Najsłynniejsze, najbardziej wpływowe i najbardziej dochodowe fikcyjne uniwersum na świecie zasługuje na więcej, niż odcinanie kuponów.
Najsłynniejsze, najbardziej wpływowe i najbardziej dochodowe fikcyjne uniwersum na świecie zasługuje na więcej, niż odcinanie kuponów.
Powiedzmy sobie szczerze. Od czasu zakupu praw do uniwersum Gwiezdnych Wojen minęło już ponad pięć lat, a my nie doczekaliśmy się żadnego hitu z prawdziwego zdarzenia. Nawet z tymi „niezłymi” grami jest całkiem kiepsko, bo chociaż BioWare wciąż grzebie przy Star Wars: The Old Republic i niby nie można zarzucić im, żeby gra była zła, aczkolwiek zdecydowanie nie można nazwać jej hitem. Nie mówiąc o tym, że zadebiutowała jeszcze przed słynną transakcją z 2012 roku, a od tego czasu jest po prostu rozwijana (no i przeszła na model free-to-play). Fanom pozostaje ocierać łzy dwiema częściami Star Wars: Battlefront, które niestety obciąża polityka Electronic Arts względem mikrotransakcji. Aha, no i jest jeszcze seria Lego: Star Wars. Przyzwoita, aczkolwiek powiedzmy sobie szczerze – dla dorosłych fanów to trochę za mało.
Mam wrażenie, że włodarze Disney’a również się irytują, stąd plotki na temat odebrania licencji. A gdyby tak podejść do tematu trochę inaczej? Wyobraźmy sobie, ile dobra mogłoby się pojawić, gdyby Disney zastosował nieco bardziej otwartą politykę, w stylu Games Workshop, jednorazowo udzielającego licencji na wykorzystanie uniwersum Warhammera? Okej, okej – zdaję sobie sprawę z tego, że pojawiałyby się również gorsze tytuły, nierzadko wręcz karykaturalne, aczkolwiek wolę przebierać w rozsądnej ilości mieszanki dobrych i złych gier tworzonych przez autentycznie zafascynowanych devów, niż raz na dwa lata dostawać produkt, którego głównym zadaniem jest odkurzenie wszystkich drobnych z mojego portfela i konta bankowego.
Zastanówmy się więc, co by było, gdyby Disney zaczął współpracować z rozmaitymi producentami? Czego moglibyście się spodziewać i na co moglibyśmy mieć nadzieję?
Z jednej strony marzy mi się, żeby ta firma wzięła Star Warsy pod swoje skrzydła, a z drugiej absolutnie się tego obawiam. Gwiezdne Wojny to dla mnie temat, który Bungie mogłoby ugryźć dwojako. W stylu Halo – poprzez wypuszczanie mocnych kampanii z silnym, aczkolwiek odrębnym trybem sieciowym – wtedy dostalibyśmy mocną serię strzelanin w świecie Gwiezdnych Wojen, trochę na zasadzie na jakiej robi to obecnie DICE, tylko… lepsze. Z drugiej strony, podejrzewam, że raczej ciągnęłoby ich w stronę MMOFPS w stylu Destiny, zabijając mi przyjemność z przebywania w świecie stworzonym w głowie George’a Licasa, poprzez nadmierne jego wyeksploatowanie.
Jeżeli chodzi o stworzenie FPSa w świecie Star Wars, to absolutnie skłaniałbym się ku Infinity Ward. Mój faworyt? Origin-story Boba Fetta z szalenie dynamiczną kampanią (silna strony gier z serii Call of Duty) i multiplayer ze starciami łowców nagród, latających na jetpackach po wertykalnych mapach.
Nie musicie za mocno popuszczać wodzy wyobraźni. Wiadomo jakie podejście zaprezentowałby ten deweloper. W sieci nie brakuje modów do różnych części Total Wara, które oferują zabawę w uniwersum Gwiezdnych Wojen. Nie mi jednemu pewnie marzy się, żeby to sam deweloper na poważnie wziął się za odpowiednie oddanie klimatu gwiezdnej sagi. Wojny Klonów, ktokolwiek?
Jestem pewien, że Naughty Dog udałoby się świetnie oddać klimat jednego z trudniejszych okresów w historii Republiki (starej, nowej, jeszcze nowszej, nie ważne). Żeby nie szukać daleko – czemu by nie wziąć pod uwagę Wojen Klonów i relacji Obi-Wana z Satine? Wszystko to podane w konwencji przygodowo-filozoficznej („kim jesteśmy, po co walczymy?”), z dużą dozą filmowości. Grałbym jak zwariowany.
Sądzicie, że twórcy takich horrorów jak Penumbra czy SOMA nie nadawaliby się do stworzenia gry w uniwersum Star Wars? Cóż, zdecydowanie nie w obecnej konwencji kreowania uniwersum na bajkę dla dzieci, aczkolwiek pewne elementy Expanded Universe, sceny z filmów czy innych gier wskazują na to, że mogłoby udać się zrobienie gry „starwarsowej” w nieco poważniejszej, może nawet strasznej konwencji. Opuszczona świątynia Sithów?
To chyba dosyć oczywisty wybór. Telltale bardzo dobrze radzi sobie z wszelkiego rodzaju adaptacjami i nie ma spin-offa, z którym by sobie nie poradzili (patrz – Minecraft: Story Mode).
Nie mówcie, że nie marzy Wam się możliwość powrotu za stery X-Winga czy TIE Fightera. Chociaż osobiście nie jestem wielkim fanem „latajek”, tak mam dosyć przyzwoite wspomnienia z gry w leciwego Rogue Squadron. Nie przeszkadzałoby mi nawet, a nawet chyba chciałbym, żeby powrót za stery kosmicznych myśliwców odbył się w formule free-to-play. Nie jestem co prawda fanem tego typu produkcji, ale w przypadku Gwiezdnych Wojen zrobiłbym wyjątek i spędził te kilkadziesiąt godzin na grindowaniu kolejnych poziomów, aby tylko wyposażyć się w lepszego droida R2. No i kto wie, może w jakimś specjalnym trybie dałoby radę pokierować czymś większym? Gwiazdą Śmierci to może nie, ale Star Destroyerem?
Była sobie kiedyś bardzo niedoceniona gra o tytule Star Wars: The Force Unleashed. W moim przypadku było to jedno z najprzyjemniejszych, niezobowiązujących doświadczeń z poprzedniej generacji konsol. Twórcy wyraźnie nie czuli się związani jakimkolwiek kanonem, pozwalając protoplaście czynić prawdziwe cuda przy użyciu Mocy. Marzy mi się trochę, żeby Team Ninja rozwinęło tę ideę, nawet jeżeli będzie to oznaczało to flirt z granicami absurdu i Luke’a teleportującego się za plecy wroga niczym Son Goku.
Nie mówcie, że nie marzy Wam się, aby za restart, albo kolejną cześć Star Wars: Knights of the Old Republic, wzięło się właśnie CD Projekt RED. Podejrzewam, że Disney byłby zachwycony nawet gdyby Polakom nie pasowało startować z bagażem doświadczeń poprzednich części i pozwoliłby na wynegocjowanie czystej karty. Jestem stuprocentowo przekonany, że ekipa podołałaby nawet takiemu wyzwaniu. Pytanie tylko, ile by ten przywilej kosztował – zarówno dolarów, jak i stresu.
Na pewno macie inne pomysły na to, komu przysłużyłaby się licencja na Gwiezdne Wojny i kto jednocześnie najlepiej by przysłużyłby się uniwersum. Koniecznie dajcie znać w komentarzach!