Już wiadomo, dlaczego wybuchły zamieszki w Ełku. Przez gry, oczywiście. Grzegorz Lindenberg, socjolog z wykształcenia, współzałożyciel Gazety Wyborczej, pierwszy redaktor naczelny Super Expressu, członek Fundacji Stefana Batorego i wykładowca Uniwersytetu w Bostonie, tak nam właśnie to wszystko wytłumaczył. Młodzi ludzie zdemolowali lokal z kebabem, i nie tylko, bowiem po kilka godzin dziennie grają w gry. W agresywne, pełne przemocy gry. I właśnie przez tę brutalność są skorzy do działań brutalnych także w świecie niewirtualnym, poza graniem. Pan Lindenberg to krynica mądrości.
Na początku miałem w tym felietonie wyśmiewać jego kompletną ignorancję. Ale to by było zbyt łatwe. Zbyt łatwo byłoby wykazać, jak bardzo pan Grzegorz nie ma pojęcia o czym mówi, głównie dlatego, że nie jest pierwszym z brzegu politykiem na przykład, o których wiadomo, że z wiedzą i faktami najczęściej bywają mocno na bakier, zwłaszcza jeśli te nie pasują do głoszonych przez nich tez. A tutaj mamy wykształconą osobę, socjologa, dziennikarza, który naprawdę nie ma żadnego usprawiedliwienia dla swojej ignorancji, ba, jest ona jeszcze bardziej widoczna i ostra właśnie poprzez kontrast. Tyle, że uderzanie w ten punkt byłoby zdecydowanie zbyt łatwe. I nudne. Wszyscy komentują tę idiotyczną wypowiedź właśnie w ten sposób. Co ja mógłbym wnieść do dyskusji idąc w tę stronę? Niewiele. I pewnie nic ciekawego. Może jakąś zabawną, zmyśloną anegdotkę o tym, jak ztraumatyzowani przez brutalne gry fani różnych drużyn Counter-Strike'a zdemolowali Spodek podczas ostatniego Intel Extreme Masters a następnie spalili połowę Katowic, gdy bitwy pomiędzy nimi a miłośnikami Starcrafta i League of Legends rozlały się na okolice centrum miasta. Dobrze, że wojsko zdążyło wkroczyć na czas i powstrzymać zamieszki przez wkroczeniem fanów World of Tanks...
Ale to by było zbyt łatwe. Dlatego, zamiast iść na łatwiznę, postaram się poszukać rozwiązania problemu. Lindenberg wygaduje bzdury i jest ignorantem. Rzecz oczywista. Ale wydaje mi się, że akurat poruszenie tematu gier komputerowych, i tych brutalnych, i tych zwykłych, w kontekście wydarzeń w Ełku, to znakomity pomysł. A to dlatego, że podobnie jak pan Grzegorz-który-nie-ma-pojęcia, uważam, że gry miały naprawdę wiele wspólnego z tym wszystkim. Tyle, że problemem nie był nadmiar gier, lecz ich rażący, chorobliwy niedobór. Jak to? Czyżby brutalne gry nie wywoływały agresji, lecz wręcz przeciwnie? A dlaczego nie? Nie będę tutaj przytaczał wyników przeróżnych badań, bo to by było nudne i mało zabawne. Ale spójrzmy na fakty. Ostatnie dwie czy trzy dekady to eksplozja popularności gier, czyż nie? Nie ma już praktycznie młodej osoby, która nie ma choćby pobieżnej styczności z grami, choćby nawet tymi z wkurzonymi ptakami na telefonie, czy tam innymi pokemonami. Granie stało się powszechne. Wiadomo. I zupełnie przypadkiem te ostatnie dwadzieścia czy trzydzieści lat to również bezprecedensowy spadek przestępczości. Statystyki lecą na łeb, na szyję. W Stanach, w Europie, nawet w Polsce. Przez ostatnich dziesięć lat liczba przestępstw, w tym także popełnianych przez młodzież, spadła o około 40%, mniej więcej w całej Europie. Jasne, wpływ mogą mieć na to także inne czynniki, ale ta korelacja daje do myślenia, prawda? Podobnie jak bardzo wyraźny spadek przestępstw na tle seksualnym od czasu gdy upowszechnił się dostęp do pornografii w internecie. Coś musi być na rzeczy. Czy głupie by było założenie, że to właśnie porno pozwala wyładować różnego rodzaju seksualne frustracje i przez to zmniejsza zagrożenie dla otoczenia? I że gry, te brutalne i tak dalej, są podobnym wentylem bezpieczeństwa, przez który można przepuszczać nadmiar agresji? Owszem, to hipoteza, która idzie dość daleko, ale... Ale dlaczego bogate społeczeństwa, w których młodzież nie ma problemu z dostępem do komputerów, konsol i gier, notują takie spadki życiowej agresji i przestępstw, a w krajach trzeciego świata tych przestępstw jest coraz więcej? Założę się, że na terenach opanowanych przez ISIS jest mało sprzętu do grania. I że bojownicy Państwa Islamskiego nigdy się nie splamili rundą w Counter-Strike'a, nocką zarwaną nad Cywilizacją czy też waleniem pięścią w klawiaturę po kolejnym zgonie w Dark Souls.
I dlatego właśnie ja bym zalecał, by nasi dzielni obrońcy polskości, którzy poprzez ataki na lokale gastronomiczne chcą uratować kraj przed zalewem imigrantów, po prostu sobie trochę pograli. Najwyraźniej nie grają, mimo tego, co twierdzi pan Lindenberg. Już ustaliliśmy, że jest ignorantem i nie wie, co mówi. Oni naprawdę za mało czasu spędzają na graniu. Powinni więcej, dużo więcej. I wydaje mi się, że idealnie terapeutyczne byłoby na przykład League of Legends. Lub DOTA 2. Jedno z tych. Dlaczego właśnie one? Z wielu powodów.
Po pierwsze, szeregi prawdziwych polskich patriotów składają się głównie z młodzieży niezbyt zamożnej. League of Legends jest darmowe. To plus. I działa na byle jakim komputerze, nawet starym. Czyli tutaj też nie są potrzebne duże nakłady finansowe. Drugi plus. Po trzeci trzeba już sięgnąć głębiej. W grze jest prawie półtorej setki przeróżnych bohaterów. Z naciskiem na "przeróżnych". Całe spektrum ras, gatunków, narodowości, kolorów skóry i tak dalej. I gra się nimi wszystkimi. Białym rycerzem, czarnoskórym strzelcem, dziewczyną która zmienia się w smoka, duchem w zbroi a nawet chomikiem z zatrutym strzałkami. To uczy poszanowania dla odmienności. W League of Legends każda postać jest inna, ale wszystkie są dobre, fajne, nieźle się nimi gra i tak dalej. Nie można ich nienawidzić. No, dobra, może oprócz tego chomika. Nikt nie lubi Teemo. Ale poza nim? Przekrój najprzeróżniejszych bohaterów. I obcowanie z nimi uczy poszanowania odmienności, na kilka różnych sposób. Trzeci plus. A jest jeszcze czwarty, kto wie, czy nie najważniejszy.
League of Legends słynne jest ze swojej toksycznej społeczności. Niestety, Riot Games udało się dość skutecznie ograniczyć ilość hejtu i pomyj, które wylewają się na głowę gracza. Ale nadal jest tego sporo. I naprawdę niewiele trzeba, żeby zostać zwyzywanym od najgorszych w odniesieniu do narodowości, seksualności, stosunków ze zwierzętami, rodzicami i meblami ogrodowymi z rattanu. I to jest piękne. To znaczy, nie jest w ogóle, ale tutaj, w kontekście, to fantastyczna sprawa. Dlaczego? Dlatego, że ogólnie większość ludzi ma problemy z empatią i wczuwaniem się w położenie kogoś innego, jeśli nie ma na koncie podobnych doświadczeń. Ktoś, kto nigdy nie doświadczył prześladowania na własnej skórze, może po prostu nie wiedzieć jak to jest, co czuje osoba, którą się prześladuje właśnie. I dlatego jest mu tak łatwo to robić. A League of Legends, nawet mniej toksyczne niż dawniej, oferuje tego materiału nadal bardzo dużo. Naprawdę nie trzeba długo grać, by zostać werbalnie sponiewieranym na różne sposoby i poczuć się bardzo źle przez to. Jasne, to też rodzi agresję. Ale tylko chwilowo. A na dłuższą metę uczy, jak to jest, gdy ktoś cię wyzywa, gdy cię dyskryminuje, gdy traktuje jak śmiecia. To nie są fajne uczucia. I warto je znać, warto ich doświadczyć, choćby po to, by nie wywoływać ich w innych. Już na żywo.
I jest jeszcze piąty plus. League of Legends to gra sieciowa, w której wchodzi się w interakcje z różnymi ludźmi. Często są to interakcje mało przyjemne. Ale nie zawsze. Poznaje się też dużo ludzi, tak po prostu. Innych ludzi. Z innych krajów. Innych wyznań. Innych ras. I okazuje się, że oni są tacy jak my. Może trochę odmienni, ale kochają to samo co my, bawią się tak samo jak my i są całkiem normalni. To poszerza horyzonty. I właśnie dlatego, oraz z wyżej wymienionych powodów, zalecałbym właśnie taką terapię poprzez League of Legends. Naszym dzielnym narodowcom, niszczycielom kebabowni. I bojownikom ISIS. I wszystkim innym ludziom na całym świecie, którzy mają w sobie za dużo agresji, za dużo nienawiści, a za mało zrozumienia dla odmienności i drugiego człowieka. W grze znajdą dla tego wszystkiego ujście i na dodatek mogą się czegoś cennego nauczyć. I to za darmo.
A nawet jeśli nie, to... League of Legends potwornie wciąga. Na dziesiątki, setki czy nawet tysiące godzin. I nawet jeśli taki jeden z drugim niczego się nie nauczą, to przynajmniej nie będą demolować gastronomii czy też polować w komunikacji miejskiej na osoby o innej karnacji skóry, bo będą siedzieć w domu i cisnąć ranki, żeby w końcu wyjść z tego brązu. Mnie osobiście już to jedno by wystarczyło.