Właśnie takich portów nam potrzeba.
Właśnie takich portów nam potrzeba.
Premiera Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King była ponad dekadę temu ważna przynajmniej z trzech powodów. Po pierwsze, „ósemka” to pierwsza gra z kultowej (przynajmniej dla Japończyków) serii, która dotarła oficjalnie do Europy. Po drugie, PlayStation 2 dostało kolejnego świetnego jRPG-a, a po trzecie – i dla niektórych najważniejsze (na przykład dla mnie) – pudełko z grą zawierało płytowe demo z Final Fantasy XII. Kilka lat później „ósemka” przeskoczyła z PlayStation 2 na smartfony, by ostatecznie zagościć na 3DS-ie Nintendo. I nie da się ukryć, że właśnie po tę najnowszą wersję warto sięgnąć w pierwszej kolejności, jeżeli chcecie nadrobić/przypomnieć sobie klasyczną już dziś produkcję Square Enix.
Na pierwszy rzut oka kieszonkowy Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King, którego oryginalna wersja obchodzi w tym roku trzynaste urodziny, nie zmienił się od czasów PlayStation 2. Co akurat w przypadku gry na 3DS-a nie jest ogromnym zarzutem. Ósma część smoczej serii zestarzała się bardzo dobrze, pełen trójwymiar przedstawionego świata i bohaterów nie straszy. Wręcz przeciwnie – dzięki zastosowaniu graficznego stylu cel shading w połączeniu z projektami autorstwa samego Akiry Toriyamy (twórca Dragon Balla i artworków Chrono Trigger),Dragon Quest VIII cieszy oko i nie sprawia wrażenia gry wyciągniętej z archiwum. Miłym usprawnieniem jest zmieniona tonacja barw, które są teraz o wiele bardziej soczyste, przez co bardzo dobrze wpisują się w ogólny lekki i humorystyczny charakter baśniowej opowieści. Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King nie stroni od poważniejszych tematów (vide motywacje niektórych bohaterów, takie jak zemsta za śmierć bliskiej osoby), jednak jeżeli ktoś oczekuje po scenariuszu poważnej, dołującej czy dającej do myślenia opowieści, to trafił pod zły adres. Od pierwszych scen widać i słychać, że „ósemka” stawia na humor i luźne potraktowanie realiów fantasy. Wystarczy wspomnieć, że punktem wyjścia dla całej opowieści jest chęć odczarowania tytułowego króla, który stał się trollem, księżniczki zamienionej w konia i poddanych zaczarowanych w rośliny.
Pod względem rozgrywki Dragon Quest VIII to w dalszym ciągu jRPG rozpisany na długie godziny (oryginał zajmował minimum 70-80 godzin, zaś w wersji 3DS mamy jeszcze więcej zawartości), który pozwala eksplorować rozległy świat przedstawiony w pełnym trójwymiarze, angażować się w poboczne questy etc. Całe szczęście wraz z upływem kilkunastu lat od premiery i w wyniku przeskoczenia na konsolę przenośną, „ósemka” zyskała kilka bardzo korzystnych usprawnień. Genialnym posunięciem była rezygnacja z randomowych potyczek na rzecz walk z widocznymi przeciwnikami, przechadzającymi się po mapie. Powiedzmy to sobie wprost – niewidzialni wrogowie atakujący nas co kilkanaście kroków to anachronizm, który już nigdy nie powinien wrócić do gatunku. No chyba, że mowa o hardcore'owych dungeon crawlerach od Atlusa. Równie miłym usprawnieniem jest opcja przyspieszania animacji ataków – patent znany chociażby z Fire Emblem Fates, który sprawdza się idealnie w warunkach przenośnego grania.
Osoby pamiętające Dragon Quest VIII z czasów PlayStation 2 zauważą jeszcze masę większych i mniejszych różnic, które bardzo pozytywnie wpływają na odbiór najnowszej edycji. Mowa chociażby o pełnym voice actingu w większej ilości scen, opcji szybkiego save'owania w niemal dowolnym miejscu na mapie (nie tylko w kościołach), dodatkowych dungeonach, questach, bohaterach drugoplanowych, a nawet nowym, alternatywnym zakończeniu. Pojawił się aspekt społecznościowy, który bazuje na możliwości robienia własnoręcznych screenshotów i pokazywaniu ich innym graczom. Krótko mówiąc, Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King to najbardziej wypasiona i najlepiej przemyślana edycja, jaka powstała.
Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King to żywy przykład na to, że niektóre klasyczne jRPG-i można, a nawet warto prezentować nowemu pokoleniu graczy. Albo zachęcać do ponownego zakupu weteranów, którzy zainwestowali w oryginał nawet i 100 godzin wolnego czasu. „Ósemka” mimo prawie trzynastu lat na karku pozostaje wciągającym, rozbudowanym, a przez to odpowiednio wymagającym (niech was nie zmyli bajkowa oprawa – to nie jest łatwa gra) jRPG-iem, który jest słusznie nazywany jednym z najlepszych przedstawicieli gatunku z pierwszej dekady XXI wieku. Jeżeli nie mieliście jeszcze styczności z tą serią, to Dragon Quest VIII: Journey of the Cursed King na 3DS-a będzie idealnym wprowadzeniem.