Tekst zawiera spoilery.
Nawet jeśli nie graliście w Mafię (co?!) to i tak pewnie wiecie, że to jedna z najlepszych gier wszech czasów.
Nawet jeśli nie graliście w Mafię (co?!) to i tak pewnie wiecie, że to jedna z najlepszych gier wszech czasów.
Tekst zawiera spoilery.
Przede wszystkim - fabuła. Chcąc poznać ciekawą historię można sięgnąć po książkę lub obejrzeć film, ale i w grach czasem zdarzają się perełki. Akcja Mafii toczy się w latach trzydziestych ubiegłego stulecia w fikcyjnym mieście Lost Heaven. Głównym bohaterem jest Thomas Angelo. Tommy'ego poznajemy, gdy jest zwykłym taksówkarzem, ale nie mając wyboru, wkracza na ścieżkę bezprawia i wspina się po szczeblach mafijnej hierarchii.
Opowieść jest świetnie poprowadzona, a to, w jakim położeniu obserwujemy Thomasa Angelo, jest naturalną konsekwencją decyzji, które musiał podjąć, by nie zginąć. Nie jest już taksówkarzem, lecz gangsterem, który nie cofnie się przed niczym, by wypełnić powierzone mu zadanie. Z czasem jednak wyrzuty sumienia robią swoje i bohater stara się zrobić wszystko, by - nie tyle powrócić do dawnego życia - co raczej nie kontynuować swojej "kariery".
Bardzo rzadko zdarza się, by gracz mógł tak mocno zżyć się z bohaterem w grze komputerowej. Choć mechanika rozgrywki w Mafii zmusza bohatera to zabijania niezliczonej liczby wrogów, to mimo wszystko ma to swoje uzasadnienie. Nie jest to protagonista, który bez splunięcia potrafi wystrzelić całą amunicję z magazynku - Thomas Angelo wie, że robi źle, ale to pozwala mu przetrwać.
Wydawać by się mogło zatem, że fabuła jest przewidywalna, ale to tylko pozory. Opowieść w wielu miejscach zaskakuje. Pamiętam, że grając po raz pierwszy w Mafię: The City of Lost Heaven nie potrafiłem ukończyć wielu misji (przede wszystkim mam tu na myśli wyścig), ale bardzo chciałem poznać dalszy ciąg opowieści. Podchodziłem do kolejnych zadań wielokrotnie, zdając sobie sprawę, że wysoki poziom trudności skutecznie mi to uniemożliwia, ale byłem zdeterminowany.
Mafia: The City of Lost Heaven skupia się przede wszystkim na losach Tommy'ego, ale nie można zapomnieć też o innych postaciach. Wielokrotne powroty do baru Salieriego, walka z innymi gangami i obserwowanie zmian zachodzących w naszych kompanach na długo zapadają w pamięć. Zwłaszcza, że pod koniec dochodzi do ciekawego zwrotu akcji, a w momencie, kiedy wydaje się, że zobaczyliśmy już wszystko, oglądamy jeszcze jedną, już definitywnie ostatnią cut-scenkę z udziałem Angelo w podeszłym wieku.
Tyle miejsca poświęciłem historii? A gdzie cała reszta? Mafia: The City of Lost Heaven przykuwa do ekranu także z wielu innych powodów. Kolejnym z nich było tętniące życiem miasto i przywiązanie do szczegółów. Kiedy jechaliśmy pod prąd, inne samochody mrugały światłami, gdy przekroczyliśmy prędkość lub przejechaliśmy na czerwonym świetle, goniła nas policja... W dowolnej chwili mogliśmy wysiąść z pojazdu i ukraść inny - jak w GTA III do którego Mafia była wielokrotnie porównywana z niewiadomych mi powodów. Jedynym wspólnym mianownikiem obu produkcji był fakt, że akcja rozgrywała się w ogromnej, tętniącej życiem metropolii.
Do tego wszystkiego dochodzi mnóstwo pieczołowicie wykonanych pojazdów z tamtego okresu, których prowadzenie - choć momentami frustrujące - głównie sprawiało niesamowitą przyjemność. Z powodu nadgorliwej policji gracze skarżyli się na to, że nie mogli wypróbować szybszych aut na terenie Lost Heaven, bo przekroczenie dozwolonej prędkości mogło skończyć się wypisaniem mandatu, a nawet aresztowaniem, jeśli nie chcieliśmy się zatrzymać na wezwanie.
Od czego była jednak swobodna jazda? Przechodząc główną linię fabularną w grze Mafia: The City of Lost Heaven z czasem odblokowaliśmy dostęp do nowych opcji w bonusowym trybie zabawy, gdzie mogliśmy wykonywać dodatkowe misje (np. ponownie wcielić się w rolę taksówkarza czy też walczyć z wrogimi gangami) i cieszyć się niczym nieskrępowaną eksploracją Lost Heaven. Dla osób szukających jeszcze większych emocji twórcy przewidzieli jazdę ekstremalną. Tutaj również musieliśmy zaliczać kolejne zadania, ale ich poziom trudności był nieporównywalnie wyższy (a i nagrody lepsze). Nie wyszukiwaliśmy ich na zawalonej po brzegi znacznikami mapie, jak we współczesnych sandboksach, lecz musieliśmy odnaleźć specjalną postać.
Mafia: The City of Lost Heaven oferuje także całkiem sporo różnych typów uzbrojenia. Znajdziemy tu doskonale znane rodzaje broni palnej z okresu, w którym toczy się akcja gry (jest pistolet maszynowy Thompson!), a także przedmioty, które powalą wroga, robiąc znacznie mniej hałasu (np. kij baseballowy).
Strzelanie w Mafii nie jest może zrealizowane idealnie, ale sprawia mnóstwo frajdy, o ile przymkniemy oko na duży odrzut każdej z dostępnych broni. Jednocześnie celując do wroga musimy pamiętać, że to klasyczna gra akcji, bez systemu osłon i regeneracji zdrowia. Przywrócić energię życiową bohatera można jedynie za pomocą apteczek, których - o ironio! - jest tutaj jak na lekarstwo. Klasyka objawia się również w tym, że bohater nie może przyjąć całego magazynka pocisków - trzeba wyczuć moment na zaatakowanie przeciwnika, bo Thomas Angelo może paść stosunkowo szybko. Na szczęście mamy tu system punktów kontrolnych w trakcie misji.
Na potrzeby tego wspominkowego artykułu w miniony weekend ponownie zasiadłem do gry Mafia: The City of Lost Heaven. Ponownie urzekła mnie historia, ponownie zakochałem się w Lost Heaven, ponownie zżyłem się z Thomasem Angelo i - wreszcie - ponownie "wkręcił mi się" jeden z utworów wchodzących w skład ścieżki dźwiękowej. Zresztą, nie tylko ja nuciłem go pod nosem przez ostatnie dni, ale także pozostali członkowie rodziny. Poza tym cała muzyka w Mafii to absolutne mistrzostwo.
Uruchamiając grę Mafia: The City of Lost Heaven po kilku latach przerwy spodziewałem się, że upływ czas odcisnął swoje piętno na oprawie wizualnej. Owszem, grafika nie jest najwyższych lotów i można jej zarzucić bardzo wiele, ale nie oszukujmy się - w momencie swojej premiery była to jedna z najlepiej wyglądających produkcji dostępnych na rynku. Pozostał na szczęście niesamowity klimat - atmosfera, jaką czuć podczas wycieczki ulicami Lost Heaven, jest niepowtarzalna.
Mafia: The City of Lost Heaven to niezapomniane doświadczenie. Gra - legenda. Z zapadającymi w pamięć wątkami fabularnymi, świetnie nakreślonymi postaciami i starannie zaprojektowanymi misjami. Tu wszystko idealnie ze sobą współgra. Dzięki niesamowitemu dopracowaniu wszystkich aspektów zabawy, gracz jest maksymalnie zaangażowany zarówno w opowieść, jak i rozgrywkę, a po ujrzeniu napisów końcowych jednocześnie nie może uwierzyć w to, co zobaczył, i zdaje sobie sprawę, że wstąpienie na mafijną ścieżkę kończy się tak, jak skończyło się w przypadku Thomasa Angelo.
Szkoda zatem, że Mafia II, która w moim odczuciu była świetna, nie mogła konkurować "z jedynką", bo nie oferowała aż tak ciekawej fabuły i widać było po niej kłopoty twórców z podejmowaniem istotnych decyzji z trakcie produkcji swojego dzieła. Szkoda również, że trzecia część serii nie przeniesie nas z powrotem do lat trzydziestych ubiegłego stulecia. Warto mieć nadzieje, że okaże się bardzo dobrym tytułem, bo ewidentnie widać, że twórcy Mafii III mają ciekawe pomysły. Pytanie tylko, czy w praktyce okażą się one na tyle dobre, by zapewnić graczom sporo frajdy?
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!