Japońska fantazja na temat drugiej wojny światowej utrzymana w konwencji młodzieżowego anime sprawdziła się już na PS3, PC, a teraz także na PS4.
Japońska fantazja na temat drugiej wojny światowej utrzymana w konwencji młodzieżowego anime sprawdziła się już na PS3, PC, a teraz także na PS4.
Dwa lata temu, kiedy na dysku mojego komputera wylądowało Valkyrie Chronicles, do głowy by mi nie przyszło, że Sega powie: „do trzech razy sztuka” i za jakiś czas uraczy mnie kolejną wersją tej perełki z PlayStation 3. A jednak. Osiem lat po debiucie na konsoli Sony i kilkanaście miesięcy po premierze edycji PC Valkyria Chronicles wylądowało na PlayStation 4. Jest się z czego cieszyć?
Valkyria Chronicles: Remastered z pewnością zrobi wrażenie na posiadaczach oryginału z PS3, gdyż jest pod każdym względem lepsza, ładniejsza i z bogatszą zawartością. Z kolei na pecetowców, którzy grali w to już na Steamie, najnowszy remaster nie ma praktycznie nic nowego zaoferowania. To w dalszym ciągu ośmioletnia gra z rozdzielczością podciągniętą do 1080p i animacją na poziomie 60fps. Dodatkowo nie trzeba oddzielnie kupować DLC (Hard EX Mode, Edy's Mission, Selvaria's Mission, Challenge of the Edy Detachment), gdyż wszystko to znalazło się na płycie. Miłym dodatkiem, z którego pewnie skorzysta garstka osób, jest wsparcie dla funkcji Remote Play. Kolejną drobną przewagą Remastered na PS4 w stosunku do wersji pecetowej jest
Jak pisałem w recenzji wersji pecetowej Valkyria Chronicles przenosi gracza do Europy lat 30. XX wieku, przy czym realiom przedstawionym w grze bliżej do alternatywnej rzeczywistości niż do faktów historycznych. Stary Kontynent jest teatrem działań wojennych, prowadzonych przez dwa rywalizujące mocarstwa. Mamy więc monarchistyczne Imperium (East Europan Imperial Alliance), które przywołuje na myśl Państwa Osi i walczy z quasi-aliancką Federacją (Atlantic Federation). W momencie rozpoczęcia gry obie potęgi mają już za sobą jedną wojnę europejską, czyli tutejszą wojnę światową, która nie rozstrzygnęła sporu o dostęp do drogocennej rudy ragnitu. Minerału wykorzystywanego w zbrojeniówce do budowy broni i napędzania silników, jak i w farmacji do produkowania "cudownych" leków. Najbogatsze złoża ragnitu znajdują się na terenie neutralnej Galli, która w połowie lat 30. staje się celem ataku sił imperialnych, co stanowi przyczynek do wybuchu drugiej wojny europejskiej.
Na pierwszym planie historii rozpisanej na ładnych kilkadziesiąt godzin (30-60, w zależności od sposobu grania i chęci zrobienia wszystkiego, co tylko możliwe) stoi niejaki Welkin. 22-letni student nauk przyrodniczych, który wkrótce po rozpoczęciu przygody musi zapomnieć o dalszej edukacji i odpowiedzieć na wezwanie zagrożonej ojczyzny. Okazuje się bowiem, że zarówno Welkin jak i jego przyrodnia siostra Isara są potomkami bohaterów wojennych, którzy walczyli w poprzednim konflikcie trawiącym Europę. Może się więc wydawać, że młodzieniec jest genetycznie uwarunkowany do zostania dowódcą wojskowym, o czym przekonujemy się w kilku pierwszych bitwach. Potencjał Welkina zostaje szybko zauważony przez naczelników gallijskiej armii, którzy powierzają mu dowództwo nad Squad 7.
Na jego rozkazy czeka kilkudziesięciu żołnierzy reprezentujących odmienne klasy postaci. Scout to lekki i mobilny zwiadowca, nieoceniony w odkrywaniu pozycji wroga na mapie, ale też bardzo wrażliwy na strzały. Shocktrooper to tutejszy szturmowiec – wolniejszy od Scouta, ale lepiej opancerzony i z większą siłą ognia. Lancer to łowca czołgów - ma potężny pancerz, który znacznie go spowalnia, i dzierży broń mogącą zadawać sensowne obrażenia wrażym jednostkom na gąsienicach. Engineer dba o dostarczanie zasobów na polu bitwy i sprawdza się jako złota rączka. Piątą kategorią jest snajper. Nie można również zapominać o Welkinie, który jako dowódca kryje się w czołgu i wspiera swoich podwładnych potężną siłą ognia.
Walki w Valkyria Chronicles bazują na znanym schemacie papier-nożyce-kamień, co oznacza, że sukces na polu bitwy zależy w dużej mierze od wykorzystaniu słabych punktów wroga. Jeżeli poślemy trzech Scoutów na dwóch Shocktrooperów, możemy już zacząć myśleć o wczytaniu stanu gry sprzed bitwy. Podobnie nie sposób wygrać z czołgiem strzelając do niego z karabinu snajperskiego. Jedna z pierwszych misji wymaga od Welkina stworzenia dwóch oddziałów, które lądują w innych częściach miasteczka. Pierwsza grupa musi bronić bazy (przydają się Lancerzy i Shocktrooperzy), zaś w drugiej warto mieć kilku zwiadowców, którzy zajdą przeciwnika od tyłu i odkryją pozycje wroga. Dzięki swobodzie w dobieraniu jednostek do grupy uderzeniowej Valkyria Chronicles pozwala rozgrywać różne scenariusze w danej misji i testować odmienne taktyki, chociaż nie da się ukryć, że wielu bitew nie sposób wygrać, gdy próbujemy pokonać „nożyce” za pomocą „papieru”.
Walka w grze wykorzystuje autorski system znany jako BliTZ (Battle of Live Tactical Zones). Pod tą nazwą kryje się bardzo ciekawa mieszanka taktycznej turówki z grą akcji ukazaną z perspektywy trzeciej osoby. Zabawa zaczyna się jednak od spoglądania na mapę, gdzie zaznaczono nasze jednostki i (czasami) jednostki wroga – o ile znalazły się już w polu widzenia. Przesuwanie żołnierzy/czołgu jest możliwe dzięki Command Points (CP), których stan odnawia się po każdej rundzie. Kiedy poświęcimy jeden CP (dwa w przypadku czołgu) na poruszanie się żołnierzem, możemy swobodnie biegać po mapie, aż nie wyczerpiemy paska widocznego u dołu ekranu. Jeżeli w trakcie takiego spaceru natkniemy się na wroga, ten automatycznie otwiera ogień. W tym momencie możemy przystanąć, kucnąć, położyć się w trawie lub po prostu posłać w jego kierunku salwę. Wchodząc w tryb celowania musimy ręcznie ustawić, w co chcemy strzelić, mając na uwadze wartości liczbowe pokazane w specjalnej tabelce. Celność i stopień zadawanych obrażeń jest określony przez kilka czynników, takich jak odległość, warunki terenowe, pancerz przeciwnika czy rodzaj używanej broni.
Bitwy to nie jedyne atrakcje, jakie czekają na gracza w Valkyria Chronicles. Narracja jest bowiem prowadzona na zasadzie „czytania” wirtualnej książki (Book Mode), w której na każdej stronie znajdują się liczne przerywniki poprzedzające lub podsumowujące bitwy. Oprócz tego warto regularnie zaglądać do bazy, gdzie możemy rekrutować i trenować żołnierzy, działowi R&D zlecamy tworzenie i ulepszanie broni czy elementów czołgu. A jeżeli zapragniemy dowiedzieć się czegoś więcej o postaciach i historii świata Valkyria Chronicles, to wystarczy kliknąć w zakładkę encyklopedii, która zawiera multum informacji poszerzającą naszą wiedzę.
Valkyria Chronicles to jedna z tych gier, do której mam ochotę wracać co kilka lat, a dzięki zremasterowanej wersji taki powrót nie wiąże się z bólem wywołanym przez obcowanie z niedzisiejszą oprawą. Chociaż trzeba przyznać, że nawet bez 1080p Valkyria Chronicles prezentuje się bardzo przyzwoicie, czego ogromną zasługą jest zastosowanie silnika graficznego CANVAS. Dzięki niemu gra utrzymana w konwencji anime wygląda jak ruchoma fotografia z minionej epoki i delikatna akwarela. Z kolei 60fps, po raz kolejny, robi różnicę, kiedy porównuję płynność najnowszej wersji z oryginałem, który miał o połowę mniej klatek animacji.
Valkyria Chronicles: Remastered to niespodziewany, acz miły prezent zarówno dla fanów, jak i potencjalnych nowych odbiorców. Mroczna opowieść o wojnie, zagładzie (mamy tu wyraźne nawiązania do Holocaustu) i nadziei, ubrana w na pozór infantylne szaty młodzieżowego anime, broni się po ośmiu latach i z łatwością przykuwa do konsoli na kilkadziesiąt godzin. Jeżeli ominęła was era PlayStation 3, a zamiast cyfrowego wydania na Steamie wolicie mieć fizyczny egzemplarz zremasterowanej wersji, to Valkyria Chronicles: Remastered na PS4 wydaje się być teraz najlepszym wyborem. Oprócz oczywistych ulepszeń technicznych (1080p, 60fps) i dodatkowej zawartości (DLC) pudełkowe wydanie z dopiskiem Europa Edition zawiera rozkładany plakat i broszurkowy artbook, a całość jest opakowana w tekturową nakładkę. Niby nic wielkiego, ale nie zastanawiałem się dwa razy przed zakupem tak świetnej gry za niespełna sto złotych. Mimo że z Valkyria Chronicles znamy się nie od dziś.