Michonne udowodniła, że walka z własnymi słabościami jest niemniej emocjonująca od eksterminowania zombiaków.
Michonne udowodniła, że walka z własnymi słabościami jest niemniej emocjonująca od eksterminowania zombiaków.
Trzy miesiące i trzy odcinki wystarczyły, by Telltale Games opowiedziało wciągającą, spójną, brutalną, depresyjną, a zarazem satysfakcjonującą historię z życia bohaterki serialu i komiksu The Walking Dead. Miniseria dedykowana Michonne nie jest pod żadnym względem nieprzemyślanym czy niepotrzebnym dodatkiem do głównej serii. To samodzielna opowieść, która co prawda posiada wspólny mianownik z poprzednimi grami z tego cyklu, jednak wprowadza inny nastrój i prezentuje świeże pomysły w skostniałej formule.
Jak już pisałem w materiale podsumowującym pierwszy epizod, fabuła 3-odcinkowego serialu została umiejscowiona po wydarzeniach, które doprowadziły Michonne do opuszczenia grupy Ricka i Ezekiela, i ukazuje, czym zajmowała się bohaterka z dala od swoich towarzyszy (zeszyty od #126 do #139 w oryginalnym wydaniu). Oznacza to, że The Walking Dead: Michonne jest bardzo osobiste i podejmuje się przedstawienia postaci z wyraźnie zarysowanym charakterem. Warto zauważyć, że komiksowa Michonne jest o wiele bardziej wyrachowana, a zarazem bezpośrednia w działaniu (na przykład w intymnych kontaktach z mężczyznami) niż bohaterka, którą znamy z telewizji. I chociaż gra Telltale odwołuje się bezpośrednio do komiksu, to mimo wszystko tutejsza Michonne łączy cechy obu swych "wcieleń".
Po zagraniu we wszystkie trzy epizody nie mam wątpliwości, że Michonne od Telltale Games ma więcej wspólnego z serialem telewizyjnym niż komiksem. Pod względem wyglądu i charakteru. Bohaterka kojarzona z dreadami i kataną jest tutaj wrakiem człowieka, który znalazł się na krawędzi i cudem uchodzi z życiem. Nowe otoczenie i nowi towarzysze podróży pozwalają na chwilę odetchnąć od minionych zdarzeń, jednak szybko przekonujemy się, że żadne ciepłe słowa i pozorny spokój nie są w stanie rozwiązać wewnętrznych problemów Michonne.
Przyznam szczerze, że po miniserialu z czarnoskórą bohaterką w roli głównej nie spodziewałem się niczego wyjątkowego i nastawiłem się na powtórkę z rozrywki serwowanej w dwóch poprzednich sezonach. Tymczasem już fajnie zrealizowana czołówka z motywem muzycznym i komiksowymi wstawkami sugerowała, że Telltale Games postanowiła dostarczyć nowych emocji. Pod względem mechanizmów to w dalszym ciągu zbiór sekwencji Quick Time Event poprzeplatanych nieco bardziej interaktywnymi scenami. Chociaż w porównaniu do pierwszego sezonu, gdzie szczytem zaangażowania gracza była konieczność samodzielnego szukania baterii do radia, miniseria Michonne jest zdecydowanie mniej grywalna. Ot, czasem trzeba poczłapać kilka metrów, by wyświetliła się ikona akcji (porozmawiaj, spójrz itp.) prowadząca do rozmowy lub walki. Same pojedynki są w dalszym ciągu bardzo sugestywne i brutalne, a „mokra” akcja z pierwszego odcinka z udziałem hordy zombiaków cały czas siedzi mi w pamięci jako świeży i zaskakujący pomysł.
Co jednak najbardziej innowacyjne, to skoncentrowanie akcji na głównej bohaterce i wykorzystanie traumatycznego przeżycia z jej przyszłości do przedstawienia wielopłaszczyznowej fabuły. Nowe realia, w jakich znalazła się Michonne, jej walka o przeżycie, zawieranie sojuszy i robienie sobie nowych wrogów jest jedynie tłem do tego, co dzieje się w jej głowie. Po dosyć prostej konstrukcji fabularnej w pierwszym i drugim sezonie The Walking Dead miniserial Michonne stanowi świetną odmianę. Sprawnie przeplata dwie rzeczywistości, konfrontując bohaterką z odmiennymi problemami i tworząc ciekawy obraz pozornie niezłomnej wojowniczki. W serialu i komiksie Michonne pojawiła się w towarzystwie pozbawionych żuchw i rąk zombiaków z łańcuchami przywiązanymi do szyi – mało kto mógłby się spodziewać, jaką tajemnicę kryje kobieta podróżująca z taką eskortą i sprawnie posługująca się kataną. Tymczasem w grze widać wyraźnie, jaki bagaż doświadczeń dźwiga Michonne. Pokazuje swe słabości, ale zarazem siłę i gotowość do poświęceń dla innych. The Walking Dead: Michonne to kolejna seria Telltale Games, w której bardzo ważną rolę odgrywają dziecięcy bohaterowie. Rozmawiając z nimi szczególnie czuć ciężar podejmowanych decyzji i różne oblicza bohaterki.
Ku mojemu zdziwieniu, na szczęście pozytywnym, ekipa Telltale Games najwyraźniej wzięła sobie do serca głosy fanów, którzy od dawna narzekali na kwestie techniczne grywalnych seriali lubiących niemiłosiernie przyciąć i zbyt długo się wgrywać. The Walking Dead: Michonne nie stanowi zupełnie nowej jakości pod względem wykonania (to w dalszym ciągu dosyć prosta, stylizowana oprawa graficzna z komiksowym charakterem), ale kiedy przypominam sobie mój kontakt z Game of Thrones w tej samej formule, to nowy serial wypada o niebo lepiej. Grając na PlayStation 4 nie zauważałem bolesnych zwolnień animacji, nie nudziłem się na loadingach, a drobne zgrzyty w stylu przenikających się obiektów występowały bardzo sporadycznie.
Po około trzech godzinach spędzonych z The Walking Dead: Michonne byłem nie tylko mile zaskoczony, ale przede wszystkim usatysfakcjonowany. Całe szczęście Telltale Games nie rozciągnęło tej historii na standardowe pięć odcinków, dzięki czemu wielowątkowa opowieść o znanej z telewizji i komiksu bohaterce jest wciągająca, spójna i nie zawiera zbędnych zapychaczy. Trauma Michonne świetnie się uzupełnia z tradycyjnym dla serii motywem walki o przetrwanie, czyniąc z tej historii pozycję godną polecenia nie tylko fanom wojowniczki w dreadach.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!