Niczego nie zmieni, bo tak naprawdę Electronic Arts zdania nie zmieniło i zmieniać najwyraźniej nie zamierza.
Niczego nie zmieni, bo tak naprawdę Electronic Arts zdania nie zmieniło i zmieniać najwyraźniej nie zamierza.
Jeżeli sądzicie, że tymczasowe wycofanie się DICE do spółki z Electronic Arts z mikrotransakcji w Star Wars: Battlefront II to początek odwrócenia się trendu, który trawi naszą branżę, to niestety mylicie się. To się po prostu nie kalkuluje i pomimo pewnych ustępstw, wydawca pomiędzy wierszami dał do zrozumienia, że się z aktualnego modelu dojenia klientów nie wycofa.
Szybko streszczę Wam całą aferę, na wypadek gdybyście ostatnich parę dni spędzili w piwnicy, odcięci od wszelkich informacji z sieci. W pewnym uproszczeniu „dynks” polega na tym, że w najnowszej grze DICE, mowa oczywiście o Star Wars: Battlefront II, uzyskiwanie dostępu do nowej zawartości odbywa się za pomocą zdobywania kredytów (wirtualnej waluty używanej w grze), bądź poprzez kupowanie skrzynek zawierających rzeczone przedmioty. W ten sposób odblokowujemy nowe postaci, skórki, elementy wyposażenia oraz specjalne karty oferujące dodatkowe perki, zmieniające nasze statystyki czy wprowadzające nowe umiejętności. Jakby tego było mało, progresja w ramach tego systemu była o wiele przyjemniejsza z punktu widzenia gracza w przypadku wersji recenzenckich, co nasunęło domniemanie, że wydawca próbował zmanipulować dziennikarzy. Kolejna sprawa – po wypłynięciu tych informacji Electronic Arts utrudniło proces anulowania pre-orderów, zmuszając konsumentów do kontaktowania się z infolinią telefonicznie. Cała sprawa mocno śmierdzi, pomimo tego, że ostatecznie DICE zdecydowało się najpierw na obniżenie kosztów zakupów dokonywanych za pomocą wirtualnej waluty, a ostatecznie na zawieszenie funkcjonowania mikrotransakcji „do wyjaśnienia sprawy”.
Afera zatoczyła bardzo szerokie kręgi. Komentarz Electronic Arts dotyczący wspomnianego zagadnienia został najbardziej „zaminusowanym” komentarzem w historii Reddita, zbierając na moment pisania tego tekstu aż 676 tysięcy punktów ujemnych. O sprawie napisały największe media, nie tylko te zajmujące się grami wideo. Po pewnym czasie firma zarządziła strategiczny odwrót, ale co z tego? Niestety, wszystko wskazuje na to, że ostatecznie sprawa rozejdzie się po kościach, bo pomimo burzy w sieci, nie padła żadna jasna deklaracja co do fundamentalnej zmiany systemu, a jedynie co do dostosowania go w oparciu o informacje zebrane wśród graczy.
W opozycji do medialnego szumu mamy inne dane, o wiele bardziej wymierne od szerokiego i raczej ciężko przeliczalnego na dolary „hejtu” w sieci - informację, że lwią część dochodów czerpią ze sprzedaży zawartości „in-game”, a więc dodatków, mikrotransakcji, boosterów, pakietów skórek i innych niewielkich elementów, składających się na bogaty system zakupowy (w przypadku Ubisoftu jest to ponad połowa strumienia gotówki płynącego do firmy w ogóle). Z drugiej strony mamy dramę, czemu nie można zaprzeczyć, ale związaną z daleko idącym wyskokiem i to w przypadku jednej z najbardziej rozpoznawalnych marek na świecie, w dodatku gry tworzonej przez znanego producenta, dla znanego wydawcy. Krótko mówiąc – oczekiwania były naprawdę wysokie, a wszystkie oczy skupiono na produkcie. Nic dziwnego, że nabuzowani już gracze „hardkorowi” obrali sobie Battlefronta II za cel, nawet jeżeli wcześniej nie brakowało przykładów większego cwaniactwa. Mam wymieniać? Czemu by nie rzucić okiem na ceny dodatków do Europy Universalis IV (skądinąd świetnej gry)?. Na moment pisania tekstu zakup wszystkich trzydziestu jeden dodatków oznacza koszt 608,62 zł, przy czym aktualnie większość z nich jest przeceniona o 50% lub więcej. To jeszcze nic, bo trzysta trzydzieści osiem dodatków oferują twórcy Train Simulator 2018 w łącznej cenie 24 201,64 zł. Skąd w takim razie zaskoczenie postępowaniem Electronic Arts? Gdzie były wtedy bojkoty konsumenckie? Elektronicy nie są pierwsi, ani będą ostatni do przeginania.
Największym problemem, kwestią nie do przeskoczenia jest fakt, że na dziesięciu narzekających i decydujących się na bojkot wystarczy jeden „laik”, który Battlefronta II kupi i na przestrzeni następnych paru lat będzie wydawał tych parę dolarów miesięcznie, aby EA wyszło na swoje. Oni o tym wiedzą. Powiedziały im to słupki i wykresy w Excelu. Oczywiście wszystko ma pewne granice i zdecydowanie należy w pewien sposób „ważyć” swoje postępowanie, aby nie zrazić do siebie zbyt wielu świadomych klientów, niemniej jestem przekonany, że wydawca nie wycofa się zupełnie z systemu mikrotransakcji, bo milczącej większości wcale taki stan rzeczy nie przeszkadza. Co najwyżej wprowadzi pewne zmiany, będące w istocie ustępstwami kosmetycznymi, nie zmieniającymi głównych założeń. W gruncie rzeczy jaka to różnica czy Dartha Vadera odblokowuje się grając czterdzieści godzin czy dziesięć godzin, skoro tak czy siak otwarta pozostaje furtka, aby go zwyczajnie kupić? Co za różnicę robi czy gracze płacący będą mocno uprzywilejowani czy trochę uprzywilejowani? Z naszego punktu widzenia granica została przekroczona i nikt nie powiedział, że twórcy się cofną. Polecam zresztą wpis użytkownika, który twierdzi że jest z branży i tłumaczy jaką metodę stosuje EA przy gaszeniu ostatniego pożaru, nie decydując się jednocześnie na żadne większe ustępstwa.
Tak naprawdę sami sprowokowaliśmy Electronic Arts do takiego zachowania. Tolerując coraz to dalsze wybiegi, mające na celu wyciągnięcie pieniędzy od klienta, który już raz za dany produkt/usługę zapłacił. Nie bulwersowaliśmy się, kiedy Valve bez wysiłku zaczęło zarabiać kokosy na skórkach do Counter-Strike: Global Offensive. Tłumaczyliśmy sobie, że gra jest sprzedawana tanio, że to pomogło w zbudowaniu popularności sceny e-sportowej. Nie bulwersowaliśmy się, kiedy Blizzard wprowadził do sprzedawanego w pełnej cenie Overwatcha system skrzynek. W końcu wszyscy bohaterowie byli za darmo, a na osłodę dostaliśmy parę itemków, odblokowywanych przy przechodzeniu na wyższe poziomy. Dlaczego w takim razie dziwimy się, że wydawcy chcą pójść o krok dalej? Skoro widzą, że przełknęliśmy już mniejsze zło, to dlaczego by nie spróbować wprowadzić większego? Jestem pewien, że ostatecznie i to zło wprowadzą, a na wnioski przyjdzie czas dopiero gdy za rok, może dwa, przyjdzie pora na podsumowanie wyników finansowych Battlefronta II. I dałbym sobie rękę uciąć, że pomimo powszechnego wzburzenia, trend się póki co nie zmieni. Takich akcji będzie jeszcze kilka, zanim część wydawców zdecyduje się przynajmniej na częściowy odwrót i skierowanie się ku klientowi. Nie oznacza to jednak samych złych wiadomości. Część graczy zacznie tym bardziej doceniać twórców, którzy nie stosują tego rodzaju wybiegów. Ciężko jest w tym momencie nie pomyśleć o CD Projekt RED. Zresztą, ostatnio wszystko sprowadza się do CD Projekt RED. Ale to temat na inny felieton…
PS. Czy zdaję sobie sprawę z tego, że są osoby, którym mikrotransakcje w grach takich jak Battlefront nie przeszkadzają, a całą sprawę uważają za rozdmuchaną? Oczywiście. Co o nich uważam? Że to szczególny rodzaj głupców, albo osoby które deklarują, że w gruncie rzeczy gry wideo ich nie interesują i „czasami sobie tylko coś pykną”. Czy namawiam do tego, żeby piętnować ich na każdym możliwym kroku? Absolutnie. Bez tego jakikolwiek opór jest niemożliwy.
Felieton wyraża osobiste poglądy autora. Nie jest on stanowiskiem redakcji Gram.pl.