Japończycy bardzo mozolnie prezentują nowe informacje o swojej konsoli. Trudno im się dziwić, gdyż są w sytuacji nie do pozazdroszczenia.
Japończycy bardzo mozolnie prezentują nowe informacje o swojej konsoli. Trudno im się dziwić, gdyż są w sytuacji nie do pozazdroszczenia.
Jakiś czas temu Jakub prezentował swoje wrażenia po pierwszej prezentacji Nintendo Switch. Jakie były moje odczucia? Początkowo byłem zainteresowany, ale głównie ze względu na chęć sprawdzenia nowego sprzętu, bez względu na to czym on jest. Wcześniej nieśmiało myślałem o WiiU, ale Switch mógł rozwiązać mój problem jeśli będzie posiadać wsteczną kompatybilność. Tej jednak nie ma, co początkowo było dla mnie sporym minusem. Z czasem jednak wiele się zmieniło. Zadałem sobie proste pytanie – w jakie gry z WiiU chciałbym zagrać? Jest kilka tytułów, ale nie są one warte kupowania nowego sprzętu. Nie mam czasu na znacznie ciekawsze produkcje, a więc Bayonetta 2 czy Mario nie są mi potrzebne. Tym sposobem spory minus Nintendo Switch przestał istnieć. Wbrew pozorom to zła wiadomość dla japońskiej korporacji. Zacząłem się zastanawiać czy faktycznie potrzebuję kolejnego sprzętu mając Xboksa One i PlayStation 4. Wyszło na to, że nie. Powody są dwa.
Nintendo na start chciało mnie przekonać do nowej konsoli Skyrimem. Przepraszam, grałem w to kilka lat temu, dawno zapomniałem i nie planuję wracać do tego świata. Chcę nowości, zwłaszcza od świeżej konsoli. Nowe części Mario i Zeldy, z całym szacunkiem do tych marek, nie robią na mnie wrażenia. Gdyby zamiast tego Skyrima był na przykład Wiedźmin 3 odebrałbym to zupełnie inaczej. Raz, gra znacznie nowsza. Dwa, wymagająca technologicznie, a więc skoro działa na Switchu to pewnie sprzęt ma troszkę mocy. Produkcja Bethesdy pokazuje za to, że Japończycy dalej są wiele lat za konkurencją. Nintendo, dzwonił rok 2011 i kazał pozdrowić. 2011 rok!
Gdzie podziało się granie na kanapie? Rozumiem aspekt socjalny, ale nie ogarniam dlaczego niektórzy zapominają że park to niekoniecznie miejsce, w którym chcemy grać w gry komputerowe. Trudno mi sobie wyobrazić, że ktoś faktycznie będzie chodził ze Switchem po mieście i grał na ławce ze znajomymi. Spotykając się z ludźmi wolę robić inne rzeczy, zwłaszcza będąc na świeżym powietrzu. Może dzieciaki chciałyby zabrać konsolę do szkoły (jakby nie mogły tego zrobić już teraz z Vitą lub 3DS-em), ale już wyobrażam sobie jak mobilne elementy będą się psuć. Wątpliwości mnożą się, a ja ciągle nie widzę, aby Nintendo zaproponowało mi cokolwiek, co chciałbym mieć.
W połączeniu ze szczątkową ilością informacji oraz toną niedomówień, wątpliwości i znaków zapytania Nintendo Switch wręcz deklasuje Xboksa One w kategorii „Najgorsza zapowiedź konsoli”. Tutaj upatruję źródło problemów Japończyków. Microsoft przed bardzo długi czas musiał borykać się z konsekwencjami jednej słabej konferencji, na czym ogromne pieniądze zarobiło Sony. Nintendo nie wyciąga wniosków i zapomina, że pierwsze wrażenie robi się tylko raz. Każdy dobry specjalista od reklamy i marketingu wie jak jest to ważne. Początkowy kontakt z nowym produktem determinuje to, w jaki sposób będzie on postrzegany później. W literaturze nazywa się to efektem halo. Większość osób po obejrzeniu debiutanckiego trailera dopowiedziało sobie wiele rzeczy. Konsola na pewno będzie miała mało mocy, na 100% wyraźnie mniej niż Xbox One i PlayStation 4, nikt poważny nie będzie robić na to gier, a ruchome elementy konsoli szybko zaczną się psuć. Nie wiem ile jest w tym prawdy, ale sami widzicie jak działa mechanizm.
Wiele osób już dopowiedziało sobie tyle na temat Switcha, że pewnie ma materiał na napisanie solidnej (pod względem ilości znaków) recenzji konsoli. Problem w tym, że to tylko domysły, ale tak rozumuje ludzki mózg i Nintendo powinno dobrze o tym wiedzieć. Jeśli przy pierwszej okazji nie udało się wywołać efektu „WOW”, później będzie już znacznie trudniej. Japończycy nawet nie próbują naprawić pierwszego złego wrażenia. Zamiast tego jedyne o czym się dowiadujemy to zakończenie produkcji WiiU. Nie ma żadnych nowych informacji, czegokolwiek co podgrzewałoby atmosferę czy nakręcało ludzi na Switch-a. Nintendo zamiast tego, przynajmniej według niektórych graczy, liczy że zadziała...
Mityczna siła, która sprawia, że ludzie kochają Mario, nie mylą Linka z Zeldą i podają znajomym swój friend code. Ale kiedy ostatnio doświadczyliśmy magii Nintendo? Jak na rynek trafiał 3DS i mało kto chciał go kupić? Jak WiiU zbierało kurz na półkach sklepowych? To nie istnieje, liczy się dobry produkt. Ile należy czekać na nową Zeldę? Nową, nie remak/remaster którejś ze starszych części. A co z serią Metroid Prime? Kiedy Mario znowu zacznie wyznaczać nowe standardy? Strzelanie farbą w Splatoon daje frajdę głównie dlatego, że nie ma nic ciekawszego na WiiU! Ze Switch-em może być podobnie. Bez porządnej biblioteki gier nie uda się osiągnąć skali sprzedaży, która pozwoli żyć konsoli.
Wiele osób z podziwem patrzy na Nintendo, które zawsze chodzi swoimi ścieżkami. Niektórym wydaje się, że to świadoma strategia, przejaw geniuszu tej firmy. Ja widzę to jednak inaczej. Co by było, gdyby Nintendo przygotowało standardową konsolę? Taką, która pod względem mocy obliczeniowej dorównuje Xboksowi One i PlayStation 4? Czy ktoś by się tym zainteresował? Sony i Microsoft mają wiele marek skierowanych do hardcorowych graczy, do tego studia first party i niemalże cały światowy gamedev, który chce robić gry na ich platformy. Nintendo startuje niemalże od zera. Zelda i Mario to mało, nawet jeśli reaktywowany były Metroid Prime szalenie ciężko będzie nadrobić stratę, zwłaszcza jak do PS4 Pro dołączy Project Scorpio.
Nintendo jest więc zmuszone do szukania swojej drogi. Trzy konsole walczące o tego samego klienta to jednak zdecydowanie za dużo w branży, w której aby zacząć zarabiać trzeba wypracować skalę. Dlatego właśnie Japończycy muszą szukać niszy, czegoś oryginalnego i nietypowego. Z Wii się powiodło. Udało się, ale aby mówić o czymś więcej niż szczęściu potrzeba wyższej skuteczności. Balance Board jeszcze można uznać za udany eksperyment, ale już z Motion Plus nie było tak dobrze. 3DS radzi sobie nieźle, ale efekt 3D bez okularów, główna atrakcja handhelda, od dawna jest zapomniany. WiiU okazało się za to kompletnym niewypałem. Nie rozumiem dlaczego z rozwinięciem tej idei miałoby być lepiej.
Nintendo, mimo ogromnych rezerw finansowych wypracowanych w czasie wielkiej popularności Wii, znajduje się w niezwykle trudnej sytuacji. Jeśli ponownie nie stworzy dla siebie własnego rynku będzie mieć kłopoty. Rywalizacja o hardcorowych graczy jest przegrana z kilku powodów. Nintendo przede wszystkim nie ma odpowiednio dużego portfolio marek własnych, które będą magnesem na tę grupę klientów. Konkurencja również odjeżdża technologicznie dzięki Pro i Scorpio. Nie zapominajmy jeszcze o silnym rynku PC, który przejmuje część klientów na swoją stronę. Tutaj nie ma już miejsca na kolejnego gracza. Kto musiałby odpuścić w tym wyścigu, a wątpliwe aby Sony czy Microsoft dali się łatwo pokonać.
Rozwiązaniem mogą być gracze casualowi, którzy kupią konsolę i raptem kilka gier w roku, głównie tych od samego Nintendo. Switch wprawdzie promuje się między innymi Skyrimem, ale wydaje mi się to tylko marnym ukłonem w stronę hardcorowych graczy i próba udawania, że nowa konsola jest dla wszystkich. Już Microsoft chciał pokazać Xboksa One jako sprzęt dla całej rodziny i mimo iż miał wszystko aby to zrobić (technologię i masę gier), plan okazał się małą katastrofą. Nintendo być może powinno skupić się na nabywcach Wii, który po uśmierceniu Kinecta nie mają oferty dla siebie. Switch, o ile będzie rozwiązywać ich problemy, może znajdzie dla siebie miejsce na rynku. Mario i Zelda na start, do tego korzystanie z sukcesu Pokemon Go i przekaz nastawiony na klienta casualowego. Dla nas, graczy, nie jest to zbyt optymistyczna wizja, ale pamiętajmy co było z WiiU. Wiele gier, między innymi ZombiU, Bayonetta 2 czy nawet nieszczęsne Devil's Third miały przyciągnąć nas do sprzętu Nintendo. Zabrakło jednak rozmachu i bogatej oferty, aby osiągnąć sukces. Japończycy po prostu nie mają amunicji, aby o nas zawalczyć.
Pierwsze prezentacje Switch-a przekonały chyba tylko tych, którym samo logo Nintendo wystarczy do złożenia zamówienia przedpremierowego. Japończycy z takim początkiem sami podłożyli sobie kłody pod nogi, przez co ciężko uwierzyć w ich sukces. Dodatkowo sytuacja na rynku jest jaka jest i szczerze wątpię, abyśmy my, gracze, byli targetem Switch-a. Nintendo nie ma wyjścia, musi kombinować i szukać dla siebie niszy, bo inaczej powtórzy klęskę WiiU. Ja nadzieję dla Japończyków widzę tylko w rynku casualowym.