Niezwykle udana mieszanka Dark Souls, Bloodborne, Ninja Gaiden i Onimushy. Nioh to pozycja obowiązkowa dla fanów wymagających produkcji.
Niezwykle udana mieszanka Dark Souls, Bloodborne, Ninja Gaiden i Onimushy. Nioh to pozycja obowiązkowa dla fanów wymagających produkcji.
Umiejscowienie akcji Nioh w czasach feudalnej Japonii okazuje się strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu autorzy mieli ogromne pole do popisu w trakcie projektowania kolejnych, coraz bardziej klimatycznych lokacji. Szkoda jednak, że poznawanie niuansów fabularnych nie jest tu tak samo przyjemne, jak eksploracja świata. Historia bazuje na prawdziwych wydarzeniach, ale wykorzystuje doskonale znane motywy. Główny bohater to samuraj William Adams, który rusza w pogoń za angielskim alchemikiem, Edwardem Kelleyem, by odzyskać swojego ducha opiekuńczego. Na swojej drodze spotyka yokai, czyli mityczne stworzenia znane japońskich legend, wśród których nie brakuje rozmaitych demonów, upiorów, zmutowanych zwierząt czy innych, niekiedy bardzo trudnych do opisania przeciwników.
Podstawowych rodzajów broni w Nioh jest jak na lekarstwo. Miecz, dwa miecze, topór, włócznia i kusarigama - nie wygląda to zbyt imponująco, nawet jeśli dodamy do tego możliwość korzystania z łuków czy broni palnej. Szybko przekonujemy się jednak, że w istocie mamy do czynienia z setkami możliwych kombinacji. Po pierwsze dlatego, że każdy rodzaj broni można trzymać na trzy sposoby. Postawa niska skupia się na defensywie (zadajemy mniejsze obrażenia, ale łatwiej jest nam uniknąć ataków), natomiast wysoka adresowana jest do graczy ofensywnych, którzy wyprowadzają silniejsze ciosy, jednocześnie odsłaniając gardę. Oprócz tego mamy również oczywiście postawę średnią, która stanowi połączenie obu wyżej wymienionych wariantów. W zależności od przyjętej postawy nasz bohater zupełnie inaczej wyprowadza ciosy, co oczywiście zmusiło autorów do przygotowania odrębnych animacji, ale w ten sposób każda broń to - było nie było - trzy w jednym. A na tym nie koniec.
Za pokonywanie wrogów otrzymujemy punkty amrita, czyli odpowiednik dusz znanych z serii Dark Souls. Kiedy zginiemy, mamy tylko jedną szansę na dotarcie do miejsca naszego zgonu i odzyskania utraconej waluty (chyba że skorzystamy z rzadkiego przedmiotu umożliwiającego przywołanie swojego ducha opiekuńczego z grobu). Pozwala ona na rozwijanie statystyk postaci, dzięki którym zwiększamy poziom naszego życia, ki czy wielu innych atrybutów. Oprócz tego zbieramy również złoto, które umożliwia zakup przedmiotów, takich jak np. amunicja do broni palnej, strzały do łuku, odtrutki czy buffy na broń. Oprócz tego w Niohznajdziemy także drzewko rozwoju umiejętności podzielone na kilka oddzielnych kategorii powiązanych z dostępnymi rodzajami broni oraz magią. Odblokowujemy w ten sposób między innymi nowe rodzaje ataków i specjalne kombosy, jak również liczne przywileje, umożliwiające wytwarzanie dodatkowych przedmiotów.
Nioh nie oferuje wielkiego otwartego świata czy też ciągu powiązanych ze sobą lokacji. Zamiast tego udostępniono mapę świata, gdzie wybieramy zadania główne oraz misje poboczne, a następnie przenosimy się na wybrany obszar. Rozpoczynając dany etap musimy jednak pamiętać, że Team Ninja przygotowało naprawdę wymagającą produkcję, a nie hack'n'slasha, w którym kluczem do sukcesu jest spamowanie przyciskiem ataku. Co prawda o poziomie trudności z pierwszej wersji alfa udostępnionej w ubiegłym roku można zapomnieć, ale i tak będziemy ginąć wielokrotnie, zanim opanujemy niektóre mechaniki zabawy i poznamy zachowanie naszych wrogów. Kiedy jednak zdołamy nauczyć się unikania wszystkich ataków bossa i wreszcie pokonamy go po wielu próbach, odczujemy wielką satysfakcję. Radość sprawia tu jednak nie tylko zwycięstwo nad przeciwnikiem, który przy pierwszym spotkaniu wydawał się nie do przejścia, ale także odnajdywanie nowych elementów wyposażenia i odkrywanie możliwości systemu rozwoju postaci.
Nie mam nic do zarzucenia samym miejscówkom, bo są wielopoziomowe, pełne ukrytych przejść i dodatkowych ścieżek, a liczne utrudnienia, z jakimi musimy się zmagać na poszczególnych obszarach, skutecznie urozmaicają rozgrywkę. Zastrzeżenia można mieć natomiast do tego, że akcja niektórych misji pobocznych rozgrywa się w lokacjach, gdzie wcześniej wypełnialiśmy główne zadania. Powracamy zatem do wcześniej odwiedzonych terenów (czasem więcej niż raz) o innej porze dnia czy nocy, by zapoznać się z tym samym obszarem, spotykając nowych wrogów. Kapliczki znajdują się w innych miejscach, niektóre przejścia są zablokowane, natomiast inne stoją przed nami otworem. Skoro już o wadach mowa, odnoszę wrażenie, że Team Ninja stworzyło zbyt ubogą bazę przeciwników. Zwłaszcza w początkowej fazie zabawy nieustannie spotykamy tych samych yokai, dzięki czemu łatwiej się z nimi walczy, bo znamy ataki poszczególnych oponentów, ale mimo wszystko przydałoby się więcej urozmaicenia w tym aspekcie.
Pod względem graficznym Nioh nie pretenduje do bycia najładniejszą grą na konsole obecnej generacji, ale podobać może się klimat przedstawionego świata. Tam, gdzie będziemy narzekać na niższej jakości tekstury czy brak szczegółów w zamkniętych obszarach, jednocześnie zachwycimy się niesamowitą atmosferą. Warto dodać, że przed rozpoczęciem zabawy możemy wybrać jeden z trzech trybów wyświetlania obrazu, więc tylko od nas zależy, czy zdecydujemy się na stabilizację rozdzielczości czy też płynne 30 klatek na sekundę.
Nioh ma wiele wspólnych mianowników z twórczością From Software, ale oferuje także sporo autorskich rozwiązań. Mimo wszystko ewidentnie widać, że gra jest skierowana do miłośników Dark Souls, którzy odnajdą się tu jak w domu podczas eksploracji. Twórcy robią także ukłon w stronę sympatyków starszych tytułów. Fani klimatu Onimushy będą cieszyć się niesamowitym klimatem przywołującym na myśl tę zapomnianą serię, a gracze, którzy zniszczyli niejednego pada starając się pokonać bossów w Ninja Gaiden docenią, że Team Ninja udało się wykorzystać całe doświadczenie zdobyte podczas pracy nad tą serią, by ostatecznie przygotować jedną z najlepszych gier na PlayStation 4. Gorąco polecam.
Zwykle łatwo wciągam się w gry, ale rzadko mi się zdarza maniaczyć do upadłego, zapominając o całym świecie. Nioh jednak sprawia, że czuję się jak po dobrych proszkach, tracę poczucie czasu, zapominam nawet o obiedzie - a kiedy wreszcie odrywam się od konsoli, to sercem i duchem nadal tkwię gdzieś w Japonii w 1600 roku i walczę z yokai.
Nioh to nie była miłość od pierwszego wejrzenia, ale podczas beta-testów, po ubiciu trzech dostępnych wówczas bossów, poczułam tak ogromną satysfakcję, że oczekiwanie na premierę stało się wręcz agonią odliczania kolejnych dni.
System walki w Nioh jest dokładnie taki, jaki lubię: nie ma mowy o bezmyślnym machaniu mieczem czy lekceważeniu nawet najmniejszego przeciwnika. Trzeba wiedzieć, kiedy uderzyć, kiedy się wycofać i kiedy blokować - niczym w osobliwym tańcu. Trochę szkoda, że zwykli wrogowie nie są specjalnie zróżnicowani, ale za to każdy boss okazał się bardzo ciekawym wyzwaniem. Często przy pierwszych próbach odnosiłam wrażenie, że jest nie do pokonania i nie dam rady nawet się do niego zbliżyć, ale z każdym kolejnym podejściem stawałam się coraz lepsza. Wystarczy nauczyć się, jak przeciwnik atakuje, a nie będzie mógł nas nawet drasnąć. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że w większości przypadków da się nawet bić samymi pięściami (w ten sposób udało mi się pokonać Ogrzycę w demie, kiedy dostępna była tylko jedna lokacja, a przechodzenie jej w ekspresowym tempie zaczęło mi się nudzić). Zwycięstwo w każdej walce daje ogromną, dziką wręcz satysfakcję, tym większą, im trudniej było na początku.
Nioh, choć jest liniową grą z opcjonalnymi misjami pobocznymi, zachęca do wielokrotnego powracania do znanych już miejsc nie tylko znajdźkami, których nie udało się zebrać za pierwszym razem czy nagrodami typu punkty do rozdania w drzewkach rozwoju. To wręcz raj dla fanów wszelkiej maści wyzwań. Najważniejsza jest zręczność gracza, a dzierżony oręż ma drugorzędne znaczenie. Można więc próbować nie rozwijać postaci, grać bez zbroi, a nawet zrezygnować z broni - ba, w statystykach jest nawet informacja, ilu przeciwników ubiliśmy za pomocą pięści. Coś czuję, że spędzę w tej grze setki godzin, próbując swych sił w coraz bardziej niedorzecznych wyzwaniach.