Podczas pokazu gier zorganizowanego przez Square Enix dodatek do Just Cause 3 był niekwestionowanym numerem trzecim dla większości dziennikarzy (numer dwa to Hitman, a numer jeden... przepraszam, wciąż jest embargo informcyjne). Pewnie nie do końca było to w smak organizatorom, bo bardzo chcieli, byśmy więcej uwagi poświęcili kilku innym przedpremierowym tytułom. Jakoś jednak tak się zdarzyło, że wśród kilkudziesięciu dziennikarzy (w tym tłumie Polskę reprezentowałem samotnie), mało było zatwardziałych fanów jRPG (trzy pozycje na pokazie). Nie mam pojęcia czemu. Może dlatego, że odbywało się to w Londynie i wszyscy byliśmy Europejczykami? No dobrze, w jRPG też czasem pograć lubię i wybrałem dla was jeden tytuł moim zdaniem warty uwagi. No bo skoro spędziłem przy nim półtorej godziny, to coś w nim jest...
Najpierw jednak dodatek do Just Cause 3. Ekipa z Avalanche Studios coraz bardziej podkręca dynamikę rozgrywki. Poprzednio Rico Rodriguez dorobił się uzbrojonego w rakiety plecaka odrzutowego, teraz dostaje mechy. Przede wszystkim zaś rozrasta się obszar do – ujmijmy to delikatnie – zwiedzania. Mech Land Assault dodaje bowiem całą nową wyspę, nazywającą się Lacrima i mającą około 20 kilometrów kwadratowych powierzchni. Dodajmy, że to wyspa więzienna, zarządzana przez najemników z Black Hand, więc będzie tam sporo roboty. Zwłaszcza, że częścią lokalnego systemu penitencjarnego są bojowe mechy.
Siadając do Just Cause 3, miałem już czekającego na mnie mecha. Mogłem też poprosić rebeliantów o zrzut kolejnego (do wyboru są dwa typy, różniące się lekko uzbrojeniem ). Oczywiście Rico nie byłby sobą, gdyby nie umiał się wprosić do wrogiego mecha. Aby to uczynić, trzeba wyłączyć chroniącą go tarczę – i tu wchodzi do akcji nowa broń: karabin energetyczny Bavarium Power Core. Potem po prostu wystarczy wyprosić operatora i samemu zasiąść za sterami. To taki trochę pojazd bojowy, nie klasyczna maszyna krocząca. Podwoziem są co prawda nogi, ale cztery, do tego wyposażone w system jezdny, więc machina zasuwa naprawdę szybko. W jednym ramieniu znajduje się GRIP (Gravitational Remote Influence Projector, totalna nowość wprowadzona w Mech Land Assault) w drugim albo działko konwencjonalne, albo w technologii Bavarium.
GRIP to niesamowita zabawka można nim przyciągać obiekty, po czym albo je gdzieś ustawić, albo nimi rzucić. Na przykład łapiemy terenówkę pełną najemników i miotamy nią w wieżyczkę strażniczą. To nie jedyna metoda demolki tą specyficzną bronią, możemy też użyć potężnego wyładowania, rozbijającego wszystko dookoła. Działko pozwala zaś strzelać – tak to już działka mają. Bawiłem się świetnie, ganiając tak trochę bez celu i demolując kolejne obozy rozrzucone po terenie wyspy. Co jakiś czas w efekcie tego radosnego wygrzewu kolesie z Black Hand wzywali posiłki i miałem jeszcze więcej samochodów oraz motocykli do rzucania. Jasne, mech nie jest niezniszczalny, ale służy całkiem długo. A gdy wrogów zrobi się ciut za dużo nawet dla Rico, to można wezwać mecha z wkładką, czyli z rebelianckim operatorem.
Siedzenie w mechu zmienia perspektywę. To wielka machina, więc świat dookoła wydaje się być wypełniony kruchymi i delikatnymi obiektami. Na przykład wieżyczkami, które rozwalamy jednym ciosem, albo murami, przez które się przebijamy nawet niewiele zwalniając. Jako, że Lacrima jest więzieniem dla rebeliantów, możemy ich uwalniać. Wyskakujemy z mecha, by użyć panelu w budynku z osadzonymi, po czym warto dotrzeć do – zwykle znajdującego się niedaleko – arsenału z bronią dla strażników i go otworzyć. Więźniowie uzbroją się i będą nas wspierać ogniem. Udadza się też ku kolejnym budynkom więziennym. Jak widać na nudę nie powinniśmy narzekać. Mech Land Assault pojawi się jednocześnie na wszystkich platformach, na których działa Just Cause 3 10 czerwca. Posiadacze Expansion Pass będą się mogli bawić nim bawić tydzień wcześniej. Warto dodać, iż rozszerzenie jest o połowę tańsze od poprzedniego.
Korzystając z okazji opowiem też o dwóch innych grach, przy których spędziłem nieco czasu. Pierwsza to wspomniane jRPG: Star Ocean: Integrity and Faithlessness. Nigdy nie miałem do czynienia z tą rozbudowaną serią, ale w tym wypadku nie ma to znaczenia, bo historia jest zupełnie niezależna, z nowymi bohaterami i rozgrywa się na planecie Faykreed. To świat prymitywny, stojący technologicznie na poziomie naszego średniowiecza. Główny bohater, Fidel Camuze to utalentowany szermierz. Podobno ma 23 lata, ale oprawa wizualna to ten rodzaj anime, gdzie trudno to dostrzec. Rozegrałem spory kawałek z początku gry i serię walk ze znacznie dalszego kawałka fabuły.
Początek Star Ocean: Integrity and Faithlessness to klasyczne fantasy. Najpierw bronimy swej miejscowości przed napastnikami, potem udajemy się do króla, by zapewnił posiłki. Drogę po sporych, ale korytarzowych mapach ubarwiają nam walki z licznymi fantastycznymi stworkami, zbieranie wziątek, czyszczenie skrzynek i – jeśli nauczymy się zielarstwa, pobieranie roślinnych komponentów do rzemiosła. Które wygląda na rozbudowane, ale nie koncentrowałem się na nim, wiedząc, ze nie mam na to czasu. W walce możemy się przełączać pomiędzy postaciami z drużyny (Fidel do króla wyrusza w towarzystwie przyjaciółki z dzieciństwa, Miki). Gdy nie jesteśmy w czyichś burtach, postać ta działa wykorzystując swoje umiejętności zależnie od przypisanej jej roli. Wykonujemy specjalne ataki okraszone klasycznymi dla gatunku wizualnymi fajerwerkami.
Druga część zabawy była już zdecydowanie mniej klasyczna. Zwiedzałem bowiem podziemia, ale nie jakieś tam lochy i pieczary, a ośrodek badawczy zaawansowanej, podróżującej przez kosmos rasy. Pomiędzy walkami ze strażnikami, używającymi mieczy i broni automatycznej, oglądałem kolejne pomieszczenia, w których przybysze z gwiazd dokonywali eksperymentów biologicznych na lokalnej faunie, z uwzględnieniem rasy Fidela i Miki. Zawsze lubiłem wymieszanie gatunków, a udane połączenie SF i fantasy to jedno ze smaczniejszych dań w tym menu. Sądząc po popularności cyklu powieściowego Pan Lodowego Ogrodu Jarka Grzędowicza, nie jestem tym w naszym kraju odosobniony. Nie jestem za to fanem tego rodzaju anime czy mangi (preferuję poważniejszą, „cięższą” kreskę), więc oprawa wizualna, choć dopieszczona, nieco mnie szczypała w oczy. Gra Star Ocean: Integrity and Faithlessness w Europie zadebiutuje 1 lipca 2016 na PlayStation 4. Japończycy oczywiście już w nią grają od dwóch miesięcy, nawet na PlayStation 3...
O ostatniej grze wspominam przede wszystkim dlatego, że zauważyłem, iż dla przedstawicieli Square Enix był to tytuł ważny. Byli zaś dobrymi i serdecznymi gospodarzami, więc niech im będzie. Chodzi o Dragon Quest Builders, czyli grę bazującą na świecie z Dragon Quest i... Minecrafcie. Naszą postacią jest młodziutki Fufu, ostatni mieszkaniec Alefgardu, który potrafi tworzyć przedmioty z surowców. No i naszym zadaniem jest budowanie, odbudowywanie i tworzenie. Tyle, ze tym razem z jakąś fabuła i tłem. A Alefgard jest w takiej paskudnej sytuacji, bo wydarzenia rozgrywają się po złym zakończeniu Dragon Questa, tym, gdzie bohater zapomniał o ideałach i został wyrolowany przez smoka.
W Dragon Quest Builders wykorzystano grafikę wokselową, a zasady budowania i tworzenia są jasne i przejrzyste. Nie bawiłem się w to długo, ot rozegrałem prolog i zacząłem odbudowę. Najpierw w zrujnowanej wiosce wbiłem proporzec, który ściągnął uwagę dziewczynki, która postanowiła towarzyszyć Fufu. Uszczelniłem mury jednoizbowego domku, zrobiłem pochodnię, by było w nim światło, tudzież dwa materace z trawy, by było na czym spać. Szukając surowców spoglądałem na łażące po okolicy potwory, z którym z czasem pewnie będzie problem. Ogólnie gierka wygląda sympatycznie i może być fajna zabawą – zwłaszcza dla młodszych graczy. Japończycy sobie już odbudowują Alefgard od stycznia, reszta świata zacznie 20 października. Gra będzie mocno promowana na tegorocznych targach E3.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!