Botoks Patryka Vegi nadal nie schodzi z ust wszystkich. Kontrowersje nie ustają. Jednym się film podobał, innym nie. Jedni uważają, że pokazane w nim wydarzenia są prawdziwe, inni że nie. Ci drudzy się niestety mylą. Takie sytuacje się zdarzają, oczywiście że tak. Służba zdrowia nie jest wolna od patologii. Nic nie jest. Tyle, że film, choć pokazuje teoretycznie prawdę właśnie, to jako taki prawdziwy nie jest. Nie pokazuje bowiem całej prawdy, tylko jej wycinek, pomijając całą resztę i sugerując, że to, co przedstawia, to jest norma, a nie margines. I właśnie o tym marginesie, obecnym w każdej praktycznie dziedzinie naszego życia, chciałem sobie dzisiaj porozmawiać. A właściwie, pomonologować, w nadziei, że wy się później w tę rozmowę włączycie.
Koncepcję „głośnej mniejszości” znacie, prawda? Mówi ona, że zdecydowana większość ludzi nie wyraża swoich opinii. Ma je, jak najbardziej, ale ich właśnie nie wyraża. Jeśli więc słucha się tych osób, które się własnymi opiniami dzielą, to trzeba brać pod uwagę, że choć słychać tylko ich, to tak naprawdę są tylko drobnym wycinkiem danej społeczności i grupy ludzi, na dodatek w ogólnie nie reprezentatywnym. Łatwo to zilustrować za pomocą przykładu, wybaczcie, że osobistego, ale ten przypadek znam najlepiej, z przyczyn oczywistych. Otóż, nie wiem czy zauważyliście, że pod moimi tekstami sporo osób wyraża… hmm, niezadowolenie. A także powątpiewa w moje zdrowie psychiczne. Oraz w zdolność do myślenia. I ogólnie wyraża się niezbyt przychylnie o mnie i o poglądach, które prezentuję. Powinienem się przejmować, prawda? W końcu większość czytelników twierdzi, że jestem… no, głupi, czy coś, nie? A skoro większość mi to mówi, to chyba jest to prawda, prawda? Cóż, właśnie nie. To tylko większość komentujących, a nie większość w ogóle. Na każdą osobę, która komentuje tekst, czy cokolwiek w internecie, przypada sto, tysiąc albo i jeszcze więcej odbiorców, którzy się nie odzywają w ogóle. Głośna mniejszość zawładnęła dyskursem, jasne, że tak. Ale czy można zignorować to, co myśli prawdziwa „cicha mniejszość”? Nie. A skąd się dowiedzieć, co myśli? Cóż, to jest dość trudne, z uwagi na to, że tych myśli nie wyraża. Trzeba korzystać z jakichś pośrednich mechanizmów oceny. Na przykład statystyk odwiedzin, w tym moim osobistym przypadku. A one mówią, że chyba coś robię dobrze jednak. Na każdą osobę, która dobitnie twierdzi, że Serafina już czytać nie zamierza przypada tysiąc, który co prawda milczy, ale… czyta. Czyli wyraża akceptację samą obecnością.
No tak, ale jak się to ma do Botoksu? Czy też do marginesu, o którym napisałem, że jest obecny w praktycznie każdej dziedzinie naszego życia? Cóż, ma się tak, że Botoks to jest właśnie głośna mniejszość. Wydarzenia w nim pokazane są jak najbardziej prawdziwe, tak samo jak wyżej wspomniane komentarze. Tyle, że film sugeruje, że nie ma żadnych innych, że cała służba zdrowia wygląda właśnie tak. Tak samo jak komentarze sugerują, że są opinią większości. Nie są, prawda? I na tej samej zasadzie film fałszuje obraz rzeczywistości, w której żyjemy, w której lekarze są całkiem normalnymi ludźmi, całkiem normalnie leczącymi innych ludzi, tych chorych. I to całkiem skutecznie, jeśli spojrzy się na bezstronne, obiektywne statystyki.
I zasadę głośnej mniejszości można zastosować praktycznie do wszystkiego. Do każdego problemu. Weźmy League of Legends na przykład, grę, która chyba jeszcze cały czas ma opinię bardzo toksycznej ze względu na wrogo nastawioną społeczność. A ta społeczność wcale taka nie jest. Owszem, znajdują się w niej osobniki nieprzyjemne, które nie cofną się przed zwyzywaniem pozostałych graczy od najgorszych. I tych osobników się zapamiętuje, nie setkę graczy milczących, tylko właśnie tego trolla, który wszystkim popsuł humor i grę. Jedną grę na ileśtam całkiem normalnych. Ale tych normalnych się nie pamięta, nie bierze pod uwagę, bo ten troll się wyróżnił i zapisał w pamięci. No i mamy przez niego obraz toksycznej gry, która wcale taka nie jest. Głośna mniejszość jest wszędzie.
W szczególności zaś w mediach, które głośną mniejszością żyją, które karmią się patologiami. To właśnie media przekonały wielu ludzi, że muzułmanie są źli a uchodźcy są zagrożeniem, tylko dlatego, że kilkunastu wyznawców tej religii, mającej w Europie dziesiątki milionów przedstawicieli, dokonało okropnych czynów. Media mówią tylko o nich, tak jak Patryk Vega mówi tylko o bezdusznych lekarzach i pijanych sanitariuszach. A co z pozostałymi muzułmanami, którzy sobie spokojnie żyją, nikomu nie wadzą i integrują się ze społeczeństwem? Ich nie widać. Są nudną milczącą większością, więc media ich pokazywać nie będą, bo my, odbiorcy tychże mediów, nie chcemy nudy. Chcemy ekscytacji, chcemy emocji. I media nam ją dostarczają. A ani one, ani my, nie mówimy głośno i wyraźnie, że cały czas operujemy myślowo w ramach marginesu, w ramach jakiegoś mikroskopijnego wycinka rzeczywistości, mniej niż promila nawet. Który zupełnie o niczym nie świadczy. I choć jest prawdziwy, z prawdą nie ma nic wspólnego, bo prawda jest całością, a nie uznaniowo dobranym fragmentem.
No tak, ale czy w takim razie powinniśmy mieć pretensje do Patryka Vegi? I do mediów? Że nam tak fałszują odbiór rzeczywistości? Że przez nich popularna kultura tak bardzo wypacza nam obraz świata, skupiając się na głośnej mniejszości? Nie. Bo oni tego nie robią umyślnie. Hmm, dobra, robią, jak najbardziej umyślnie. Czasem wręcz cynicznie i podle. Ale to nie jest ich wina. Problem leży w nas, niestety. Jak zwykle zresztą. Większość problemów leży w nas. W tym przypadku zaś w naszej chorobliwej fascynacji złem. Nie chcemy patrzeć na dobro. Nie interesują nas dobre wiadomości. Ziewamy na historiach dobrych ludzi. Pławimy się w nieszczęściu, ludzkiej podłości i makabrze. Nie ma się co dziwić więc, że Patryki Vegi tego świata, które tak naprawdę nie mają nic ważnego do powiedzenia i tylko chcą zarobić na życie, pokazują nam dokładnie to, co chcemy zobaczyć. I, co jest jeszcze gorsze, my nie tylko chcemy to zobaczyć, ale też potem wierzymy, że to jest wszystko. Że to jest całość. Że to, co zobaczyliśmy świadczy o świecie. I to jest przerażające. Nie Botoks. Nie nienawiść w komentarzach. Nie zamachy terrorystyczne. My jesteśmy przerażający.
I to było optymistyczne słowo na chłodną, ponurą, deszczową, jesienną niedzielę. Mam nadzieję, że wszyscy czujemy się podbudowani dzięki niemu.