Symulator pszczoły nie brzmi szczególnie pasjonująco, ale może to być wartościowa gra. Ważne jednak, aby gracz był w odpowiednim wieku.
Symulator pszczoły nie brzmi szczególnie pasjonująco, ale może to być wartościowa gra. Ważne jednak, aby gracz był w odpowiednim wieku.
Jaki jest świat cyfrowych symulatorów dobrze wiemy. Deweloperzy (z czego wielu z Polski) prześcigają się w tworzeniu nowych pomysłów na produkcje, w których mamy wykonywać jakieś codziennie czynności – naprawiać samochód, remontować dom czy kosić trawę. Mało jest za to symulatorów, które chcą być czymś więcej. Dawać radość z mechaniki, ale i poruszać ważny temat. Taką produkcją jest Bee Simulator od ekipy Varsav Game Studios. To tytuł, który nie tylko ma pokazać codzienne życie pszczoły. Ma też uzmysłowić nam, że to szczególnie ważny dla naszego życia owad.
W związku z tym, w przeciwieństwie do innych symulatorów, Bee Simulator posiada kampanię fabularną. Przygodę zaczynamy w ulu, w których niedawno narodziła się nasza pszczółka. W pierwszych minutach zabawy przechodzimy staroszkolny tutorial, w którym gra po kolei objaśnia nam wszystkie elementy mechaniki. Podstawowe to latanie i zbieranie pyłku z kwiatów. Te podzielone są na różne kategorie ze względu na częstotliwość występowania. Życie naszego owada nie ogranicza się jednak tylko do gromadzenia nektaru. Poza ulem czeka nas wiele niebezpieczeństw i atrakcji. Dwie ważne mechaniki to walka (z osami, szerszeniami czy innymi pszczołami) oraz taniec (forma komunikacji naszych owadów). W obu przypadkach polega to na wciskaniu przycisków w odpowiednim momencie. Nieco inaczej wyglądają pościgi, w których musimy przelatywać przez kolejne okręgi, omijając przy okazji przeszkody.
Opisuję te mechaniki z kilku powodów. Najważniejszy to fakt, że Bee Simulator nie ma wiele więcej do zaoferowania. Cała kampania fabularna przeplata zbieranie pyłku, walki, pościgi i tańce. Dodatkowo wszystkie te mechaniki poznajemy w tutorialu, a więc po trzydziestu minutach od odpalenia gry widziałem już wszystko. Kolejny problem to poziom trudności – każda mechanika jest bardzo prosta, a więc nie można mówić o jakimkolwiek wyzwaniu. Aby utrzymać uwagę gracza gra musi więc zaoferować coś ciekawego w warstwie fabularnej.
Tutaj wracamy do naszej małej pszczoły i wydarzeń, których jest świadkiem. Jej życie to nie bajka, tylko szereg problemów koniecznych do rozwiązania, aby przeżyć. W tym momencie widać, że twórcy nie chcieli przygotować produkcji o uroczych owadach na wzór Pixara. To tytuł, którego celem jest pokazanie jak wygląda życie niezwykle pracowitych i pożytecznych dla nas pszczół. Wpisuje się to w światowy trend ochrony tych owadów, które są dla nas niezbędne do normalnego funkcjonowania. Sama historia nie opowiada jednak o potencjalnej katastrofie ekologicznej związanej z brakiem pszczół. To raczej kameralna opowieść o jednym ulu, który musi poradzić sobie z ludźmi chcącymi ściąć drzewo, w którym się on znajduje.
Niewielka skala historii wpływa na lokacje jakie odwiedzamy. Początkowo poruszamy się tylko po ulu i najbliżej okolicy, czyli parku i mini zoo. Później odkrywamy nowe miejsca. Wszystko jednak toczy się na bardzo ograniczonym obszarze. Z jednej strony to minus, z drugiej mówimy przecież o perspektywie małej pszczoły. Pod koniec gry musiałem udać się na drugi koniec mapy i wtedy uznałem, że jednak nie jest ona wcale taka mała. Sterowany przeze mnie owad nie porusza się zbyt szybko, a więc lot był po prostu nudny. Na szczęście to był tylko jeden taki moment. Prędzej więc należy zwrócić uwagę na małą różnorodność. Lokacje na zewnątrz są bardzo do siebie podobne. Brakowało mi etapów, w których częściej wpadalibyśmy do unikatowych, zamkniętych pomieszczeń.
Świat jaki zwiedzamy pełen jest ludzi i zwierząt. Tych drugich jest zresztą wiele rodzajów, głównie ze względu na obecność wspomnianego wcześniej zoo. Niestety wszystko to wygląda tylko jak ładny obrazek. Weźmy za przykład ludzi. Fajnie jest oglądać jak spędzają oni czas na pikniku pod drzewem, ale zbliżając się do nich wyglądają jak manekiny. Nawet jak podlecę do twarzy człowieka i zacznę go atakować żądłem, nie widać żadnej reakcji. Anemiczny ruch ręką wokół głowy to jednak troszkę zbyt mało, zwłaszcza że następuje ze sporym opóźnieniem. Rozumiem ograniczenia budżetowe, ale mimo wszystko troszkę raził mnie ten statyczny świat.
Bee Simulator jest grą, w której wszystkiego jest mało. Mało mechanik, małe wyzwanie, mały świat (to akurat najmniejszy problem), mały rozmach fabuły. Nawet kampania „pęka” po 2-3 godzinach. To w zasadzie przygoda na jeden wieczór. Idealnie, aby był to pracowity dzień. Wtedy Bee Simulator, ze swoją spokojną muzyką a’la The Sims, potrafi dobrze zrelaksować. Żadnej presji, wyzwania dla szarych komórek czy zręczności. Gra, którą można odpalić, przejść i szybko zapomnieć. Nie jestem pewien czy dla każdego dorosłego gracza będzie to opłacalny interes. To bez wątpienia największy problem Bee Simulator. Z perspektywy dojrzałego odbiorcy minimalizm jest zbyt dużym problemem – wszystkiego jest tam za mało, aby uzasadnić wydanie pieniędzy i poświęcenie swojego czasu, nawet jeśli jest to jeden wieczór. Można go spędzić na wiele innych, znacznie lepszych sposobów.
Trzeba jednak pamiętać o jednym – Bee Simulator nie jest skierowane dla dorosłych. Grupą docelową tej produkcji są dzieci. Ja niestety żądnego nieletniego nie mogłem zaangażować do testowania. Wyobrażam sobie jednak, że on nie będzie widział problemów z mało rozbudowaną mechaniką i niskim poziomem trudności. Wręcz przeciwnie, w szczególności to doceni. Z punktu widzenia dorosłego ważne będą również aspekty edukacyjne. Gra pokazuje jak wiele zagrożeń stoi przed pszczołami i przedstawia je jako dobre i pożyteczne owady. Nawet na ekranach ładowania pojawiają się ciekawostki na ich temat (szkoda, że jest ich tak mało i w czasie bardzo krótkiej kampanii niektóre wyświetlały się kilkukrotnie).
Gdybym więc miał kilkuletnie dziecko, na pewno pokazałbym mu Bee Simulator. To jeden z nielicznych przykładów gry, która daje rozrywkę i przy okazji edukuje. Produkcja Varsav Game Studios świata nie zmieni, ale być może wzbudzi w grupie dzieciaków pewną empatię w stosunku do pszczół. Choćby z tego względu warto zainwestować w tę produkcję. Tym bardziej, że Bee Simulator ma tryb kooperacji. Wystawiając notę końcową mam więc spory problem – czy ocenić tę grę ze swojej perspektywy, czy spróbować wcielić się w dziecko lub rodzica? Aby nie udawać kogoś kim nie jestem, wybrałem tę pierwszą opcję. Jeśli więc dorobiłeś się własnych pociech, spójrz na Bee Simulator nieco przychylniej.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!