Dzisiaj sprawdzamy jednego pewniaka i jeden niespodziewany hit. Czai się trochę gier na horyzoncie, więc warto się przygotować!
Dzisiaj sprawdzamy jednego pewniaka i jeden niespodziewany hit. Czai się trochę gier na horyzoncie, więc warto się przygotować!
W odróżnieniu od poprzednich odsłon cyklu Ghost Recon, które oferowały liniowe kampanie fabularne, Wildlands przenosi graczy do wielkiego i otwartego świata, dając ogromną swobodę działania podczas wykonywania kolejnych zadań. Nie dość, że misje przechodzimy w dowolnej kolejności, to w dodatku do celu możemy dotrzeć na różne sposoby. To największy atut produkcji, a zarazem cecha, która skutecznie przykuwa do ekranu.
Nic tak nie cieszy, jak możliwość wykorzystywania ukształtowania terenu i likwidowania wrogów z dalszej odległości czy też eliminowanie przeciwników bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń. Podchodząc do obszaru misji uruchamiamy drona, by oznaczyć naszych rywali, a następnie przystąpić do działania. Co prawda nasz oddział Duchów w Ghost Recon: Wildlands nie wykonuje zróżnicowanych misji, sami możemy spróbować wprowadzić element różnorodności, starając się wykazać kreatywnością. Wówczas zabawa nabiera rumieńców i potrafi wciągnąć.
Nie oznacza to jednak, że Ghost Recon: Wildlands zapowiada się wyśmienicie – pierwsze wrażenia sugerują, że będziemy mieli do czynienia z produkcją wymagającą dopracowania w rozmaitych aspektach.
Wprowadzenie do kampanii jest nużące i niepotrzebnie rozciągnięte, a sama opowieść bazuje na utartych schematach, zmuszając nas do zlikwidowania kolejnych członków kartelu narkotykowego na terenie Boliwii w taki sposób, by na końcu rozprawić się z głównym bossem tej przestępczej organizacji. Pod tym względem Ghost Recon: Wildlands budzi skojarzenia z Mafią III, w której również mieliśmy do czynienia z podobną konstrukcją rozgrywki.
Otwarty świat Ghost Recon: Wildlands potrafi zachwycić widokami, ale ciężko się nimi nacieszyć, kiedy irytuje model jazdy samochodami. Auta prowadzi się ociężale, więc robimy to jedynie z konieczności, chętnie szukając innych środków transportu – np. helikopterów. Kiedy już dotrzemy na pole walki i rozpoczniemy misję dostrzeżemy kolejny mankament – brak przycisku odpowiedzialnego za przyklejanie się do osłon. Nasz bohater domyślnie wykonuje tę czynność automatycznie, gdy znajdzie się obok murku czy innego obiektu otoczenia, ale czasem zdarza mu się o tym zapomnieć.
Ghost Recon: Wildlands stawia nacisk na zabawę w trybie czteroosobowej kooperacji, ale nic nie stoi na przeszkodzie, by współpracować z kompanami sterowanymi przez sztuczną inteligencję. Niekiedy jest to nawet lepsze rozwiązanie niż zabawa z przypadkowymi użytkownikami, gdyż wtedy mamy większą kontrolę nad tym, co aktualnie dzieje się na ekranie. Zwłaszcza, że w opisywanym tytule żaden z członków drużyny nie ma przypisanej funkcji – każdy skupia się na zabijaniu przeciwników. To trochę tak, jakby w piłce nożnej wszyscy mieli strzelać bramki.Cieszy natomiast fakt, że Ghost Recon: Wildlands zapowiada się na naprawdę rozbudowaną produkcję. Jeśli weźmiemy pod uwagę, fakt, ile czasu potrzeba na wykonanie każdego zadania z bety, gdzie udostępniono dwa obszary, i spojrzymy na resztę lokacji, to powinniśmy wywnioskować, że nowa gra Ubisoftu wystarczy na kilkadziesiąt godzin zabawy. Pytanie tylko, czy rozgrywka będzie angażująca do samego końca, czy też znudzi się w połowie? O tym przekonamy się już niebawem.
Ghost Recon: Wildlands ma potencjał, by stać się naprawdę udaną produkcją, o ile Ubisoft weźmie pod uwagę opinie graczy biorących udział w przedpremierowych testach i wprowadzi odpowiednie poprawki.
Kiedy już mi się wydaje, że na dobre wyrastam z gier komputerowych, kiedy już od pół roku nic nie przyspieszyło mi tętna, kiedy już na dobre rezygnuję z myśli o tym, że trzeba zainwestować w nową kartę graficzną i przymierzam się do spokojnego, ustatkowanego życia, wtedy pojawia się gra taka jak Northgard, która pozwala mi na nowo odkryć pierwotną radość płynącą z przesiedzenia całego weekendu przed komputerem.
Koncepcyjnie produkcja Shiro Games to nic innego jak świetny miks Settlersów i Majesty z elementami gry planszowej. Każda sesja jest inna i zaczyna się na generowanej losowo mapie, na której rozrzuconych jest kilka klanów (maksymalnie cztery). Zabawa polega na rozbudowie naszej wioski, kolonizowaniu okolicznych pól, odkrywaniu mapy i walce z innymi graczami. Do tego dochodzą takie atrakcje jak możliwość rozwijania technologii, handlowania, a także konieczność przetrwania zimy, podczas której nasze zapasy opału i żywności maleją w zastraszającym tempie.
Co mnie urzekło w Northgard to wysoka liczba unikalnych elementów składowych, które tworzą spójną całość. Poza wspomnianymi powyżej „bazowymi” mechanikami pojawia się całe mnóstwo dodatkowych. Przede wszystkim mamy kilka sposobów na zwycięstwo – możemy zdominować mapę, zdobyć najwięcej punktów chwały czy wsławić się ogromnym bogactwem, ale na niektórych mapach pojawiają się inne zadania. W niektórych wypadkach wygramy jeżeli uda nam się przejąć kontrolę nad polem z legendarnym drzewem Yggdrasil, czy wykuć miecz Odyna w kuźni którą zbudujemy na polu z magmą. Niektóre z tych zadań nich niekoniecznie muszą gwarantować zwycięstwo: ot, dostarczając wystarczająco żywności gigantom możemy liczyć na ich wsparcie militarne, a zajęcie pola z artefaktem bogów da naszym uczonym bonus do punktów technologii. Większych i mniejszych rozwiązań wzbogacających zabawę jest tutaj ogrom.
W chwili obecnej do dyspozycji graczy oddano wyłącznie tryb pojedynczej misji i trzy z pięciu rodów. Z czasem pojawić się mają jeszcze dwa, a także dodatkowe opcje w głównym menu – kampania oraz tryb dla wielu graczy (póki co pozostają zasłonięte za magicznym „coming soon”). Jednak już w tej chwili Northgard oferuje sporo zabawy, tym bardziej biorąc pod uwagę niewygórowaną cenę, więc spodziewam się, że pełna zawartość sprawi, że produkcji tej nie oprze się nawet najbardziej wymagający gracz.
Moja wioska potrafiła świetnie prząść aż do momentu, w którym nie doceniłem potęgi zimy w wersji „zamieć” (ang. blizzard). W tym momencie okazało się, że z dwudziestu osadników zostało mi ośmiu. Moja nieźle zapowiadająca się osada zmieniła się w miasto duchów, którego granic nie byłem nawet w stanie ustrzec przed najazdami wilków. Super ze mnie jarl, dziękuję bardzo i obiecuję, że wróce tu jeszcze na pewno.
Rzadko kiedy zdarza mi się polecić grę będącą jeszcze w Early Access, aczkolwiek w tym wypadku mogę sobie chyba pozwolić na zrobienie wyjątku. Northgard już w tej chwili jest świetne.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!