W Dzień Zakochanych musimy zadać sobie to najważniejsze pytanie, prawda? Kogo kochają gracze? To znaczy, wiadomo, oprócz swoich rodzin, dzieci, partnerek i partnerów oraz domowych zwierzątek. To akurat jest oczywiste. Nie nad czym się rozwodzić. Nam raczej chodzi o ujęcie tego ważkiego problemu od nieco innej strony. Growej. Bardzo poważnej. I, co ważne, bardzo dobrze zbadanej, obfitej dane i poddającej się rzeczowej, bardzo interesującej analizie. Miłość jest rzeczą piękną i ulotną. I wydaje się, że nie poddaje się statystyce, liczbom i wykresom. Ale prawda jest taka, że zakochanie można policzyć. Są tacy, którzy to robią. I to właśnie w stosunku do gier. Tak, słowo „stosunek” pojawiło się tutaj nieprzypadkowo…
Kogo więc kochają gracze? Spieszę z niepodważalną, naukowo uzasadnioną odpowiedzią, która na dodatek jest też bardzo uspokajająca, bo potwierdza, że gusta, mimo upływu lat, nie zmieniają się i gracze są bardzo stali w swoich romantycznych uczuciach. Kogo więc? Cóż, nikogo innego, jak królową serc, przeuroczą, kradnącą nasze westchnienia od wielu, wielu lat… Larę Croft.
Według statystyk PornHub , a w tym momencie jest to chyba jedyne tak dobrze udokumentowane źródło, z którego możemy czerpać dane na temat tego, kogo gracze tak naprawdę kochają, to właśnie Lara jest ciągle na szczycie. Prawie dwa i pół miliona razy wpisano pannę Croft w pole wyszukiwania tego renomowanego serwisu zajmującego się potrzebami emocjonalnymi milionów ludzi na całym świecie. To znakomity wynik, jak dla fikcyjnej postaci. Co prawda nie tak znakomity, jak ten osiągnięty przez Harley Quinn, która miała dziesięć milionów, co jest całkiem zrozumiałe. I do Batmana też trochę Larze zabrakło, tak milion z hakiem. I Wonder Woman też miała odrobinę więcej. Ale już Kapitan Ameryka uplasował się pod panną Croft. We trzech, razem z Deadpoolem i Supermanem. Ale to tylko taka ciekawostka popkulturowa. Mieliśmy mówić o grach.
Lara jest nadal tradycyjną królową serc, ale tak naprawdę w ubiegłym roku miłośnicy grania największym uczuciem obdarzyli bohaterki całkiem nowego przeboju, czyli Overwatch. I to tak na poważnie moi drodzy. Nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Wśród ogólnie najchętniej wyszukiwanych fraz Overwatch podskoczył w górę o kilkaset procent i uplasował się na wysokiej, jedenastej pozycji, pokonując seks analny czy trójkąty. To porywający sukces. Naprawdę niewiele zabrakło, by zrównać się z Japonkami, masażami i kreskówkami hentai. A to takie klasyki przecież. Blizzardowi należą się duże brawa za taką piękną kreację nowego fenomenu popkulturowego, który tak łatwo przyszło pokochać graczom. Naprawdę. To nie jest tylko pochodna popularności samej gry, oj nie, bo jej bohaterki są nieproporcjonalnie częściej kochane, niż też przecież niebrzydkie i atrakcyjne panie z innych, bardziej przebojowych gier, takich jak League of Legends na przykład. Gdyby siła miłości graczy miała proste przełożenie z ilości tychże graczy, to League of Legends też by było tam na liście najczęściej wyszukiwanych. A nie jest. I na świecie, i w poszczególnych krajach.
No właśnie. Jak to się nam kształtuje wszystko geograficznie? Które narodowości stoją murem za Overwatchem? Cóż, przede wszystkim Brazylijczycy. I Rosjanie. Jedni i drudzy. To musi być już miłość najprawdziwsza, bo w obu tych krajach Overwatch był na pierwszym miejscu jeśli chodzi o wyszukiwania. I miał dużą przewagę nad kolejnymi wynikami, czyli odpowiednio lesbijkami i Brazylijkami oraz Rosjankami i mamuśkami. W innych krajach też się kocha Overwatch oczywiście. Zwłaszcza, co ciekawe, w tych hiszpańskojęzycznych. Na przykład sama Hiszpania – Overwatch jest zaraz za Hiszpankami. Tak samo w Chile i Argentynie. Tam też bardziej niż Overwatch kochają tylko ojczyznę. Wszystko inne jest na dalszym planie. Bardzo godne pochwały. Podobnie jak nasza własna postawa, warto nadmienić. W miłości do Overwatch jesteśmy w światowej czołówce, proszę pań i panów. Oczywiście Polacy jednak najbardziej cenią sobie wartości tradycyjne i świętą trójcę, czyli Polki, mamuśki i nastolatki, ale Overwatch jest tuż za nimi, tuż poza podium, na czwartej pozycji. Serca i głowy mamy więc gorące. Nie tak gorące jak latynoscy kochankowie czy Rosjanie, ale wystarczająco.