W zdecydowanej większości przypadków recenzujemy wersje rozmaitych tytułów na Switcha po to, by sprawdzić, jak działają one na hybrydowej konsoli firmy Nintendo. Tak było chociażby (a raczej – przede wszystkim) z Wiedźminem 3, bo wydawało się, że nie da się upchnąć tak wielkiego RPG-a na takim małym sprzęcie. A jednak, Saber Interactive odpowiedzialne za konwersję hitu studia CD Projekt RED stanęło na wysokości zadania, dzięki czemu przygody Geralta z Rivii są dostępne również w edycji przenośnej.
Co zrobić natomiast z MouseCraftem, który praktycznie nie różni się niczym od poprzednich wydań? Gra zadebiutowała w 2014 roku na PC oraz konsolach PlayStation 4, PlayStation 3 oraz PlayStation Vita. Ze względu na dwuwymiarową, kolorową oprawę wizualną (jakże klimatyczną, swoją drogą!) ciężko o zremasterowanie takiego tytułu czy też dodanie do niego ciekawych funkcji. Ale nie do końca, bo nie rozumiem, dlaczego na Switchu nie zaimplementowano wsparcia ekranu dotykowego? Wtedy układanie klocków, a przecież o to głównie w MouseCrafcie chodzi, byłoby znacznie przyjemniejsze.
MouseCraft to ciekawe połączenie dwóch innych gier: Tetrisa i Lemmingów. Na każdym etapie mamy identyczne zadanie. Musimy zbudować drogę dla naszych myszy w taki sposób, by dostały się one do upragnionego sera; jeśli po drodze zbiorą wszystkie znajdźki, to jeszcze lepiej. Z czasem pojawiają się różnego rodzaju modyfikatory czy też urozmaicenia, co zmusza nas między innymi do zatrzymywania gryzoni w drodze i ustawiania dodatkowych klocków. Zawsze trzeba pamiętać, że myszy zginą, gdy spadną z dużej wysokości. Gdzieniegdzie należy uważać na wybuchające elementy otoczenia, itd., itp. W skrócie – niby ciągle to samo, ale wciąż inaczej. Zabawa się nie nudzi.
Jako że gra trafiła na Switcha, to można śmiało powiedzieć, że jest to idealna platforma dla MouseCrafta. Owszem, już dzięki PlayStation Vita mogliśmy zabrać dzieło polskiego studia Crunching Koalas do pociągu lub autobusu, ale wspomniana konsola firmy Sony ma mniejszy ekran niż ta od Nintendo, w efekcie czego rozgrywka jest znacznie bardziej komfortowa właśnie na „pstryczku”. Poza tym, po powrocie do domu, możemy podłączyć go do stacji dokującej i grać dalej na monitorze lub telewizorze. Czego chcieć więcej?
MouseCrafta zrecenzowaliśmy na gram.pl tuż po jego premierze. Łukasz Berliński docenił mechanikę rozgrywki, wyważony poziom trudności oraz grywalność, natomiast w tabelce z wadami umieścił monotonne lokacje czy też brak poważniejszych wyzwań. Od siebie mogę dodać, że ostatni z wymienionych minusów dla niektórych będzie oczywiście zaletą, bowiem przez to MouseCraft idealnie nadaje się także dla młodszych graczy, których zajmiemy w trakcie dłuższej wycieczki samochodem.
Podsumowując, bardzo dobrze się stało, że MouseCraft nawet po takim czasie zadebiutował na Switchu. To ciekawa, wciągająca gra, o której być może wielu z nas już zapomniało, a szkoda, bo mamy tutaj do czynienia z naprawdę udaną produkcją. Kto wie, być może za sprawą tej konwersji Crunching Koalas chce wybadać odbiór społeczności i stworzyć pełnoprawną kontynuację? Jeśli tak, to czekam na MouseCrafta 2 z niecierpliwością.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!