile postaci wyglądają naprawdę dobrze, o tyle cała gra nie prezentuje się jako gra przygotowana z myślą o aktualnych sprzętach. Podejrzewam, że gdyby nie średnia optymalizacja, tytuł mógłby ukazać się na PlayStation 3 i Xboksie 360 i nikt pewnie nie piałby z zachwytu nad jego wyglądem. Także design poziomów nie przystaje do 2014 roku - otwarte lokacje są raczej niewielkie, natomiast zamkniętym pomieszczeniom brakuje charakteru i szczegółowości. Częściej tworzą je cztery meble z jedną komodą na krzyż. Ktoś tu chyba przegapił upływający czas. Takie Life is Strange pod technologicznym względem i szczegółowością wykonania bije Dreamfall Chapters, nie ustępując mu jednocześnie pod scenariuszowym względem. Dobrze natomiast, że pod dźwiękowym względem gra nadal trzyma najwyższy z możliwych poziomów i słyszymy w niej równie genialne utwory, co w poprzedniej części serii.
Nawiązując jednak do Life is Strange, a także epizodówek od Telltale Games, kontynuacja Dreamfall jest od nich znacznie bardziej klasyczna pod względem rozgrywki. Owszem, jest podzielona na epizody, a także znajdziemy w niej elementy wpływania na losy bohaterów i historię poprzez podejmowane decyzje, ale nie przypomina ona interaktywnego serialu. W prost przeciwnie, znajdziemy w niej sporo typowo przygodówkowych elementów, zadań do wykonania czy prostych zagadek. Dużo więcej trzeba w niej po prostu zrobić samemu, pogłówkować, pomyśleć czy nawet - samemu dotrzeć do wskazanego miejsca poszukując drogi. To fajne, że twórcy trzymają się mocniej klasycznych rozwiązań, które pozwalają na wyniesienie z czasu spędzonego z grą większej radości oraz mocniejsze wczucie się w bohaterów i historię.Reasumując, Dreamfall Chapters po długim oczekiwaniu wreszcie ukazało się na rynku, a dwa pierwsze epizody gry pokazują, że twórcy trzymają dotychczasowy wysoki poziom serii, choć nie ustrzegli się kilku wpadek. Strona wizualna jest raczej przestarzała, projekt i wygląd niektórych lokacji jest co najwyżej średni. Scenariusz jest za to o wiele lepszy, szczególnie biorąc pod uwagę historię Kiana, którą śledziłem z zapartym tchem. Zoe wypada lekko bladziej, ale i jej wątki zaczynają nabierać rozpędu. No i za kurtyną czai się przecież April, która w odpowiednim momencie z całą pewnością na nią wkroczy. Czekam na to z niecierpliwością, bo nawet jeżeli Dreamfall Chapters nie jest lepsze od poprzedniej części, to z całą pewnością nie jest także od niej gorszy. A to już naprawdę coś.