Pyre to kolejna, po Bastionie i Transistorze, bardzo udana produkcja od Supergiant Games. Nietypowa, piękna i wciągająca na każdym kroku.
Pyre to kolejna, po Bastionie i Transistorze, bardzo udana produkcja od Supergiant Games. Nietypowa, piękna i wciągająca na każdym kroku.
Rzecz dzieje się w Downside, czyli krainie, do której trafiają rozmaite istoty na swoje przewinienia. Jednym z nich jest postać głównego bohatera. To właśnie jej umiejętność czytania bardzo szybko przyda się nowym towarzyszom protagonisty, który wspólnie ze swoimi nowymi kompanami weźmie udział w licznych rytuałach. Wszystko po to, by odkupić winy (nawet jeśli w istocie może nie mieć nic na sumieniu) i odzyskać utraconą wolność. Ta szybko staje się motywem przewodnim opowieści. W toku rozgrywki sami decydujemy o tym, kto opuści Downside, a kto pozostanie, by pomóc nam uporać się z kolejnymi zagrożeniami.
Opowieścią ciężko się znudzić, ale niektóre dialogi sprawiają wrażenie dodanych na siłę tylko po to, by wydłużyć czas potrzebny na ukończenie kampanii (dotarcie do napisów końcowych zajmuje od 8 do 10 godzin). Nie oznacza to jednak, że nie przejmujemy się losami naszych bohaterów (w tym głównego protagonisty). Wprost przeciwnie. Dzięki zróżnicowaniu postaci i tym, że każda z nich ma swoją historię, ciężko zadecydować, kto rozstanie się z naszą ekipą, by opuścić Downside. Szczególnie dokuczliwe okazuje się to pod koniec zabawy, gdzie największą sympatią darzymy najlepszych członków naszej ekipy, a jednocześnie wiemy, że to właśnie oni będą w stanie nam najbardziej pomóc w dotarciu do ostatniej bitwy.
W każdym rytuale naprzeciwko siebie stają dwa zespoły składające się z trzech zawodników. Na środku planszy znajduje się magiczna kula, a naszym zadaniem jest umieszczenie jej w stosie przeciwnika (stąd właśnie nazwa gry). W zależności od statystyk danej postaci oraz sposobu umieszczenia kuli w stosie rywali zabieramy mu stosowną liczbę punktów (np. rzucając nią można przytrzymać przycisk na tyle długo, by zdobyć ich jak najwięcej, ale jest to ryzykowne, bo przeciwnik może nam ją zabrać, a każdy kontakt z wrogiem powoduje wyłączenie naszej postaci z gry na jakiś czas), a gdy ta spadnie do zera, mecz zostanie zakończony. Bohaterowie mogą nie tylko biegać, ale potrafią również zadawać ataki obszarowe, teleportować się za pomocą portali, a nawet latać. Nie ma jednak biegania bez końca, bo każda postać opisana jest paskiem wytrzymałości. Jeśli ta spadnie do zera, bohater zostanie unieruchomiony.
Do kolejnych lokacji dostajemy się za pomocą wozu, którego wnętrze - podobnie zresztą jak i w ogóle cała oprawa wizualna - potrafi zachwycić. To właśnie dzięki niemu jesteśmy w stanie przenosić się do nowych miejsc znajdujących się na wielkiej mapie gwiazd. Z czasem, kiedy podróż lądowa okazuje się niewystarczająca, nasz środek transportu otrzymuje możliwość latania, co pozwala dostać się w niedostępne wcześniej miejsca. Choć cel zabawy jest tylko jeden, w istocie można dotrzeć do niego na kilka sposobów. Przed wyruszeniem w drogę członkowie naszego zespołu sugerują, dokąd powinniśmy się udać. Nie wszędzie czekają na nas starcia z przeciwnikami w wyżej opisanej wariacji na temat znanych gier sportowych, gdyż bardzo często w nowych rejonach świata otrzymamy błogosławieństwa dla naszych postaci zwiększające tymczasowo ich statystyki czy też nowe przedmioty dające przewagę w dalszej fazie rozgrywki (mowa o różnego rodzaju talizmanach).
Do ekranu przykuwa jednak nie tylko świetna fabuła czy angażująca rozgrywka, ale przede wszystkim oprawa audiowizualna. Choć autorzy przygotowali raczej smutną opowieść, jej akcja rozgrywa się w naprawdę pięknym świecie z baśniowymi, niesamowicie klimatycznymi lokacjami i intrygującymi postaciami, wśród których znajdziemy nie tylko ludzi, ale także bliżej nieokreślone istoty (spójrzcie tylko na dołączone screeny). Zabawie towarzyszy ponadto nastrojowa ścieżka dźwiękowa, stanowiąca połączenie wzniosłych piosenek z dynamicznymi utworami słuchanymi podczas walki o wolność w kolejnych meczach.