Ostatni tydzień pewnie za jakiś czas będzie wymieniany w opracowaniach naukowych na temat branży filmowej i jej odbiorców. Nasze growe poletko też powinno go sobie zapamiętać. Pretekstami do przemyśleń, którymi zaraz zamierzam się z wami podzielić, są tym razem zgniłe pomidory oraz Chiny w dwóch smakach. We wtorek serwis Rotten Tomatoes usunął możliwość swoistej oceny filmów przed ich premierą. Nieco wcześniej wybuchła afera dotycząca gry Devotion - wychodzi na to, że tajwańskie studio Red Candle Games przemyciło w niej żarty na temat przywódcy Chińskiej Republiki Ludowej. No i pa pa, gry nie znajdziemy aktualnie na platformie Steam, została po niej ścieżka dźwiękowa. Oba te wydarzenia wynikają bezpośrednio z tego, w co ostatnio zmutowały oceny użytkowników.
Serwis Rotten Tomatoes oferował swoim użytkownikom możliwość podzielenia się jakże ważną informacją: czy interesuje cię dany film, czy planujesz go zobaczyć. W praktyce trudno było to odróżnić od “recenzji”, czyli ocen wystawianych po obejrzeniu danego obrazu. Teraz mamy szum, że blokowana jest swoboda wypowiedzi, ale bądźmy na chwilę poważni. Jeśli przy deklaracji braku zainteresowania filmem znajdujemy dopisek “Nie uroniłbym nawet łzy, gdyby odtwórczynię głównej roli przejechała ciężarówka”, to raczej nie chodzi o potencjalne walory obrazu, prawda? Jeśli więc ktoś chce popłakać nad ową usuniętą opcją, niech podziękuje tym użytkownikom serwisu, którzy postanowili używać jej do celów nijak niezwiązanych z oryginalnym przeznaczeniem.
Poszło oczywiście o to, jak część odbiorców popkultury (co zaskakujące, konta sugerowały, że są to głównie młodzi, biali mężczyźni) reaguje na zwiększanie się znaczenia kobiet i osób o niebiałej skórze w kinie fantastycznym. Bo wiecie, nie da się już na to patrzeć. Przecież biali mężczyźni to aż 8% populacji świata (!), więc powinni być reprezentowani jak dotąd, a ich udział w filmach fantastycznych zaczyna spadać - tak na oko - poniżej 40%! No kto będzie oglądał film, jak każdy biały samiec go zbojkotuje? Głupie te wytwórnie filmowe, dla przyklasku jakichś SJW sobie podcinają gałąź, ale my ich nauczymy. Tyle że nie. Jasne, białoskóry bogaty Zachód generuje większość przychodów w ogólnoświatowej kinematografii, a wielki rynek indyjski jest w dużej mierze samowystarczalny. Afryka też ma swoje wielkie wytwórnie, a wszelkie kina wyświetlające hollywoodzkie przeboje albo nie płacą tantiemów, albo wyświetlają coś dopiero, jak stanieje…
Tyle że na tym bogatym Zachodzie jest z grubsza tyle samo facetów i babek (coraz bardziej zainteresowanych fantastyką). Te drugie chyba trochę uzupełniają owe potencjalne straty studiów filmowych? Swoją drogą, czyżbyśmy mieli do czynienia z socjologicznym fenomenem? Przez całe dekady dziewczyny, nawet chcąc mieć swoją reprezentację, jakoś dawały radę cieszyć się widokiem ślicznych aktorów w głównych rolach (ze względu na estetykę chciażby?). Wychodzi mi jednak na to, że chłopcy po prostu wolą na ekranie oglądać mężczyzn niż kobiety… Tylko w takim razie skąd ta wściekłość na postacie będące gejami, co? Dobra, dość złośliwości. To wszystko dzieje się już jakiś czas… ale teraz bezczelna Brie Larson, odtwórczyni głównej roli w filmie Captain Marvel poszła krok dalej. Zauważyła, że większość krytyków filmowych w głównych mediach to biali faceci w średnim wieku. Zapytała, czy ma sens sytuacja, w której oceniają oni filmy coraz bardziej adresowane do innego odbiorcy. Zasugerowała, że w prasie branżowej też powoli powinno dojść do wymiany kadr. Osobiście uważam, że jak długo będzie to zapewniało utrzymanie merytorycznego znaku jakości, ma to sens. Nie ma sensu, jeśli zostanie to zrobione na pałę, w ramach łapanki. Na pewno zaś nie uważam, że ta wypowiedź zasługuje na wypadek z udziałem aktorki i ciężarówki. Ktoś jednak tak uważał. No i serwis Rotten Tomatoes nie zdzierżył.
No, ale wracajmy do gier. Sytuacja jest pozornie podobna, bo zaczyna się od review bombing, ale dotyczy czegoś zupełnie innego. Kilku śmieszków ze studia Red Candle Games postanowiło w grze Devotion zawrzeć żarciki. Niby nic wielkiego, znajdujemy zaklęcie fulu (wywodzące się z tradycji dao) powiązane z… Kubusiem Puchatkiem. Dodatkowo jakiś Pierożek (Baozi) jest wymieniony w gazecie w kontekście skazania go za napaść na ucznia. Jakieś głupotki, prawda? No więc nie. To wystarczyło, by nagle ocena gry pojechała w dół na łeb na szyję. Co ciekawe, zupełnie przypadkowo oczywiście, wszystkie te negatywne oceny pochodziły z Chin Ludowych. Najlepsze jednak przed nami: gra wyjechała z platformy Steam. Nawet w Polsce już jej nie znajdziecie. Wpisując Devotion, natkniecie się jedynie na ścieżkę dźwiękową z gry. W sumie, niezależnie od gustów muzycznych, rozważcie jej zakup za dwie dyszki. Dlaczego? No to jedziemy z koksem!
Musimy zacząć od czasów, gdy nie było jeszcze ani gier wideo, ani nawet komputerów. Był sobie okres międzywojenny, Chiny pod przewodnictwem partii Kuomintang starały się dogonić Zachód. Szło nieźle ekonomicznie, słabo społecznie. No i z jednej strony międzynarodówka komunistyczna kopała dołki, budując struktury partyjne i partyzantkę, a z drugiej, od roku 1937, Japonia zaczęła kopać nie dołki, a masowe mogiły. W efekcie Czang Kaj-szek utracił swój kraj i uciekł na Tajwan. Dziś zarówno Chińska Republika Ludowa (ze stolicą w Pekinie), jak i Republika Chińska (ze stolicą w Tajpej) uznają się za prawowitą władzę Państwa Środka. Tajwan pozostaje pod parasolem USA i w sumie tylko to chroni małą wyspę przed drugim globalnym mocarstwem. Mówiąc krótko: nie ma zgody. Najdelikatniej rzecz ujmując. Ostatnie pozowane zdjęcie obu chińskich przywódców z archiwów wygląda tak:
Jak większość przywódców państw Xi Jinping z Komunistycznej Partii Chin nie przepada za śmieszkami. W odróżnieniu od większości przywódców państw Xi Jinping ma za sobą potęgę, mogącą dławić śmieszków na całym świecie. Owe głupie żarty z Kubusiem Puchatkiem i Pierożkiem, jak się okazuje, nie były śmieszne. No bo oba te przydomki złośliwcy z nim łączą, więc wszystkie produkcje z misiem o bardzo małym rozumku są pod lupą, pierożki jeszcze pozwalają jeść. Ktoś nawet stwierdził, że owo zaklęcie fulu jest legitne i w tradycji taoistycznej może być prawdziwą klątwą. Rozumiemy się? Klątwa adresowana do Kubusia Puchatka w jakiejś grze zagraża bezpośrednio przywódcy supermocarstwa. No i ten Pierożek… Nic nie pomogło to, że jeden z twórców gry, niejaki Wanga Wei, ma ksywkę Baozi. Artykuł z gazety z wirtualnego świata szkaluje przywódcę Chin Ludowych. Nie ma zmiłowania. Międzynarodowa korporacja Valve spuściła więc tymczasowo grę Devotion w kiblu (jakos nie wierzę, że z własnej inicjatywy ją zdjęli do czasu naniesienia poprawek), ale nie wyczyściła szczotką muszli i ścieżka dźwiękowa pozostała.
Wiecie, co w tym wszystkim jest najlepsze? Otóż poprzednia gra studia Red Candle Games dotyczyła… terroru Kuomintangu. Przez całe dekady Republika Chińska ścigała wrogów narodu, zwłaszcza komunistów, z zapałem, który wywołałby rumieńce na twarzy senatora McCarthy’ego. Biały Terror to czterdzieści lat stanu wojennego, a gra Detention opowiadała o latach 60. XX wieku, w sumie apogeum okresu, który kosztował Tajwan sto czterdzieści tysięcy uwięzionych i przynajmniej trzy tysiące zabitych. Nie było review bombing ze strony tajwańskich Chińczyków. To trochę tak, jakby do dziś w Polsce rządziła PZPR i ktoś zrobił grę o czystkach dokonywanych przez SB. Gdzie SB to ci źli. Bo nawet żadna analogia do potencjalnej gry o złych Żołnierzach Wyklętych nie będzie odpowiednia. Wystarczył jednak Kubuś Puchatek i Pierożek, by studio stanęło na krawędzi zagłady.
Nie ma tu znaczenia, czy review bombing był faktycznym oburzeniem graczy z ChRL, czy atakiem rządowych botów. Dlaczego? Bo na dłuższą metę i tak mówimy o botach. Nawet jeśli nie są to fikcyjne konta, to działają tak samo. Jak roboty wykonują rozkaz. Niszczą czyjś dorobek dlatego, że tak trzeba, że tak powiedział jakiś autorytet. Czy to będzie politruk z Chin, czy guru inceli, czy inny wzmożony naganiacz (na przykład spod znaku SJW), mechanizm jest ten sam. Kiedyś istniały teorie spiskowe, że dziennikarze od gier sprzedają recenzje. Kasy w tym biznesie jest dla dziennikarzy tyle, że wyszło na to, iż ponoć ktoś się sprzedał za kilka paczek Dortitos. Komedia. No więc nam, smutnym growym żurnalistom, nikt nie daje kasy za pozytywne recenzje. Ale uznaliście, że ocena użytkowników (user score) jest lepsza, uczciwsza. Dziś okazuje się, że nie jest. Cóż… głupio to powiedzieć, ale… na przyszłość, gdyby przypadkiem przyszło wam coś takiego do głowy, to weźcie choć paczkę Doritos. Inaczej sprzedacie się za darmo, robiąc review bombing na ślepo.