Nowy tryb w FIF-ie 17 - Droga do Sławy - wiąże futbol opowieścią.
Nowy tryb w FIF-ie 17 - Droga do Sławy - wiąże futbol opowieścią.
Co jak co, ale reklamy i sport idą w parze. Pamiętacie tą, w której jedna akcja, rozgrywana w jego głowie na dwa sposoby, robiła z Rooneya noszonego na rękach boga sportu albo wpychała go do przyczepy kempingowej z żalem patrzącego na złamaną karierę? Piłka nożna pełna jest prawdziwych, acz trudnych do uwierzenia historii.
FIFA 17 nęci nas nowym trybem fabularnym, w zasadzie dość podobnym do obecnego już wcześniej trybu Wirtualna Gwiazda. Ot, wcielamy się w jednego zawodnika i pomagamy mu przez trening i dobre występy na osiągnięcie niesamowitego sukcesu i zaistnienie na najwyższym poziomie. W najnowszej odsłonie wirtualnej piłki od EA Sports możemy się jednak wcielić w konkretnego zawodnika, Aleksa Huntera, a to robi kolosalną różnicę.
Wprowadzenie wątku fabularnego, przyjaciół czy rodziny głównego bohatera stawia całą zabawę w zupełnie innym świetle. Bierzemy udział w drodze zakochanego w futbolu chłopaka na sam szczyt, będąc z nim przy sukcesach i porażkach, mimowolnie identyfikując się z niespełnionym marzeniem tysięcy na całym świecie. Ech, a gdyby tak mieć taką karierę, strzelać bramki w Lidze Mistrzów. Jakże łatwo nam się identyfikować z naszymi boiskowymi bohaterami.
Jednak jaką chciałoby się przeżyć przygodę. Czy taką troszkę nudnawą, utkaną sukcesami czy taką, która stworzy powieść trzymającą przy lekturze od deski do deski?
Gdybym biegał teraz na boisku za piłką z kolegami z podstawówki, jestem przekonany, że kłócilibyśmy się o to kto ma być Robertem Lewandowskim. Tak jak iks lat temu kłóciliśmy się kto miał być van Bastenem. Napastnik Bayernu Monachium jest modelowym przykładem tego jak skutecznie zarządzać swoją karierą, jak z każdym krokiem wchodzić na wyższy poziom, jak z obiecującego piłkarza Znicza Pruszków cierpliwością i zacięciem wdrapać się na światowy szczyt. Problemy i brak wsparcia za młodu, powodowane kontuzją, były więc tylko przyczynkiem do wielkości. To chyba właśnie ta droga, o której fantazjujemy najczęściej.
Kolejnym przykładem piłkarskiej drogi, która może być wzorem jest inny z naszych reprezentacyjnych asów – Grzegorz Krychowiak. Z opowieści jego ojca wyłania się obraz młodego człowieka, który interesował się każdym sportem i w każdym chciał być najlepszy. Powolutku zaczął stawiać na piłkę i w końcu to ona stała się dla niego celem. Karierę młodzieżową spędził w klubach z Mrzeżyna, Kołobrzegu i Szczecina, aż w końcu trafił do Arki Gdynia. Po krótkim okresie spędzonym w nadmorskim klubie zaproszony został do francuskiego Bordeaux, gdzie , wciąż jeszcze w bardzo młodym wieku, zdobywał dalsze szlify. Wypożyczenia do klubów z Nantes i Reims, a także przenosiny do tego ostatniego zaowocowały zainteresowaniem giganta – Sevilli. Włodarze hiszpańskiego klubu znani są z tego, że mają nosa do wyłapywania talentów, a Francja jest dla nich atrakcyjnym cenowo rynkiem. Nie inaczej było w przypadku Grzegorza, który świetną grą w Sevilli, jako podstawowy i doceniany przez kibiców zawodnik, zasłużył na transfer do ścisłej finansowej czołówki – klubu z Paryża, PSG.
Wirtualny Alex to młodzik, stojący na skraju wielkiej piłki. Ma olbrzymi potencjał, ale wciąż jeszcze nie udowodnił, że to właśnie n nadaje się na kolejną wielką gwiazdę. A przecież życie pokazuje, że często te gwiazdy, które błyszczą za młodu, nie potrafią poradzić sobie z dorosłym futbolem. Konia z rzędem temu, kto bez sprawdzania w Google wie gdzie gra teraz Freddy Adu. Dekadę temu nazywany nadzieją amerykańskiej piłki, nowym Pele i wieloma innymi pochwalnymi epitetami, nigdy nie zaistniał na poważnie na większej scenie. Po rekordowo młodych debiutach i olbrzymich nadziejach, spadał coraz niżej i niżej. Po transferze do Benfici w 2007 i licznych wypożyczeniach nawet nie otarł się później o czołową ekipę. Niektórzy piszą nawet teorie spiskowe jakoby Benfica specjalnie zniszczyła piłkarzowi karierę z zemsty za to, że Portugalia przegrała w meczu z USA na Mistrzostwach Świata w Korei i Japonii. Aż tak niewyobrażalny był to zjazd.
Wiele osób w Hunterze doszukiwało się też bezpośrednich podobieństw do Marcusa Rashforda, młodej gwiazdy Manchesteru United. Głównie dlatego, że wirtualny piłkarz był w materiałach reklamowych prezentowany w koszulce tegoż zespołu, a do tego jest napastnikiem, jest młody, utalentowany i... czarnoskóry. Rashford to zdecydowanie świetny przykład do naśladowania. Wychowanek klubu z Manchesteru związany z Old Trafford od siódmego roku życia. Przebojem wdarł się do drużyny strzelając gole w debiutach: ligowym, pucharowym i reprezentacyjnym. Ta piekielnie dynamiczna kariera, zwieńczona występem na Euro 2016, przywołała głosy oburzenia - między innymi od trenera młodzików w United, Nickiego Butta. Tak szybkie pchanie piłkarza na afisz miałoby być szkodliwe dla jego rozwoju i przynieść negatywne konsekwencje na dalszym etapie kariery. Dość dobitnym tego przykładem jest inny angielski napastnik Michael Owen, którego fantastyczna kariera naznaczona była licznymi kontuzjami i problemami zdrowotnymi. Nie przeszkodziło mu to jednak zostać legendą Liverpoolu, którego kibice wybrali go czternastym najważniejszym zawodnikiem w historii klubu. Również przygoda z Realem Madryt świadczy o jego niesamowitych sukcesach. Dobre przykłady dla naszej wirtualnej drogi na szczyt.
Tryb „Droga do Sławy” pokazuje też jak istotne są relacje między zawodnikami jednej drużyny. I jak spory wpływ na formę zawodnika mogą mieć stosunki osób zmuszonych do widywania się regularnie. Takie historie przypominają nam, że piłkarze to tylko ludzie i nawet Ci najwięksi mają wiele za uszami.
Angielska kadra narodowa to woda na młyn tamtejszych tabloidów. Co rusz zdarzają się tam wybryki, które trafiają na pierwsze strony gazet. A to John Terry obrazi na boisku Antona Ferdinanda, brata ongiś filaru reprezentacji i Manchesteru United, czym pozbawi się opaski kapitana. A to kolejny z wianuszka niewiernych mężów znów uczyni skok w bok. A może tym razem z żoną kolegi z drużyny? Nasz Alex nie partycypuje w tak niecnych postępkach, ale i jemu nie obca jest złość i zazdrość.
Świat futbolu od zawsze był dla widzów w pewien sposób panteonem bożków. Kolosów tworzących mitologię sportu, do której mogliśmy się odwoływać. Karmić się historiami o łobuzach i bohaterach. Dlatego też FIFA 17 podjęła niezmiernie istotny krok w kierunku dostarczania nam dokładnie tych emocji, których od niej oczekujemy.
Tekst powstał jako element wspólnej akcji marketingowej gram.pl i EA.