Finał Game of Thrones obfituje w drastyczne sceny i wartką akcję, jednocześnie udało mu się odsłonić słabości własnego scenariusza.
Finał Game of Thrones obfituje w drastyczne sceny i wartką akcję, jednocześnie udało mu się odsłonić słabości własnego scenariusza.
Nie zrozumcie mnie źle. To nie tak, że nie doceniam tempa akcji, które w przypadku The Ice Dragon znacznie przybrało na sile. Telltale od samego początku starało się prowadzić historię korzystając z tych samych rozwiązań, które zastosowano w książce, a następnie z powodzeniem przeniesiono na ekran telewizorów. Stąd też mieliśmy intensywny początek, a następnie coraz mocniejsze zaciskanie liny wokół szyi rodu Forresterów. Przez dotychczasowe epizody scenarzyści mocno przetrenowali graczy, uderzając ich przy każdej próbie wstania z podłogi i każdorazowo dobitnie przypominając, gdzie znajduje się chwilowo miejsce prowadzonej przez nich rodziny i jej sprzymierzeńców. Balansowaliśmy na krawędzi tego, co chcemy zrobić, a tego, co powinniśmy, raz po raz wychylając się mocniej to w jedną, to w drugą stronę, zawsze jednak brnąc do przodu, bo przecież to wszystko musi mieć swój wielki finał, w którym będzie okazja do odwrócenia ról. Tak się jednak nie stało, a przynajmniej nie do końca, bo choć często słyszymy brzęk zderzanej z sobą stali, a dookoła świszczą strzały, nie we wszystkich miejscach z tego chaosu wynikło coś konkretnego.
Telltale teoretycznie rozprawia się z wszystkimi wątkami, doprowadzając do kluczowych rozwiązań sprawy Gareda, Miry, a także braci Forresterów. Mira ma okazję pobawić się w swoją szpiegowską intrygę na całego, Gared stara się zrealizować powierzone mu zadanie, a w konsekwencji wcześniejszych wyborów Ironrath może wreszcie spróbować walki z przeciwnikami. Jednocześnie kurtyna nie odkrywa wszystkich zasłoniętych na scenie elementów, nie wyczerpuje tematu. Gdy znajdujemy poszukiwany przez Gareda sekret, nie dowiadujemy się zbyt wiele o jego naturze i działaniu, a opowiedzieć musimy się jak zwykle za dwoma radykalnymi rozwiązaniami. Strzelamy trochę w ciemno w temacie konsekwencji, starając się spaść na cztery łapy. Wątek Miry można było lubić za "polityczne gierki" na salonach Królewskiej Przystani, wydarzenie ostatnich epizodów mogą jednak doprowadzić do finału, w którym cała jej obecność i wszystko co widzieliśmy wydaje się być pozbawione sensu i pozostające bez wpływu na główny wątek. Gared także zdaje się być odstawiony na boczny tor, a i jego działania nie przekładają się w żaden sposób na sytuację w rodzinnym Ironrath.Tak czy siak większość wątków, zanim dobiegnie końca, puszcza do gracza wyraźne mrugnięcie okiem, które mówi "jeszcze tego oficjalnie nie powiedzieliśmy, ale możesz się domyślać, że motyw ten będzie kontynuowany", praktycznie nie postanawiając złudzeń względem ewentualnego, kolejnego sezonu. To wszystko jednak prowadzi do opłakanego w sumie finału, który zamiast dostarczyć odpowiedzi i rozwiązania, pozostawić graczy poruszonych, zszokowanych, może chociażby zaciekawionych co będzie dalej, zamiast przynieść odpowiedzi serwuje głównie więcej pytań, które podniesione zostaną oczywiście w kolejnych epizodach. A to rozczarowuje, bo dotychczasowe odcinki, choć miały sporo na sumieniu, mogły dawać nadzieję, że uda się doprowadzić sytuację do rozwiązania. Że jeszcze przed końcem sezonu scenariusz zostanie zamknięty, a Telltale opowie nam swoją historię od A do Z. Zamiast tego odkryliśmy, że to dopiero pierwszy tom większej całości. I jak zwykle udowodniono graczom, że niektóre z wyborów pojawiły się w grze tylko jako typowe zapychacze. Twórcy pytają się momentami "prawa czy lewa", chowając ręce za plecami, ale niezależnie od wybranej ręki okazuje się, że w żadnej z nich nie czai się nic poza pustką, a podejmowane decyzje prowadziły do identycznych efektów. Końcówka Game of Thrones co prawda z tym walczy, ale jeszcze bardziej osłabia scenariuszowe mielizny poprzednich odcinków.
Mnie to trochę kłuje w oczy. Chociażby dlatego, że nie jest to najwygodniejsze z możliwych rozwiązań względem dalszego rozwijania scenariusza. Każdy zna tę sytuację, przeciąganie za długo serialu sprawia, że po pewnym czasie nie da się już wierzyć w kolejne przypadki przytrafiające się tym samym bohaterom, non stop. Telltale próbuje mieszać postaciami na scenie, ale nie jest to zaskakujące dla osób zaznajomionych z innymi elementami uniwersum. W ciągłych próbach zaskakiwania nie ma z czasem już nic zaskakującego, a Gra o Tron w wersji Telltale także swój występ opiera głównie na tym jednym triku. Dodatkowo fanom serialu z całą pewnością nie umknęły liczne nawiązania do głównej linii fabularnej z pierwszego tomu książki. Forresterowie mogliby z powodzeniem pojawić się na jej kartach ze zmienionym nazwiskiem. Scenarzyści wprowadzają więc całkiem nowych bohaterów, by następnie zrobić z nimi prawie to samo, co spotkało oryginalnych, a część przeżywa niewiarygodne wręcz przypadki tylko dlatego, że przecież ktoś musi łączyć aktualne wydarzenia z następnymi. Dla mnie już lepsze jest podejście twórców Life is Strange, którzy w kontynuacji gry skoncentrują się na opowiedzeniu całkowicie nowej historii. Obawiam się, że Telltale skupi się natomiast na rozciąganiu jej na kolejne sezony, póki będzie to możliwe.Żeby być jednak sprawiedliwym, muszę dodać, że Telltale miało na tyle duże "cojones" , by tą swoją wytartą już formułę pociągnąć do końca. I zrobili to, ładując do szóstego odcinka spory ładunek emocjonalny. Dzieje się tutaj od samego początku sporo, a monitor wyświetla kilka odważnych scen, których oglądanie może co wrażliwszych przyprawić o ciarki. Mamy też okazję przeprowadzić długo wyczekiwany kontratak, choć jego forma i efekt są w pewien sposób określone od samego początku. Miło jednak zobaczyć, jak pewni ludzie odpowiadają za swoje czyny, a Gra o Tron nigdy przesadnie nie przywiązywała się do większości postaci. A już na pewnie nie na długo. Pochwalić mogę też wyczerpujące podsumowanie rozgrywki, które przywołuje wiele ważnych momentów z wcześniejszych epizodów i układa całą historię w powiązany z sobą ciąg. Nawet w tym momencie Telltale próbuje przekonać gracza, że wszystkie te wydarzenia to jego dzieło i brzemię, choć wcale tak nie jest. Mimo to, całkiem zacna próba.
Skoro pojawiło już się tu Life is Strange, warto na moment nawiązać do tej produkcji, która poniekąd uwydatniła wszelkie słabości Telltale. Gra debiutantów w gatunku zebrała lepsze noty i przekonała do siebie znacznie szersze grono osób, które zaskoczone były nowatorskimi rozwiązaniami zastosowanymi w bądź co bądź prostej, epizodycznej przygodówce. Telltale ma z tym problem, ciągle wałkując swoją formułę na cienkie ciasto, które niedługo wiele więcej już nie wytrzyma.
I tak też wypada porównanie obu gier, szczególnie pod audiowizualnym względem, ponieważ Gra o Tron zestarzała się jeszcze przed swoim końcem. Przy znacznie lepszej oprawie Life is Strange oraz barwniejszej i bardziej klimatycznej grafice Tales from the Borderlands, Gra o Tron prezentuje się niezwykle słabo. Od animacji postaci, przez tekstury o niskiej rozdzielczości, postrzępione krawędzie i ogólną brzydotę gry, po fakt, że całość działa mniej stabilnie niż powinna. Trudno za cokolwiek pochwalić twórców, bo nawet wysoka z reguły oprawa audio tym razem nie zawsze spełniała wygórowane oczekiwania. Mam nadzieję, że wspominana już kontynuacja w postaci drugiego sezonu zaproponuje jakieś nowości pod względem technicznym, bo inaczej ciężko będzie sięgnąć po ten produkt.Game of Thrones od Telltale nie zakończyło się równie świetnie, co potrafiło na stronach kolejnych książek czy poszczególnych sezonów. W growej wersji pokazano, że dla niektórych koniec jest dopiero początkiem, a jeśli gracze liczyli na więcej odpowiedzi i wyraźniejsze zamknięcie części wątków, to się przeliczyli. Game of Thrones w finale zaserwowało nam jeden z swoich mocniejszych i lepszych odcinków, ale cały sezon na nim ucierpiał. Zabrakło tu przemyślanej koncepcji, klamry spinającą całość niczym w Tales from the Borderlands, które od początku do końca opowiedziało konsekwentnie wybraną historię. Game of Thrones natomiast trochę się miotało, to podnosząc pewne wątki, to kończąc je bez większego efektu, a po finale zostawiło wyraźny znak "to be continued". Obawiam się, że Telltale od samego początku planując serię jako wielosezonową produkcję, podcięło sobie skrzydła, a finał jest tego poniekąd dowodem. Gdy opada kurz okazuje się, że pozostaje nam tylko posprzątać trupy, a potem podnieść miecz do kolejnej walki, bo zamiast końca znaleźliśmy nowy początek. Pytanie tylko, jak długo gracze będą podnosić wspomniany miecz mimo przestarzałej formuły i trochę nie dzisiejszego już wykonania?
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!