Na kłopoty z Profesorem najlepiej pomoże… oczywiście sadystyczna kobieta w ciąży.
Na kłopoty z Profesorem najlepiej pomoże… oczywiście sadystyczna kobieta w ciąży.
Lepsze jest wrogiem dobrego. Idąc za tą myślą sądziłem, że ponowne otwieranie historii Profesora i jego gromadki raczej na pewno skończy się źle, zarówno dla twórców, widzów, jak i samych bohaterów. Jak większość widzów oglądając pierwsze dwa sezony, ja również bawiłem się dobrze. Trzeba przyznać że Hiszpanie stworzyli materiał wręcz porywający. Genialny plan Profesora odsłaniany fragment po fragmencie, akcja po akcji, adaptowanie się, napięcie wewnątrz i na zewnątrz mennicy państwowej, różnorodne, barwne charaktery postaci biorących udział w rabunku, jak również zakładników czy strony policyjno-rządowej… Działo się i to niemało. Jedno chociaż bez wątpienia byłem “wybawiony”, tak po pierwszych dwóch sezonach miałem twórcom także całkiem sporo do zarzucenia. Po pierwsze, zupełnie nie kleiła mi się w wielu przypadkach charakterologia przynajmniej 30% postaci. Zupełnie nie mogłem zrozumieć skąd w ekipie znalazła się część jej członków, w szczególności ci potrafiący zachowywać się zwyczajnie, okropnie, tragicznie głupio. W pierwszej kolejności durna, irytująca Tokio, której wydaje się że świat kręci się wokół niej, a która sprawia zdecydowanie więcej kłopotów niż pożytku (jaki jest jej “super-skill” niech mi ktoś przypomni?), w drugiej kolejności nadużywanie motywu “ostatniej sekundy”. Zawsze wszystko było robione na styk, ledwie ledwie, tuż przed tym jak przeciwnik wykonał swój ruch. Mógłbym wymienić jeszcze parę wad, ale przecież mówimy o tym co się dzieje w trzecim sezonie.
A dzieje się sporo, bo i twórcy musieli przecież podnieść poprzeczkę. Historia napadu na mennicę narodową i wydrukowania miliarda euro się zakończyła. Jednakże po dwóch latach skutecznego ukrywania się jedna z parek (złodziejaszki rozdzielili się, ale zostali w parach za sugestią Profesora) coś sknoci, skutkiem czego któraś z postaci ląduje w tajnym więzieniu rządu hiszpańskiego. HMM... CIEKAWE CZY ZGADNIECIE KTÓRĄ TO PARĘ TRZEBA RATOWAĆ Z OPRESJI.
Tak czy siak grupka przystępuje do wykonania nowego planu. Jeszcze bardziej bezczelnego, jeszcze bardziej szalonego, z mniejszymi szansami na sukces, bardziej obarczonego ryzykiem, bowiem plan nie jest w pełni dziełem Profesora, a w większej jego brata, którego poznaliśmy w poprzednich sezonach jako Berlina. A jaki Berlin był, każdy widział. No lubił chłopak życie na krawędzi, toteż i jego plan obrabowania Banku Narodowego Hiszpanii zawiera w sobie nadprogramową ilość elementów losowych. Ale trzeba przyznać, że jest to plan piękny - nad czym słusznie wielokrotnie rozpływa się sam Berlin w licznych retrospekcjach.
No dobrze, dobrze, ale nowy plan, obarczony większym ryzykiem to chyba trochę za mało, żeby przykuć widza na dłużej? Na szczęście twórcy rozwijają formułę poprzez wprowadzenie naprawdę godnego adwersarza czy też może raczej pani adwersarz, w postaci inspektor Alicii Sierra - psychopatycznej ciężarnej agentki wywiadu w średnim wieku. W pierwszych sezonach nieustannie odnosiłem wrażenie, że zasadniczym kłopotem szajki obrabiającej mennicę państwową są oni sami. Oczywiście wszystko to tłumaczyło się łatwo nerwami, komplikacjami i dynamiką między postaciami, niemniej wiecznie odnosiłem wrażenie, że jeżeli tylko podwładni Profesora nie potkną się o własne nogi, to plan z pewnością wypali. Tym razem jest inaczej, bo i stawka jest większa, wobec czego przedstawiciele szeroko pojętej władzy mają więcej do stracenia i stają się bardziej bezwzględni. Alicia Sierra to genialna personifikacja złych rządów i nadużywania pozycji. Ale też diabelskiej skuteczności.
Nieco słabiej wyglądają postaci uzupełniające uszczuplone rezerwy złodziejaszków. Pojawiło się parę nowych charakterów, z których godnym zapamiętania jest tylko Palermo, nawet jeżeli do końca go nie kupuję. Natomiast robienie z dwóch spętanych miłością panieniek członkiń gangu to bzdura, której po prostu nie kupuję. Już szybciej idzie mi przełknąć idiotyczne zachowanie się i bezsensowny powrót Arturo Romana, którego pewnie pamiętacie jako uciążliwego Arturito.
Trzeci sezon Domu z Papieru zaskoczył mnie pozytywnie, bo jego wady przesłoniła świeżość i odświeżenie formuły. Dzięki temu część błędów udało się wyeliminować czy ograniczyć, do pozostałych chyba zdążyłem się już przyzwyczaić, bo nie irytowały mnie tak jak w pierwszych dwóch seriach. W skali szkolnej wystawiłbym taką solidną czwórkę.
Dom z papieru spodoba się wszystkim z Was, których kręcą niemożliwe skoki, wymiany ognia z policją, walka z systemem i dużo, dużo suspensu i akcji.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!