Recenzja filmu Zombie express, koreańskiego kina komercyjnego

Kamil Ostrowski
2017/01/22 19:30
1
0

Koreańczycy z południa też mają swoje „World War Z”. Oczywiście zrobione „w swoim stylu”, bo jakżeby z naszego punktu widzenia miało to wyglądać inaczej?

Recenzja filmu Zombie express, koreańskiego kina komercyjnego

Jeżeli sądzicie, że Amerykanie mają wyłączność na filmy akcji, albo lepiej – na tematykę zombie-apokalipsy, to grubo się mylicie. Pożeracze mózgów mają się dobrze również w kulturze Dalekiego Wschodu i tam również przenikają do tzw. „mainstreamu”, czego najlepszym dowodem jest film „Zombie express”, który możecie zobaczyć tu i ówdzie również na polskiej ziemi.

Zacznijmy od tego, że Zombie express to kino typowo komercyjne. Zapomnijcie o wcześniej recenzowanych przeze mnie na łamach Gram.pl koreańskich perełkach – Lamencie i Służącej (ten drugi okazał się być perełką raczej dla niewielu). Tymczasem Zombie express to kino nie tylko masowe, ale też zrobione na światowym poziomie. Przy czym za tą „światowością” nie idą wcale żadne uproszczenia czy denerwujące dla Hollywood maniery. To po prostu kino rozrywkowe na poziomie, które nie powstało w USA. Wiem, wiem – szaleństwo, prawda? Szaleństwo zresztą bardzo popularne, przynajmniej w Korei Południowej, bo kina odwiedziło tam ponad dziesięć milionów widzów. Mało tego, film okazał się takim sukcesem, że francuski Gaumont zdecydował się na stworzenie anglojęzycznego remake’u (news z grudnia 2016, więc jeszcze trochę poczekamy).

A więc się udało i to jak! Zaczyna się oczywiście spokojnie, jak to w filmach o zombie. Poznajemy Seok-woo – zapracowanego brokera giełdowego, który w życiu osobistym niestety nie odnosi równie spektakularnych sukcesów co w życiu zawodowym. Jest rozwiedziony i zaniedbuje córkę, która mieszka raz u niego, raz u matki. Apokalipsa zombie dopada go w momencie, w którym odwozi pociechę z Seulu do swojej eks-żony, mieszkającej w Busan (drugie największe miasto Korei Południowej). Podróż szybko staje się walką o życie. Tym dramatyczniejszą i dynamiczniejszą, że nie jest to krocząca apokalipsa zombie w stylu The Walking Dead, a biegająca czy wręcz obłędna, jak w World War Z. Zgadza się – silne, szybkie zombiaki, nie jakieś tam żółwie.

Seok-woo i jego córka nie są jedynymi postaciami, których losy śledzimy. Szybko pojawia się paru innych bardziej lub mniej „głównych” bohaterów, wśród których na czoło wysuwają się duety: mięśniak i żona w ciąży, licealista-bejsbolista i licealistka-cheerliderka, a także dwie siostry w słusznym wieku. Z większością postaci szybko się zżywamy i szybko zaczynają nas obchodzić ich losy. Wyjątkiem jest córka głównego bohatera, której przypadka rola typowego wkurzającego dzieciaka. No, ale trudno jej się dziwić – lekko w życiu nie miała, rodzice się rozwiedli, a teraz jeszcze te żywe trupy…

GramTV przedstawia:

Co świetne, wszystkie „poważniejsze” chwile, te podczas których bohaterowie to przeżywają rozterki czy też widz dostaje chwilę na zadumę co tragiczne okoliczności robią z człowiekiem, nie wydają się tak wymuszone, jak można by się spodziewać (czego się bardzo obawiałem). Momenty „zadumy” pojawiały się one niejako przy okazji akcji i wydarzeń, a nie jakby wydarzenia i akcję/scenariusz tworzono pod tezę. Gdzieś w tle majaczy krytyka dla egoizmu i korporacjonizmu, myślenia w kategoriach słupków w Excelu, ale to nie przeszkadza nam w odbiorze świetnego kina akcji. No i na szczęście są to tylko momenty, bo Zombie express to przede wszystkim film pełen soczystej akcji.

Pod wieloma względami koreańska produkcja przypomina klasyczne, chociaż nie tak widowiskowe, brytyjskie 28 dni później. Pociąg częściowo opanowany przez zombie przebija się przez ogarnięty chaosem kraj, biedni „cywile” starają się jakoś przeżyć i chociażby wstępnie „myślowo” dostosować się do nowych warunków. Jest też oczywiście akcja, naprawdę dużo akcji – ucieczki, skradanie się, bijatyki, kłótnie i szarpaniny. Jest wszystko czego chcielibyście od dobrego filmu o zombie. Oczywiście tu i tam pojawiają się pewne nieścisłości czy wręcz luki logiczne, ale umówmy się, że nie wymagamy zbyt wiele od filmu o zombie.

Aha, nie zwracajcie proszę uwagi na ten zwiastun – jest przeraźliwie zniechęcający. Zamieszczam go z kronikarskiego obowiązku, ale odradzam jego oglądanie.

Reżyser odpowiedzialny za Zombie express to Sang-ho Yeon, znany do tej pory tylko z animacji (w tym dobrze ocenianego Króla świń). Równie nieznani są również aktorzy, którzy grają w filmie – to żadne gwiazdy, jeżeli już to raczej „lokalne” porównywalne do naszego poczciwego Tomasza Karolaka czy Piotra Adamczyka. Tym bardziej dziwi, że zagrali tak dobrze, pozwalając nam się tak mocno zżyć z głównymi bohaterami.

Jeżeli w Waszym mieście grają Zombie express to upewnijcie się, że nogi zaprowadzą Was do przybytku, który odważył się na zakup taśmy z tym filmem. To świetne kino akcji, odświeżające i bardzo dobrze zrobione. Pozostaje egzotyczne, ale jednocześnie zadziwiająco strawne jak na południowokoreańską produkcję „głównego nurtu”. Poza tym za jakiś czas, kiedy do kin wejdzie anglojęzyczny remake będziecie mogli powiedzieć „eee, oryginał lepszy”.

Komentarze
1
Usunięty
Usunięty
23/01/2017 00:58

A 'Zombie Express' to tak naprawdę 'Pociąg do Busan'. Polskie tytuły potrafią zabić film, zanim jeszcze wejdzie do kin.