Ballada o ludziach północy. Recenzja Expeditions: Viking

Sławek Serafin
2017/05/16 15:00
0
0

Jak jeden rudy wiking kamratów zebrał swych, i długą łódź zbudował, i pożeglował w dal…

Nie wiem czy się ze mną zgodzicie, ale uważam, że jest zdecydowanie za mało historycznych erpegów. Produkuje się na kopy różne fantasy, czasem jakieś science-fiction może, a do historii sięga się bardzo rzadko. A jeśli już, to właśnie poprzez to fantasy, czyli ciągle do tego samego, nudnego już jak flaki z olejem, średniowiecza. Czasem ktoś się wyłamie i oprze swój wymyślony świat na jakichś innych realiach, tak jak to zrobili twórcy Age of Decadence, nawiązując do czasów imperium rzymskiego. A żeby ktoś sięgnął do historii jako takiej? Ło panie, to już prawdziwe święto lasu. A przecież historia jest tak niesamowicie bogata, tak ciekawa, ma tyle do zaoferowania. Nie rozumiem. Dlaczego tak popularne są na przykład seriale historyczne, których jest mnóstwo i swą liczebnością, oraz jakością, całkowicie miażdżą ofertę spod znaku fantasy? Czy w grach nie powinno być podobnie? Przecież jedno i drugie to ta sama popkultura, nie? Cóż, wydaje się, że właśnie nie. Wielka, wielka szkoda. Na szczęście jest takie jedno małe, niezależne, duńskie studio, które niespecjalnie się tym przejmuje i tworzy sobie swoją serię gier fabularnych mocno osadzonych w realiach historycznych.

Ballada o ludziach północy. Recenzja Expeditions: Viking

Logic Artists, bo o nich mowa, zaczęli od trochę dziwnej strony, wydając kilka lat temu swoją pierwszą produkcję, Expeditions: Conquistador. Nie wiem dlaczego studio z Danii postanowiło na pierwszy ogień wziąć XVI wiek i Hiszpanów poczynających sobie śmiało w Ameryce Środkowej, ale w niczym to nie zmienia tego, że gra była świetna. Jasne, może nie tak dopieszczona jak wysokobudżetowa, sztampowa oferta konkurencji, ale miała swoje mocne strony. I swój unikalny, historyczny klimat. Bardzo mi się podobała. I strasznie się cieszyłem na ich drugą produkcję, Expeditions: Viking, po części dlatego, że tym razem autorzy badali zdecydowanie bliższą sobie historię, a po części z tego powodu, że… no cóż, wikingowie są o wiele fajniejsi od konkwistadorów. Wiele osób zainteresowało się tymi klimatami dopiero po wiadomym serialu, wiele fascynowało się krwawymi czasami ich łupieżczych wypraw już wcześniej, a jeszcze więcej w sumie nadal nie za bardzo się orientuje, o co z nimi chodzi, oprócz tego, że mają hełmy z rogami i włada nimi jeden z Avengersów. I wszyscy oni znajdą w Expeditions: Viking bardzo solidną dawkę historycznej wiedzy. Oraz, tak już zupełnie przypadkiem, bardzo dobrą grę.

Expeditions: Viking opowiada fantastyczną historię. Fantastyczną, bo… całkiem zwykłą. Ratowanie świata? Walka z Wielkim Złem? Poszukiwanie tożsamości? Cokolwiek epickiego i nadętego jak balon? Nie. Po co komu takie bzdety, jak można snuć normalną opowieść o zwykłych, i przez to nam bliskich, ludziach, którzy wpadli w wir dramatycznych wydarzeń historycznych? No właśnie. W Expeditions: Viking wcielamy się w młodego przywódcę (lub też przywódczynię) jednego z rodów jutlandzkich. Cała historia zaczyna się od symbolicznego pogrzebu naszego rodziciela, słynnego woja, ale kiepskiego władcy, który popłynął na Zachód i żyw nie wrócił, zostawiając rodzinną wioskę i odpowiedzialność za wszystkich na naszej głowie. Głowie, która bardzo szybko zacznie boleć, bo oto pod palisadę podchodzą wilki. Silniejsi sąsiedzi, wyczuwając słabość młodego władyki, chcą zagarnąć jego ziemie. I to w świetle prawa. Nikt nam nie pomoże niestety, bo życie lekkie nie jest i słabi mają w nim jak zwykle przerąbane, a dobrocią serca i prawością charakteru to sobie można co najwyżej tyłek podetrzeć. To nie bajka dla dzieci, nie głupiutkie fantasy, tylko smutna, historyczna rzeczywistość VIII wieku. Osaczeni, mamy tylko jedno wyjście – zaryzykować wszystko i ruszyć śladami ojca, do tajemniczej, bogatej Brytanii. I wrócić z niej albo z cennymi towarami, albo z sojusznikami, albo z całym drakkarem wyładowanym łupami. Może uda się rozbudować naszą rodzinną osadę i wzmocnić obronę, może zdołamy zdobyć sławę, która odstraszy wrogów. Może zdążymy, choć czas ucieka.

Expeditions: Viking jest świetnie napisaną grą. Ma scenariusz taki naturalny, nie jakiś z palca wyssany, ale właśnie zwyczajny, bliski, dla każdego łatwo zrozumiały. Zrozumienie naszego bohatera, czy też bohaterki, nie wymaga żadnego wysiłku. Od razu się w niego wczuwamy i zanurzamy się w jego świecie. I wypływamy tylko co jakiś czas, żeby zaczerpnąć oddechu. Przez pierwszych kilka godzin będziemy sobie relaksacyjnie, tytułem wstępu, pluskać się w brodziku. Aby w ogóle przygotować wyprawę będziemy musieli trochę się namęczyć i po okolicy połazić, odwiedzając różne ciekawe miejsca, spotykając interesujących ludzi i często zabijając ich. Często, ale nie zawsze. To nie wysokie fantasy, gdzie gramy takim czy innym kolesiem, który niby może być jaki sobie chce, ale najlepiej jakby był rycerzem bez skazy i zmazy, który pomaga staruszkom przechodzić przez trakt. Tu jest Północ, tu życie jest ciężkie. I tanie. Zabijanie to rzecz normalna, czasem wręcz oczekiwana. W Expeditions: Viking poznamy całkiem inną, egzotyczną moralność, w której ludzie są dobrzy w sposób, do jakiego my, wychowani w kulturze chrześcijańskiej, nie jesteśmy przyzwyczajeni. I ta moralność poprowadzi nas różnymi ścieżkami, przez nas oczywiście wybranymi. Expeditions: Viking to może nie jest Wiedźmin, ale trudnych decyzji obarczonych poważnymi konsekwencjami tu nie brakuje. I nie da się być jednocześnie „tym dobrym” i uratować swój dom oraz zachować szacunek naszych towarzyszy.

A towarzyszy mamy strasznie fajnych. Postacie z drugiego planu są bardzo charakterystyczne, świetnie osadzone w realiach i, przede wszystkim, nie są bandą jęczących łamag, jak w jakiejś grze BioWare. Tak, na wiking ruszy z nami twarda tarczowniczka, która w rozczulający sposób żegna się ze swoimi synami. Tak, będzie nam towarzyszyć stara przyjaciółka, której matkę będziemy musieli zapewnić, że nie pozwolimy, by jej córce spadł włos z głowy, by zgodziła się ją puścić na wyprawę. Ale choć te historie są wzruszające, to są też prawdziwe. Nie jakieś wyssane z palca dramaty, tylko zwykłe, ludzkie opowieści. Wiarygodne. I chwytające za serce. A że twórcy gry potrafią tak napisać dialogi i tak poprowadzić interakcje z naszymi towarzyszami, że ta wiarygodność i naturalność się tylko umacnia, to dość szybko okazuje się, że nie tylko lubimy naszych członków drużyny, nie tylko ich szanujemy, ale też, jakoś tak przypadkiem zupełnie, traktujemy jak zwykłych ludzi. Ludzi, których obwieszamy bronią i wysyłamy na śmierć. Najczęściej w nadziei, że zginą jednak ci, którzy ośmielili się stanąć na naszej drodze, a nie ktoś z naszych.

GramTV przedstawia:

Rozwijanie postaci, dłubanie przy ich sprzęcie i taktyczna, turowa walka tworzą jedną harmonijną całość. Nie wszystkie umiejętności postaci są przeznaczone do efektywnego okładania się ciężkimi przedmiotami. Jest wiele takich, które mają znaczenie w czasie samej podróży i obozowania tu i tam. I sporo jest też zdolności i atrybutów, które odgrywają ważną rolę choćby w samych dialogach, gdzie mogą nam dać dodatkowe, ciekawe opcje. Ale choć Expeditions: Viking ma bardzo mocną fabułę i solidne elementy strategicznego zarządzania i planowania, to nie da się ukryć, że rozlew krwi odgrywa tutaj kluczową rolę. I robi to bardzo dobrze. Lepiej, niż większość konkurentów. Kojarzę tylko dwie gry z tej klasyczno-erpegowej niszy, które miały równie fajne walki, co ta tutaj. Wspomniane już Age of Decadence było jednak nieco inne, bardziej falloutowskie. A świeżutkie Battle Brothers też ujmowało temat w odmienny sposób, stawiając bardziej na solidną taktykę i większe starcia. Ale w obu tych grach każde spotkanie z wrogiem było ciekawym wyzwaniem. Emocjonującym. Czasem naprawdę trudnym. I podobnie jest w Expeditions: Viking. Nie tłuczemy tutaj jakichś losowych przeciwników, którzy biegają sobie po okolicy. Każde krwawe spotkanie ma sens, ma swoje uzasadnienie, jest wyzwaniem właśnie. I daje sporo satysfakcji, jeśli uda się je przeżyć bez ciężkich ran i okaleczeń. Nawet takie niby rutynowe wyrżnięcie zakonników w napotkanym przypadkiem angielskim kościółku wymaga on nas pomyślunku.

No właśnie. Ten kościółek. Przyznam, że w pewnym momencie zwątpiłem w Expeditions: Viking. Nastawiałem się mocno na solidne palenie, gwałcenie, rabowanie i może też zabijanie. Po wylądowaniu w Brytanii oszczędziłem pierwszą wioskę, udając równego gościa, żeby zabezpieczyć sobie tyły. A potem ruszyłem w teren, z mordem w oczach. I nie bardzo było kogo i gdzie mordować, nie licząc tych zakonników biednych… no, dobra, nie takich biednych w sumie, trochę przy sobie mieli, skubańcy. Trochę to było deprymujące, że się tak muszę włóczyć po okolicy i nie ma na kogo napaść i gdzie rabować. Ale potem zajrzałem tu i tam, wplątałem się z gracją w polityczną intrygę i wojnę domową, parę misji pobocznych zgarnąłem i okazało się, że jednak jest tutaj sporo zajęć godnych prawdziwego wikinga. Także w kraju Piktów i na Orkadach, nie tylko w samej Brytanii. Ogólnie się dzieją rzeczy. Może nie zostawiamy za sobą zgliszczy niezliczonych wiosek i płaczu tych, których nam się nie chciało zabijać i nie było sensu ich brać w niewolę, ale ogólnie wszystko ma sens. I jest ciekawie. Akcja rozwija się w niezłym tempie, nie nudząc i utrzymując nasze zainteresowanie przez dobrych kilkadziesiąt godzin. A do tego jest całkiem ładnie, choć niezbyt wysokobudżetowo. I muzyka znakomita przygrywa.

Expeditions: Viking daje radę. Może nawet lepiej niż się spodziewałem. Duńczycy sporo się nauczyli na błędach przeszłości i ich nowa gra jest zdecydowanie lepsza, bardziej dopracowana i ciekawsza niż Expeditions: Conquistador. I w niczym nie ustępuje konkurencji, nawet tej naprawdę renomowanej. Świat może nie jest tutaj tak obrzydliwie bogaty jak ten w nowym Tormencie, a fabuła taka świeża i intrygująca jak w Tyranny, ale… Ale tu są wikingowie. Historia broni się sama. Już właśnie trzymanie się realiów wystarczyłoby, by polecić grę. A ma ona jeszcze sporo innych, mocnych stron. I, co tu dużo gadać, jest naprawdę dobra, nawet jeśli nie bierze się pod uwagę historycznego klimatu. Wikingowie ruszali na swoje łupieżczo-handlowo-krajoznawcze wyprawy wiosną. Wy też powinniście. Im szybciej, tym lepiej.

A ja już zaczynam oczekiwanie na trzecie Expeditions...

8,0
Oto zew, bym zajął wśród nich miejsce, w Walhalli, gdzie bohaterowie żyją wiecznie
Plusy
  • bardzo dobra, naturalna fabuła
  • stylizowane dialogi
  • ciekawe postacie
  • VIII wiek taki klimatyczny!
  • rozwój bohaterów i zabawy z ekwipunkiem
  • emocjonujące, trudne starcia
  • bardzo dobra muzyka
Minusy
  • pomniejsze błędy techniczne
  • ktoś może nie lubić historii...
Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!