Producja ze smartfonów "zassana" na Nintendo Switch.
Producja ze smartfonów "zassana" na Nintendo Switch.
Hungry Shark World nie bez powodu podbiło urządzenia mobilne. Kto by nie chciał wcielić się w krwiożerczą bestię, a następnie urządzić sobie prywatne Rekinado? Twórcy gry, zachęceni wielkim sukcesem, postanowili przenieść grę na konsole. Coś jednak poszło nie tak...
Hungry Shark World ma niezwykle prostą do opanowania mechanikę rozgrywki. Wcielamy się w niezwykle wygłodniałego rekina i udajemy się na polowanie. Jemy co się nam nawinie, jednak musimy uważać na to, co wkładamy do paszczy. Niektóre „żyjątka” potrafią ukłuć, uszczypać, dziabnąć i zrobić wiele innych niebezpiecznych dla zdrowia naszego rekina rzeczy. Musimy zatem je omijać, by oszczędzać nasz cenny pasek. Ten znika automatycznie sam, jeśli nie jemy przez jakiś czas. Im większa zdobycz trafi nam do pyska, tym więcej punktów zdrowia trafia na nasz pasek.
W trakcie rozgrywki nie musimy się bardzo natrudzić, żeby się pożywić. Zwierzyna zazwyczaj sama trafia do naszego pyska, jeśli w nią wpłyniemy. Co większe zdobycze czy drapieżniki będą jednak wymagały naszego zaangażowania. W przypadku Nintendo Switch jest to żmudne wciskanie i przytrzymywanie jednego przycisku. Opcja nie jest nawet zbyt precyzyjna. Wystarczy, ze znajdziemy się gdzieś w pobliżu zdobyczy, by już móc ją zaatakować. Nawet gdy nam ucieknie, dopadnięcie jej nie jest trudne. Po prostu wciskamy kolejny raz ten sam przycisk i pożeramy ofiarę. Większe zdobyczy stanowią zazwyczaj inne rekiny, delfiny, ale przede wszystkim – smakowite homo sapiens. Zalicza się do nich zarówno opiekanych słońcem plażowiczów, jak i owiniętych gumową pianką nurków. Na tych drugich trzeba jednak uważać, bo mogą dziabnąć nas dzidą w oko. Polowanie na większego „zwierza” jest fajne, jeśli nie liczyć wciąż powtarzających się lokacji.
Im dalej brniemy w rozgrywkę, tym więcej rodzajów rekinów odblokowujemy i więcej niebezpieczeństw czeka nas na planszach. Pojawiają się wybuchające pod wodą bomby, beczki „ziejące” trucizną, dodatkowi przeciwnicy, którzy utrudniają nam pływanie, itd. Problematyczne stają się przy tym lokacje, których uczymy się na blaszkę już po kilku rundach. Jest to fajna opcja, jeśli zależy nam jedynie na nabijaniu sobie większej punktacji. Z drugiej strony ma się wrażenie, że twórcy uważają, iż faktycznie mamy mózg ryby i zapominamy jak dotrzeć z miejsca A do miejsca B, skoro płynęliśmy już tą trasą 30 razy.
Najlepszą zabawą w grze jest przebieranie rekinów. Każdy odblokowany przez nas rekin ma osobny zestaw umiejętności – jedne są duże, ale poruszają się wolno, inne są smukłe i sprytne, jeszcze inne potrafią przygruchać sobie dwóch pomocników do pożerania ofiar. Wspomniane stroje służą nie tylko do upiększania naszego bohatera z płetwami, ale przede wszystkim do podbijania statystyk. Stroje, oczywiście, odblokowujemy, podobnie jak jest to z rekinami, mapami, wydarzeniami... w zasadzie ze wszystkim w tej grze.
Nie należy się temu jednak specjalnie dziwić. Produkcja została żywcem wzięta z urządzeń mobilnych. Oznacza to, oczywiście, mikropłatności. W tym przypadku... ich nie ma. Płacimy zatem jednorazowo za grę, a następnie cieszymy się nią do woli. Tak jest przynajmniej w teorii. Widać, że twórcy zerżnęli najzwyczajniej w świecie tę grę, wprowadzając mechanikę z mikropłatnościami do pozycji bez mikropłatności. W skrócie ujmując – certolimy się z odblokowywaniem kolejnych elementów gry, łącznie z rekinami, lokacjami, strojami i innymi bajerami tyle samo, jak nie dłużej, co posiadacze smartfonów i tabletów, którzy przecież nic za tę grę nie zapłacili. Gra w pewnym momencie jest tak wymagająca, że wciąganie się w nią dalej nie ma absolutnie żadnego sensu, bo ciułamy ciężko zarobione grosze na kolejną pierdołę, by okazało się, że za rogiem czeka kolejna pierdoła.
Hungry Shark World nie jest również dobrze dopracowane pod względem graficznym. Chociaż wciąż widzimy te same lokacje i niezmiennych wrogów, oprawa graficzna woła o pomstę do nieba. Oto jawią się nam takie kleksy, jak przenikające się postacie, okrutnie wyrenderowana krew, nagle znikające postacie i inne błędy, które wprawdzie w grze nie przeszkadzają, ale warto o nich tu wspomnieć. Przeszkadza natomiast to, że gra zawiesza się średnio raz na godzinę. Oprawa audio nie brzmi tak źle, jednak nie jest to coś, czego bardzo żałujemy, kiedy wyciszamy dźwięki w naszym urządzeniu.
Hungry Shark World to świetna, wciągająca gra, ale powinna na dobre zadomowić się na urządzeniach mobilnych z iOS czy Androidem i stamtąd nie wytykać swojego rekiniego nochala. Wersja na Nintendo Switch aż prosi się o to, żeby wykasować ją z pamięci. Jest najzwyczajniej w świecie niedopracowana, pełna błędów i, co najgorsze, zbudowana do cna na mobilnej wersji opartej na mikropłatnościach. Lepiej już obejrzeć Rekinado, potem Szczęki, a na koniec zagryźć Piranią 3DD - będziecie czuli się mniej zażenowani niż grając w tę produkcję.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!