Kilka lat temu z niejakim zdziwieniem odnotowano, że po raz pierwszy w historii zyski przemysłu rozrywkowego produkującego gry okazały się być większe niż tego, który zajmuje się produkcją filmów. Niewiele to zmieniło w ogólnym postrzeganiu gier, prawda? I raczej nie zmieni się ono także teraz, gdy okazało się, że w tym roku tenże sam przemysł okazał się być dwukrotnie większy, niż ten filmowy. I muzyczny. Razem wzięte. Tak, gry zarabiają dwa razy więcej pieniędzy niż wszystkie filmy i płyty. Nieźle. A mimo to nadal nie zajmują zależnego im miejsca.
Trwa właśnie najważniejsza impreza związana z grami na świecie, czyli targi E3. Europejski Gamescom być może jest większy, ale E3 w Los Angeles jest pierwsze i to właśnie tam dochodzi do najgłośniejszych zapowiedzi, wydarzeń i tak dalej. Wszystkie serwisy i portale zajmujące się grami na tych kilka dni zajmują się w maszynki do jak najszybszego dostarczania, obrabiania i komentowania tego, co się dzieje tam, na targach. Ale tylko one. Dzieją się rzeczy, pojawiają się informacje interesujące dziesiątki jak nie setki milionów, a nikt poza branżą tego nie zauważa. Czy w telewizji na przykład widzieliście jakąś wzmiankę na ten temat? Wiecie, samych targów, bo już nie śmiem przypuszczać, że ktoś tam w oglądanych przez coraz mniej ludzi programach informacyjnych uzna za ważny jakiś faktyczny news z E3. Ale o tym, że targi trwają, to by mogli jakoś mimochodem wspomnieć, nie? Nie wspomnieli. A właściwie tak mi się wydaje, bo przyznam się bez bicia, że telewizji nie oglądam, więc po prostu nie wiem, czy faktycznie coś tam było o targach, czy też nie.
Ale już kit z targami. I wręczaniem nagród. Gry nie mają takiej instytucji jak Oscary czy tam inny festiwal w Cannes, o takiej ugruntowanej tradycji i marce, więc nic dziwnego, że wszystkie media podają informacje o tym, kto wygrał daną statuetkę i za jaki film, ale milczą, gdy gry otrzymują nagrody. Jestem w stanie to zrozumieć. Trochę mniej pojmuję, dlaczego w mediach przeróżnych o grach nie mówi się w ogóle w zasadzie. I w żadnym kontekście. Chyba, że znów ktoś młodociany spowodował wypadek albo czyjąś śmierć, bo wtedy wiadomo, gry są winne. Niestety, gry nadal postrzegane są jak zabawa dla dzieci. Bez różnicy jakie są wielkie i ile zarabiają. Tak na marginesie, śmieszny fakt – gry ze swoimi 100 miliardami dolarów rocznie przebijają o jakieś 10 miliardów faktyczny przemysł zabawkarski. I o kilka miliardów przemysł pornograficzny, który albo już zbliża się do setki, albo ją przekroczył. A wszystkie trzy wymienione razem generują mniej więcej takie obroty, ile co roku ma wpływów budżet całej Polski. Ale to tylko taka ciekawostka.
Wracając do tematu. Gry są duże. Ale ciągle niedoceniane i traktowane przez media poważne, mniej poważne i nawet te kompletnie brukowe, jakby ich w zasadzie nie było. My gry kochamy, nie? I wiemy, że wcale nie są mniej wartościowym nośnikiem kultury niż kino. Jeszcze jakiś czas temu może i nie poruszały ważnych tematów, nie brały się za bary z trudnymi pytaniami i ogólnie były tak infantylne, za jakie je uważano. Ale to się zmienia. I to bardzo szybko. Gry dorośleją i poważnieją w szybkim tempie. Co zresztą nie powinno nikogo dziwić, zważywszy na fakt, że dziś statystyczny, przeciętny gracz ma już prawie czterdzieści lat, czyli zrównał się ze średnią wieku w ogóle, bo w Europie przeciętny obywatel Unii ma właśnie około czterdziestki. Gracz nie jest już dzieckiem, tylko taką zupełnie normalną, przeciętną, dorosłą osobą. I producenci gier też to zauważyli, więc przygotowują swoje treści w sposób odpowiedni dla takiego właśnie odbiorcy. Przynajmniej niektórzy. Ale nie o tym dziś mówimy.
Jasne, gdy nie niosą ze sobą aż takich dojrzałych i artystycznie wysublimowanych treści jak kino czy muzyka. Nie w takich ilościach z pewnością. Ale bardzo wydoroślały w ostatnich latach. I nic to nie zmieniło w ich postrzeganiu, niestety. Nie tylko w mediach, ale też tak ogólnie, w społeczeństwie. Czasy się trochę zmieniły i ujawnienie w miejscu pracy na przykład, że jest się fanem gier i że spędza się dużo czasu na tymże graniu, nie prowadzi już zawsze do protekcjonalnych uśmiechów i pełnych współczucia spojrzeń, ale nadal można się częściej spotkać z takim niezrozumieniem niż z entuzjastyczną akceptacją i deklaracjami współpracowników, że oni też grają. No, chyba że jesteśmy Koreańczykiem. Wtedy wstydem jest przyznać się w pracy, że się nie gra ani w StarCrafta, ani w League of Legends, albo choć śledzi się na bieżąco mecze ligowe. No i właśnie. Nad tym chciałem się dziś zastanowić. Jak to możliwe, że tam, nie tylko w Korei, ale ogólnie w Azji, gry są traktowane jako równie ważny składnik kultury popularnej, co kino, muzyka i tak dalej? A u nas, czy też w Ameryce, nadal nie, co, było nie było, wpędza nas, graczy, w kompleksy, bo czujemy się gorsi. Choć wcale nie jesteśmy.
Wydaje mi się, że to dlatego, że w naszym, zachodnim kręgu kulturowym, źle reagujemy na zmiany. To co nowe, co niezrozumiałe, co nieznane, jest traktowane nie tylko z ostrożnością, ale też z niechęcią. Nie przepadamy za czynnikami naruszającymi znany nam układ. Nawet my sami, gracze. Ileż to jest zawsze narzekania fanów, gdy nowa część ich ulubionej serii wprowadzić jakieś innowacje i modyfikacje poprzednich rozwiązań, nie? No nie jesteśmy otwarci na to, co przynosi rzeczywistość, w czym różnimy się od również miłujących tradycję, ale też łatwiej godzących się ze zmianami kultur wschodu. A gry to właśnie taka nowość. Taka zmiana. Coś, co pojawiło się niedawno i burzy status quo kultury popularnej. Media wypychają gry na margines i ignorują poza sytuacjami, gdy można je demonizować, bo takie, a nie inne, mamy społeczeństwo. Bo tacy, a nie inni, jesteśmy sami. I to bez różnicy jak bardzo mądrzy jesteśmy. Najtęższe profesorskie, mentorskie głosy od ponad pół wieku wieszczą upadek kultury, zniszczenie wszystkiego, śmierć wartości i inne tego typu kataklizmy. Ba, gdzie tam od pół wieku. Gdy Gutenberg wydrukował swoją Biblię, to większość ówczesnych luminarzy biadała nad tym, że nowa metoda taniego i masowego produkowania książek doprowadzi do jakiejś katastrofy, bo jak to tak, że każdy może książkę napisać i każdego na nią stać? W głowie się nie mieściło.
I dlatego właśnie gry będą u nas jeszcze długo traktowane po macoszemu. Nawet gdy wszyscy będą już grali. Może gdy dorośnie pokolenie, które na grach wychowuje się od najmłodszych lat, od kiedy tylko potrafiło otrzymać w małych rączkach smartfona taty albo mamy… Tak, może wtedy gry będą stawiane na równi z innymi nośnikami popkultury. Ale pewności też nie można mieć. W końcu do dziś, choć minęło pół wieku, są ludzie, którzy biednego rock & rolla wciąż uważają za muzykę diabła…