W Paryżu spotkaliśmy się z człowiekiem, który odpowiada za całą maszynę Call of Duty World League i dba o rozwój e-sportowej strony Call of Duty.
W Paryżu spotkaliśmy się z człowiekiem, który odpowiada za całą maszynę Call of Duty World League i dba o rozwój e-sportowej strony Call of Duty.
Umiem wyobrazić sobie, że to się naprawdę dzieje. Ten światowy sukces CWL. Bo czego niby miałoby zabraknąć? Activision ma pieniądze, które inwestuje w rozwój swojej marki, a dodatkowo Call of Duty World League będzie każdorazowo napędzać sprzedaż nowych części. Patrząc na to, że z opóźnieniem, ale wydawcy jednak są w stanie kierować tym ogromnym statkiem w stronę, której oczekują fani (back to the roots – wiecie, o co chodzi) wierzę, że z odpowiednim uporem Jay jest w stanie osiągnąć to, co sobie założy. Na żywo to wielki, potężny facet, co jeszcze bardziej dodaje mu powagi i wiarygodności. A mówimy przecież o osobie, która zasiada w zarządzie Treyarch już od dziewięciu lat i zarządza aktualnie jedną z największych światowych marek.
Jay wie, że obrany e-sportowy kierunek wymaga ogromnej pracy u podstaw. Nawet, jeśli aktualnie e-sport niesamowicie się rozkręca, a niektóre produkcje przyciągają przed ekrany publiczność idącą w miliony – swojej popularności nie wypracowały wczoraj i nie trwało to krótko. Dlatego zapytany o najważniejsze cele na ten rok wskazuje na zrównoważony rozwój i budowanie platformy do dalszych działań. – Dla mnie, jednym z celów Call of Duty World League aktualnie jest zbudowanie dobrych podstaw na przyszłość i opracowanie pewnej stabilności. W tym roku dla przykładu byliśmy w stanie zainwestować aż cztery miliony dolarów i sądzę, że to z całą pewnością pomaga w realizacji tego celu. To jest jeden z powodów, dzięki któremu gracze i organizacje widzą sens w uczestniczeniu w CWL. Chcemy zbudować dla nich platformę na przyszłość. Dla nich to ważne, że za organizację tego wszystkiego odpowiada Activision, że budujemy wokół tego całą markę i opieramy to na znanej serii, jaką jest Call of Duty – powiedział Jay dodając, że już teraz cieszy się z tego, co udało się osiągnąć z nową ligą w stosunkowo krótkim okresie.- Jesteśmy bardzo szczęśliwi z tego, jak potoczył się pierwszy sezon Call of Duty World League. Szczególnie w kontekście tego, ile zespołów wzięło w nim udział czy jak przebiegały poszczególne eventy. Wkraczając w drugi sezon nabieramy jeszcze większego rozpędu i doświadczenia, co z kolei przyciągnie jeszcze więcej zespołów. Już teraz rozwój, który poczyniliśmy z sezonu na sezon jest naprawdę niesamowity - powiedział Jay.
Okazuje się ponadto, że nawet taki gigant jak Activision opracowując e-sportową ligę dla swojego Call of Duty nie do końca wiedział jak wiele trzeba będzie w to włożyć pracy i wysiłku. – Trochę nie doszacowaliśmy nakładu pracy, który musimy włożyć w całe przedsięwzięcie. Na początku pomyśleliśmy po prostu, że uruchomimy sobie ligę i wszystko będzie się kręcić, a jest to jednak trochę bardziej skomplikowane. Ale na przestrzeni ostatniego roku nauczyliśmy się naprawdę ogromnie wiele. Wykorzystując tę wiedzę podczas projektowania drugiego sezonu podjęliśmy szereg trafniejszych decyzji – mamy więcej imprez, a każda z nich robi się coraz większa – powiedział Jay.Szybko jednak dodał, że w przypadku CWL aktualnie nie chodzi o liczby ani rozmach. – Nie chodzi nam też tylko o liczby. Nie zależy nam na kolejnych 50 eventach. Zamiast tego chcemy postawić na jakość. Wciągnąć w to więcej zespołów, więcej graczy. Upewnić się, że całość jest jak najbardziej przystępna i atrakcyjna dla oglądających. Zawsze przyglądamy się miejscom, które warto odwiedzić, szczególnie, jeśli możemy tam liczyć na graczy wspierających Call of Duty World League. Przez ostatnie lata finały rozgrywek w Call of Duty rozgrywały się w Los Angeles. To także coś, co chcemy zmienić w przyszłości. Wiemy, że nasi fani są wszędzie i chcą być częścią tego ekscytującego doświadczenia. Postaramy się do nich dotrzeć – obiecał szef rozwoju marki w Treyarch.
A skoro dotarliśmy już do pojęcia globalizacji, przyszło mi do głowy, aby dowiedzieć się czy widzi jakieś różnice pomiędzy odbiorem e-sportu w USA i Europie. – Jest mała różnica pomiędzy Ameryką Północną, a Europą. Dla przykładu francuscy kibice są naprawdę świetni i szaleni. Z całego zeszłego roku moim ulubionym eventem był właśnie ten w Paryżu – entuzjazm tłumu i emocje kibiców szły w parze z wiedzą na temat rozgrywek i jej detali. Ludzie są bardziej energetyczni i naprawdę zaangażowani w to, co się dzieje. Dlatego tutaj czuć, że to naprawdę sport i to na bardziej dojrzałym poziomie – podsumował J. Puryear.
Chciałem dowiedzieć się od Jaya czy jest szansa, by w przyszłości even CWL pojawił się także w Polsce, ale jego wymijająca odpowiedź potwierdziła tylko moje podejrzenia. Aktualnie średnio. I trudno się dziwić. W naszym kraju Call of Duty nie jest najpopularniejszą ze strzelanek. W CWL nie gra aktualnie żaden polski zespół na światowym poziomie. Dodatkowo rywalizacja tylko i wyłącznie na PlayStation 4 nie pomoże przebić się imprezie do świadomości polskich, preferujących PC graczy.Co jednak z tym PS4? Czy jest szansa na przesiadkę na inną platformę w przyszłości? – W tym roku gramy na PlayStation 4. Postanowiliśmy skupić się na jednej platformie i wspieramy rozwój esportu właśnie na tej konsoli. Z naszego punktu widzenia lepiej było ograniczyć się do jednej platformy – odpowiedział Jay, przechodząc chwilę później do drugiej części pytania. – PC? Jeszcze o tym nie myśleliśmy, ale z pewnością przyjrzymy się wszystkim możliwościom, które będą miały dla nas sens. Ale na ten moment dobrze czujemy się właśnie na PS4 – dodał pokazując, że Activision jest za mądre, by definitywnie zamknąć sobie przed nosem jakiekolwiek drzwi, ale aktualnie komfortowo czuje się współpracując z Sony i pewnie nieprędko się to zmieni.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!