O Cywilizacji miałem pisać tydzień temu w Trafieniu Krytycznym, ale inny, bardziej naglący temat wskoczył na to miejsce. I teraz kurcze nie mogę znaleźć tej wypowiedzi, która mnie naprowadziła dwa tygodnie temu na ten temat dziś poruszany. Na szczęście pamiętam o co chodziło w tym komentarzu, zamieszczonym po jednym z naszych materiałów dotyczących Civilization VI. Otóż, jego autor twierdził, że seria schodzi na psy. Głównie przez to, że jest taka poprawna politycznie a nie wierna historii. Przecież Polska miała tylu wielkich przywódców, a tutaj w grze reprezentuje ją jakaś mało ważna Jadwiga. Andegaweńska na dodatek, czyli nie Polka. No i kobieta. Bo autorzy gry wszędzie wciskają kobiety, próbując, w duchu politycznej poprawności właśnie, czy tam jakiegoś innego zgniłego, dekadenckiego, zachodniego pomysłu, naruszyć naturalny porządek rzeczy czy coś tam jeszcze, nie pamiętam dokładnie. Ogólnie rozchodziło się o to, że czwarta część serii była najlepsza a potem to już lewactwo i tak dalej.
I to prawda. W sensie, że faktom zaprzeczyć się nie da. Civilization VI bardzo wyraźnie steruje w kierunku parytetów, inkluzywności i tak dalej. Nie jakoś fanatycznie, bo, jeśli chodzi o przywódców nacji, to w tym momencie kobiet mamy tylko 30% mniej więcej, a nie połowę. Ale widać, że autorom zależało na ich reprezentacji. Nie tylko na liście głów państw, ale też chociażby wśród wielkich ludzi rekrutowanych w trakcie rozgrywki. Też nie według parytetów, czyli pół na pół, ale żeńskich wielkich generałów, admirałów, inżynierów, naukowców i tak dalej, jest całkiem sporo. A wśród wielkich pisarzy nawet bardzo dużo, całkiem słusznie zresztą.
I to równościowe podejście „szóstki” na tym się nie kończy. Popatrzmy jeszcze raz na tych przywódców. Są rysunkowi i stylizowani, ale widać, że nie wszyscy są szczupli i piękni na przykład. Sporo ma nadwagę, tak jakby autorzy chcieli przekazać, że parę kilo więcej nie czyni nikogo gorszym człowiekiem. Albo że nie robi tego orientacja seksualna, bo choć nigdzie w grze nie jest wprost powiedziane, że ta konkretna głowa państwa jest homoseksualna, to mają preferencje odnośnie kontaktów z obiema płciami. I są przywódcy, którzy lepiej się dogadują z tą samą, a nie przeciwną. Dość subtelne, ale czytelne, prawda?
Civilization VI trzyma się również swojej polityki różnorodności w innych obszarach. Choćby same cywilizacje. Nadal połowa z nich pochodzi z europejskiego kręgu kultury… ale tylko połowa. Reszta to cały świat. I to całkiem ciekawy świat, bo ja na przykład dopiero dzięki Rise & Fall dowiedziałem się, że był taki południowoamerykański lud jak Mapucze. Fascynująca historia walki z hiszpańskimi kolonizatorami zresztą, bardzo polecam. Podobnie „pozaeuropejsko” prezentują się listy wielkich ludzi, miast-państw, cudów świata i tak dalej. Naprawdę duża różnorodność i nacisk na pozytywną wizję każdej z nacji. A nie zawsze tak było.
Serię Cywilizacja oskarżano o europocentryzm i promowanie jedynej słusznej, wiodącej roli świata zachodniego. I nie były to oskarżenia bezpodstawne, bo na przykład pierwsza część, ta z 1991 roku, aż kipi od dyskryminacji. Amerykanie w niej są przedstawieni jako nacja pokojowa i demokratyczna, a Rosjanie, których przywódcą jest Stalin, są agresywnymi militarystami. Bardzo zimnowojennie, prawda? Zwłaszcza, jeśli spojrzymy na warunki zwycięstwa – albo wygrywamy wyścig na Alphę Centauri, albo podbijamy wszystkich. Totalnie w duchu wczesnych lat 80. i reaganowskich „gwiezdnych wojen”, nie? To były takie czasy.
Potem się to zaczęło zmieniać. Na przykład w trzeciej części Rosja już nie jest zimnowojennym straszydłem (choć nadal preferowany ustrój to komunizm, co ciekawe). Twórcy raczyli zauważyć, że przed ZSRR była jednak Rosja carska. Przywódcą jej jest Katarzyna Wielka, a nacja jest ekspansjonistyczna, to fakt, ale i Amerykanie są tak przedstawieni w Civilization III. Militaryzm i wysoki poziom agresji zarezerwowano w tej grze dla… Niemców. A Francuzi z kolei byli chyba najbardziej pacyfistyczną i unikającą wojny nacją w całej grze. Czyli nadal stereotypizacja bazująca na XX-wiecznych doświadczeniach miała duży wpływ na przedstawienie narodów w grze. Jakoś nie wzięto pod uwagę tego, że przez poprzednie tysiąc lat, do 1870 roku w zasadzie, Francji, i jej wojskowej potęgi, bała się cała Europa. I Afryka. I reszta świata też. A do tego samego roku w sumie Niemców nie bał się nikt. Może oprócz Polaków, przez jakiś wiek czy dwa, w średniowieczu.
Na szczęście w „szóstce” już jest lepiej. Nawet nacje, które od samego początku przedstawiane jako skrajnie agresywne, takie jak Aztecy czy Zulusi, mają złagodzony, mniej obraźliwy obraz. Twórcy gry starali się wszystkich pokazać w pozytywnym świetle… no, może oprócz właśnie Amerykanów czy Anglików, bo, jeśli ktoś grał, to dobrze wie, jak bardzo agresywni są ci pierwsi właśnie. A tym drugim dano lekkiego prztyczka w nos, jako główną cechę przyznając możliwość gromadzenia kultury i przyciągania turystów za pomocą kradzieży artefaktów przez archeologów. Ale, tak ogólnie, jest właśnie pozytywnie, różnorodnie i inkluzywnie. Autorzy bardzo starają się odejść od tego europocentryzmu, w tym nawet od najbardziej poważnych zarzutów, czyli zachodniego, oświeceniowego gloryfikowania postępu i ciągłego rozwoju. Z tym poradzili sobie najmniej zręcznie, bo cała podstawowa koncepcja gry na nim bazuje, ale mimo to mamy na przykład opcję zwycięstwa religijnego, która nie jest tak mocno osadzona w tymże rozwoju technologicznym jak pozostałe. Więc i tutaj widać… hmm, no, postęp.
Sytuacja przedstawia się więc dokładnie tak, jak zdiagnozował ów anonimowy komentator, wspomniany przeze mnie na początku. Tyle, że jemu to przeszkadza. A ja się bardzo cieszę z takiego obrotu spraw. Ba, jestem wręcz dumny, że, jako fan serii od samego jej początku, mogę patrzeć jak się rozwija właśnie w ten sposób. Jak w subtelny, nienachalny, inteligentny sposób dąży do celu. Jak stara się powiedzieć, między wierszami, czy tam między turami, że wszystkie kultury są piękne i ciekawe. Że wszyscy ludzie są równi. Że dyskryminacja ze względu na płeć, wygląd czy orientację, jest zła. Bardzo podoba mi się pokazywanie świata w taki sposób i promowanie tego typu myślenia o nim. I lekkie naginanie historii, takie jak ta nasza Jadwiga, wcale mi nie przeszkadza, jako metoda dążenia do tego celu. Dążenie Cywilizacji do... cywilizacji, jest o wiele lepsze, niż okopywanie się, tłumaczone wiernością historii, na pozycjach trochę jednak ksenofobicznych i seksistowskich. Tak, o Kingdom Come: Deliverance mowa. Między innymi.
Oczywiście, może być lepiej. Na przykład nie obraziłbym się, gdyby Firaxis udało się jakoś wprowadzić do gry mechanizm migracji i mieszania kultur, żeby pokazać, że to jednak, historycznie rzecz biorąc, i współcześnie też, nie jest jakieś piekło i szatani, jak niektórzy twierdzą. Ale z tym chyba trzeba będzie poczekać do siódmej części. Czyli jeszcze parę lat, bo mamy jeszcze przed sobą przynajmniej jeden, a może dwa duże dodatki na wzór Rise & Fall. W nich też na pewno będzie coś ciekawego. A może nawet lepsza sztuczna inteligencja, kto wie…