Jeszcze kilka lat temu Angry Birds było synoninem sukcesu, jednak w ostatnio wściekłe ptaki wyraźnie obniżyły loty. Najnowsze gry z serii spotykają się z wyraźnie mniejszym entuzjazmem (co znalazło odzwierciedlenie w naszych recenzjach Angry Birds 2 czy Angry Birds Blast), z kolei film kinowy został zmieszany z błotem przez krytyków (w czym również miałem swój udział), a dochód przyniósł głównie dzięki relatywnie niskiemu budżetowi. Odbiło się to na kondycji finansowej firmy - głośno było o masowych zwolnieniach. Co prawda w ubiegłym roku, między innymi dzięki filmowi, firma nie przyniosła strat, jednak patrząc po najnowszej grze z serii, mam wątpliwości, czy to będzie długoterminowy trend.
Sama rozgrywka opiera się na podobnych zasadach, jak w Angry Birds Action!. Świnie więc nie chowają się już w budynkach, których nie zaakceptowałaby nawet najbardziej skorumpowana inspekcja budowlana, a nieloty przestały przeprowadzać samobójcze ataki z użyciem procy. Zamiast tego walczymy z zielonymi prosiakami na płaskiej arenie, po której ptaki odbijają się jak piłeczki w pinballu.
Decyzja o zaczerpnięciu schematu rozgrywki z Action! jest dla mnie niepojęta. Już sama ilość pobrań nie przemawia na korzyść - na Google Play pierwowzór nie przekroczył 10 milionów pobrań, co jest jednym z gorszych wyników całej serii. Mniejsza popularność tego tytułu nie wzięła się znikąd. Angry Birds Action! jest, moim zdaniem, jedną z najgorszych gier z wkurzonymi ptakami w roli głównej.
Chociaż teoretycznie dalej clou gry jest pokonywanie świń ukrytych za różnymi przedmiotami, rozgrywka przebiega zupełnie inaczej. Wystrzelone ptaki nie szybują w górę, tylko poruszają się po płaskiej powierzchni planszy i odbijają się od ścian. Podstawowy problem z rozgrywką jest taki, że chociaż destrukcja jest wciąż kluczowym elementem rozgrywki, to obijanie się o barykady nie jest w połowie tak satysfakcjonujące, co burzenie budynków w klasycznych Angry Birdsach.
Do wad oryginału dochodzi też problematyczna kamera. Twórcy Evolution zdecydowali się na pokazanie areny z perspektywy 3/4 (Action było bliższe widokowi z lotu ptaka). Taki sposób ukazania pola walki zdecydowanie utrudnia ocenienie szkód, które wyrządzi posłany przez gracza ptak. Przez to giną jakiekolwiek pozory taktyki, przy tak niesprzyjającym interfejsie ptaki można na dobrą sprawę posyłać na ślepo.
Odnoszę wrażenie, że twórcy gry byli świadomi, że rozgrywka nie jest zbyt pasjonująca. Zdradza to fakt, że bardzo szybko odblokowana zostaje możliwość pominięcia starć z prosiakami, które odbywają się poza główną kampanią. Doświadczenie pokazuje, że najczęściej taka mechanika jest stosowana w przypadku rutynowych minigierek, które jakością odbiegają od głównej gry. W Angry Birds Evolution pomijane walki teoretycznie stanowią trzon zabawy...
Zdecydowanie ciekawsza od samej rozgrywki jest tytułowa ewolucja. Już w poprzednich tytułach z serii - jak chociażby Angry Birds 2 czy Angry Birds Fight! pojawiały się mechaniki ulepszania swoich ptaków. Tutaj jednak jest ona bez porównania bardziej zaawansowana: mamy do dyspozycji łącznie prawie 300 (sic!) nielotów. Odblokowujemy je wygrywając bitwy, wykluwając z jajek lub na drodze ewolucji zwierzaków już obecnych w pierzastej armii.
Trzeba jednak zaznaczyć, że różnice między nimi są przede wszystkim kosmetyczne. Nie znajdziemy tutaj żadnego ptaka z epicką, niepowtarzalną mocą. Umiejętności są takie same dla wszystkich zwierzaków danego koloru: żółte, podobnie jak Chuck z oryginału potrafią nabrać rozpędu, by staranować kilku wrogów równocześnie, czarne wybuchają dokładnie jak Bomb, a niebieskie roztrajają się wzorem Blues.
Jedynie powierzchowne urozmaicenie wirtualnego drobiu nie zmienia faktu, że zbieractwo w tej grze może dostarczyć trochę zabawy - przynajmnie przez chwilę. Dodatkowym smaczkiem jest to, że ptaki często swoim wyglądem czy opisem nawiązują do postaci znanych z popkultury. Jednak do ptasiej kolekcji trafiło sporo podejrzanych osobników, których nie spodziewałbym się w grze dla dzieci - podczas gdy obecność np. inspirowanej Czarodziejką z Księżyca Kumiko jest w pełni zrozumiała, to jednak Mia, wyraźnie wzorowana na swojej imienniczce z Pulp Fiction, wydaje się nie być do końca na miejscu.
Nie będzie zapewne zaskoczeniem, że jeśli nie będziemy wydawać prawdziwych pieniędzy, zbieranie ptaków będzie dość żmudnym zajęciem. Zwierzaki wykluwające się z darmowych jajek bardzo często się powtarzają, a na przemianę tych, które mamy już w asortymencie nigdy nie starcza wirtualnych pieniędzy. Pozostaje więc żmudny grind albo sięgnięcie po portfel.
W tym momencie nie ma nic, co by ratowało Angry Birds Evolution. Rozgrywka jest straszliwie nudna, a zbieractwo szybko zmęczy większość graczy. Dodatkowym minusem będzie to, że aplikacja jest dosyć pokaźna, więc na wielu budżetowych telefonach nie będzie zwyczajnie miejsca, żeby ją zainstalować, a domyślam się, że do grania w Angry Birds na ogół rodzice nie kupują dzieciom flagowych modeli.
Zadziwiające jest to, że Rovio zarzuciło formułę, która tak dobrze sprawdziła się przy pierwszej generacji Angry Birds. Sequel mógł się pochwalić zdecydowanie usprawnioną mechaniką rozgrywki i mógłby stanowić świetną bazę do kolejnych wariacji, w ten sam sposób, w jaki na podstawie oryginalnego Angry Birds zrobiono np. Angry Birds Star Wars. Gdyby Rovio teraz zdecydowało się zrobić grę na licencji np. Marvela, DC czy Harry’ego Pottera, mielibyśmy murowany hit. W dziewięciu przypadkach na dziesięć jestem zwolennikiem nowych rozwiązań. Jednak eksperymenty Rovio są na tyle nietrafione, że żałuję, że już nie zżynają bezczelnie ze swoich starych gier.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!