Finałowy sezon Gry o Tron to dramat w sześciu aktach

Kamil Ostrowski
2019/05/22 14:45
0
0

W najgorszych snach nie wyobrażałem sobie, że ostatnie sześć odcinków Gry o Tron pozostawią mnie z tak koszmarnym poczuciem niesmaku.

Finałowy sezon Gry o Tron to dramat w sześciu aktach

[UWAGA. Z UWAGI NA SPECYFIKĘ SERIALU I WAGĘ WYDARZENIA, JAKIM JEST KONIEC GRY O TRON, W RECENZJI ZNAJDZIE SIĘ SPORO SPOILERÓW]

Przyznam szczerze, że jestem zbulwersowany czy wręcz zwyczajnie zły. Ciężko mi jest zrozumieć, jak scenarzystom Gry o Tron w osobach Davida Benioffa i D.B. Weissa, przez fandom zwanych zbiorczo “DDkami” albo “D&D”, udało się zepsuć gotowy już przecież przepis na sukces. Sieć zawalona była fanowskimi teoriami, z których praktycznie każda wciskałaby sagę Pieśni Ognia i Lodu w ramy genialnie poprowadzonej intrygi, historii zawierającej miażdżący plot-twist i wykręcającej serca fanów na lewą stronę. Zamiast tego zrobiono z Gry o Tron drętwe fantasy klasy B z durnym zakończeniem, absolutnie niegodnym książkowego pierwowzoru.

Kiedy serialowa Gra o Tron debiutowała, niewiele osób pewnie spodziewało się, że George R.R. Martin, twórca książek z serii Pieśń Lodu i Ognia, da się bez problemu wyprzedzić twórcom telewizyjnego widowiska. O ile bowiem jeszcze w siódmym sezonie, chociaż wydarzenia tam prezentowane nie miały już podparcia w wypuszczonych książkach, tak widać było w tym wszystkim rękę utalentowanego pisarza. Poprzednio rozpisane wątki broniły się siłą rozpędu. Ósmy sezon to już wyraźna samowolka twórcza DDków. O ile w roli adaptatorów sprawdzali się znakomicie, tak praca twórcza to zdecydowanie nie ich bajka.

Powiem to wprost. Ósmy sezon Gry o Tron urąga ludzkiej inteligencji w sposób, który sprawia, że Dexter wydaje się być wzorowym zakończeniem dla kultowego serialu. Liczba błędów logicznych, niczym nie umotywowanych decyzji i przemian charakterów przekracza wszelkie możliwe normy. Poczynając od pierwszych odcinków, poprzez rozwiązania praktycznie wszystkich większych wątków. Brakuje tutaj chociażby jednego satysfakcjonującego zakończenia, może za wyjątkiem długo oczekiwanego Cleganebowl. Przynajmniej to starcie dostarczyło odrobiny satysfakcji, bo sądząc o tym co się działo wcześniej spodziewałem się już, że bracia Clegane ostatecznie się pogodzą i padną sobie w objęcia.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że całe mnóstwo kwestii, rzekomych podpowiedzi, wizji, przepowiedni, o które opierane były przecież fanowskie teorie, ale i cały klimat serialu, okazały się być w ogóle pominięte, albo nieistotne. Kim był w końcu Azor Ahai? A kogo to obchodzi? Przepowiednia o tym kogo zabije Arya? Nie pasowała do naprędce skleconego ósmego sezonu, więc po prostu o niej zapomniano. Podobnie jak przez większość czasu zapominano o istnieniu wilkora Jona Snowa. Żeby było zabawniej, podobno wyłącznym powodem były kończące się środki na CGI.

GramTV przedstawia:

Luk logicznych na poziomie pojedynczych odcinków jest tyle, że można by je mnożyć tutaj bez końca. Daenerys daje jednemu ze swoich smoków się ustrzelić ze skorpiona z którego celował Euron, a zaraz po tym dokonuje krótkiej powietrznej szarży w stronę floty wroga, a pociski wokół niej dosłownie śmigają całymi chmarami i żaden nie trafia! Na szczęście najwyraźniej sama świadomość, że coś leci w naszą stronę chroni nas niczym błogosławiona tarcza (bo smok żadnych uników nie robił). Więcej? Może nocna szarża w ciemno jakiej dokonali Dothrakowie w stronę armii Nocnego Króla? Jeszcze? Arya która pędzi pół kontynentu, żeby zabić Cersei, po czym rezygnuje po dwóch zdaniach wypowiedzianych przez Ogara, które w sumie sprowadzają się do “hej, zemsta wcale nie jest taka fajna”. Szczytem wszystkiego był ostatni odcinek, a konkretnie narady, podczas których czekałem tylko aż publiczność zacznie się śmiać zza ekranu, tego rodzaju pomysły tam wpychano w usta poszczególnych postaci.

Widzę w całym tym sezonie jakiś ogólny zamysł tego czym miał być. Chcę wierzyć, że wszystko padło po prostu ofiarą maksymalnego skrócenia historii tak, żeby pozwolić aktorom, scenarzystom i całej reszcie twórców zająć się wreszcie czymś innym. Sęk w tym, że finałowy sezon można było ulepszyć za pomocą prostych, czasami niewymagających nawet znaczącej zmiany scenariusza wybiegów. Dowodem na to niech będzie fakt, że fani poprawiają montaż poszczególnych odcinków na własną rękę, dzięki czemu widowisko staje się chociaż odrobinę bardziej strawne.

Na plus trzeba przyznać, że finałowy sezon Gry o Tron jest zdecydowanie najładniejszym i najlepiej nakręconym, przynajmniej pod względem zdjęć, kolorystyki i efektów specjalnych, sezonem w historii HBO. Kiedy już nie mogłem wytrzymać napierającej głupoty wylewającej się z ekranu, starałem się wyłączyć mózg i po prostu chłonąć całość jak teledysk zespołu blackmetalowego. Nie bawiłem się wtedy wcale tak tragicznie.

Nie mogę zaakceptować zmarnowania potencjału, budowanego przez bite osiem lat. Ktoś powinien iść za to siedzieć. Gra o Tron zdecydowanie zasłużyła na więcej niż chodzenia na skróty, pomijanie niewygodnych wątków, proste zakończenia i gigantyczne połacie logicznych luk. Nie przesadzę jeżeli powiem, że ósmy sezon to doświadczenie traumatyczne.

Komu spodoba się Gra o Tron? Do szóstego sezonu wszystkim, siódmy sezon miłośniko fantasy i gier z serii Total War czy Europa Universalis, a ósmy sezon sczerze polecam masochistom.

Komentarze
0



Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!