Koniec rozlewu krwi to nie tylko zakończenie opowieści, ale też nowy tryb - Otchłań - który zapewnia wiele godzin rozgrywki.
Koniec rozlewu krwi to nie tylko zakończenie opowieści, ale też nowy tryb - Otchłań - który zapewnia wiele godzin rozgrywki.
Nioh otrzymało trzy pakiety dodatków, składające się razem na nową opowieść o przygodach Williama. W trzecim DLC akcja toczy się podczas letniego oblężenia Osaki. Protagonista próbuje dotrzeć do Marii, której celem było wywołanie chaosu w Japonii i wykorzystanie Amrity w celu przywrócenia Hiszpanii dawnej chwały. Kobieta ciągle mu się jednak wymyka. By do niej dotrzeć, William walczy z samurajami, yokai i ludźmi przemienionymi przez kamienie dusz. Ogromną rolę w tej historii odgrywa Yodogimi - postać zarówno okrutna, jak i tragiczna. Dowiadujemy się też, jaki los spotkał naszego przyjaciela, Hattori Hanzo, który miał zginąć podczas letniej kampanii.
W dwóch poprzednich DLC - Smok Północy i Niepokorny honor - otrzymaliśmy zestawy nowych misji i bossów, nowe rodzaje broni (odachi i tonfa), a także parę nowych typów przeciwników. Za każdym razem wprowadzano też wyższy poziom trudności. Należałoby się spodziewać, że trzecie i ostatnie DLC, wieńczące fabułę, da nam więcej tego samego... ale jest inaczej: tym razem nie mamy kolejnej broni, a i nowych typów przeciwników jest jak na lekarstwo. Za to są świetni, nowi bossowie (więcej yokai - to lubię!), którzy mojego przekokszonego Williama (właśnie wkroczył na Drogę Mędrca, czyli NG+3) potrafią zabić jednym ciosem nawet na najniższym poziomie trudności.
W DLC Koniec rozlewu krwi Team Ninja wprowadziło więcej misji niż w dwóch poprzednich dodatkach. Trzy rozbudowane zadania główne i dziewięć pobocznych to naprawdę sporo. Tym razem w misjach głównych obyło się bez niemiłych niespodzianek, jak w Niepokornym honorze, gdzie płonące strzały piekielnie utrudniały poruszanie się po polu bitwy. Są za to... walki z falami przeciwników. I chyba pogryzłabym pada ze złości, gdyby nie to, że zwykle mamy towarzyszy do pomocy.
W nowych misjach jest sporo walk z bossami, wśród których nie zabrakło starych znajomych (Onryoki? Ileż można!), ale też pojawiły się nowe yokai, w tym Lis o dziewięciu ogonach - mój nowy, ulubiony przeciwnik. Ma on tylko jedną wadę: jego ogromne kity często skutecznie zasłaniają widok i nie wiem, kiedy posyła we mnie kule ognia, od których składam się jak papier.
Co do misji pobocznych - znów możemy powybrzydzać, czy chcemy walczyć z falami wrogów, z podwójnym bossem, czy powolutku przetrząsać lokacje. Jeśli macie ochotę na bardzo długie zmagania z przeciwnikami, którzy zdają się nadciągać bez końca, polecam Wielki Turniej. Szeregowi oponenci raczej nie sprawią problemu, ale paru bossów, którzy pojawiają się w międzyczasie, może napsuć trochę krwi. Trzeba też wspomnieć, że w innej misji na fanów Ninja Gaiden czeka bardzo miła niespodzianka...
Prócz nowych lokacji i zadań, dodano nowy tryb - Otchłań. Jest to tryb, w którym przechodzimy na kolejne piętra, o coraz wyższym poziomie trudności. Można tu wyjątkowo wezwać do pomocy aż dwóch towarzyszy. Na każdym piętrze czeka na nas walka z bossem oraz cztery opcjonalne zadania. Jeśli czujemy się na siłach - możemy iść prosto do bossa, ale musimy liczyć się z paroma negatywnymi efektami, na przykład ograniczoną skutecznością leczenia, losowym pojawianiem się płonących obszarów czy zmniejszoną regeneracją wytrzymałości. Jeśli chcemy ułatwić sobie misję, możemy pozbyć się owych efektów, odnajdując ukryte w innych wymiarach kodamy. Wystarczy wsiąść do łodzi, która przeniesie nas do doskonale znanych ze zwykłych misji lokacji. Na miejscu może czekać nas szukanie malca albo walka z falami przeciwników. Kiedy już uratujemy kodamę, wracamy do punktu startowego, gdzie możemy wybrać inną łódź albo ruszyć na bossa.
Aby móc rozpocząć misję w Otchłani, trzeba mieć pęknięty kubek Ochoko. Na dzień dobry w prezencie otrzymujemy takich kubków trzy - dodatkowe możemy zdobyć wykonując Zadania Zmierzchu (maksymalnie dwa dziennie). Nie da się więc do woli wchodzić i wychodzić z Otchłani. A po co właściwie tam iść? Poza samą przyjemnością z rozgrywki, misje te pozwalają na zdobywanie potężnych przedmiotów. Trzeba tylko uważać, by nie zginąć bez swego ducha opiekuńczego, a więc rozgrywce na wyższych piętrach towarzyszy pewien stres. Na razie udało mi się ukończyć 12 pięter i już czuję, jak bardzo wzrósł poziom trudności - dobrnięcie do piętra 20., za które można zdobyć trofeum, będzie sporym wyzwaniem.
Koniec rozlewu krwi powitało mnie bardzo mile większą liczbą nowych misji i bossów w porównaniu z poprzednimi dodatkami. Fabuła... cóż, nie zrobiła na mnie aż takiego wrażenia, jak ta z podstawki, ale też zaskoczyła w pewien sposób: spodziewałam się, że po prostu pokonam Marię i zakończę ten rozdział z życia Williama - okazało się, że to jednak nie takie proste. Poprzednie DLC wystarczały mi na jeden wieczór, nie licząc późniejszej zabawy z nowymi rodzajami broni czy na wyższych poziomach trudności, ale w najnowszym, dzięki wciągającemu trybowi Otchłani, mam motywację, by wrócić do Nioh na dłużej.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!