Mowa tu oczywiście o deweloperach z Mimimi Games, którym to THQ Nordic powierzyło zadanie wyprodukowania nowej odsłony, czy raczej swoistego restartu zapoczątkowanej jeszcze w 2001 roku serii Desperados. Tak, jeśli macie wątpliwości, to w tych zamierzchłych czasach też powstawały gry, i to całkiem niezłe, czego świetnym przykładem jest właśnie Desperados: Wanted Dead or Alive, które wciąż broni się mechanikami rozgrywki i oprawą wizualną. W ramach testów beta miałem okazję rozegrać kilka całkowicie wyjętych z kontekstu fabularnego misji, z którymi spędziłem upojne godziny i co tu przedłużać… Desperados 3 błyskawicznie stało się dla mnie absolutnym must-have.
Jako że taktyczne strategie przez dłuższy czas pozostawały poza strefą zainteresowania wydawców, nadmienię jedynie, że Desperados 3, podobnie jak poprzednia gra Mimimi – Shadow Tactics: Blades of the Shogun – to taki Hitman, tylko z grupką bohaterów o unikalnych zdolnościach i rozgrywany w rzucie izometrycznym. Niezależnie od tła fabularnego, każda z misji koncentruje się na rozpracowaniu dużo liczniejszej grupy oponentów i to tak, by nie ściągnąć na siebie ich uwagi. Dużo tu skradania, kombinowania, wracania do zapisanych wcześniej stanów rozgrywki i zabawy oddanymi na nasze ręce mechanikami.
To właśnie ta niebywała elastyczność w przechodzeniu każdej z przygotowanych przez twórców misji jest najsilniejszym czynnikiem uzależniającym. Tylko od nas zależy, czy danego jegomościa pchniemy nożem, toporem, zwabimy w pułapkę, a może poślemy mu kulę w skroń. Oczywiście każda akcja ma swoje konsekwencje i chociaż całość rozgrywana jest w czasie rzeczywistym, to w przeciwieństwie do oryginalnego Desperados, trzecia odsłona nie pozwoli nam przejść jak burza przez mapę, w celu odesłania na tamten świat konkretnego łotra. Nasze akcje muszą być przemyślane, zsynchronizowane i wymierzone tak, by wciąż pozostać poza centrum zainteresowania pozostałych wrogów i postaci niezależnych.
Jeśli spędziliście długie godziny we wspomnianym już Shadow Tactics, to podczas zabawy z Desperados 3 czeka Was swoiste deja vu, bo chociaż tym razem otrzymujemy do dyspozycji zupełnie nową kompanię, to wiele z doskonale znanych Wam umiejętności przeniesiono na Dziki Zachód. Istotny jest jednak fakt, że poszczególne zdolności wymieszano pomiędzy postaciami, więc po bezpośredniej przesiadce nie zagracie na pamięć. Taki recykling nie jest w żadnym wypadku wadą, szczególnie że przy okazji trzeciego Desperados Mimimi postanowiło wprowadzić do zabawy nowy pierwiastek – fantastyczny. W grze pojawia się szamanka voodoo, która może przejmować kontrolę nad umysłami przeciwników. Może nie pasuje idealnie do klimatu spaghetti westernu, ale za to doskonale urozmaica znane nam mechaniki i daje masę frajdy.
Podobnie jak w Shadow Tactics, każda z przygotowanych dla nas misji ma wielki potencjał do przechodzenia jej wielokrotnie, na różnych poziomach trudności, na czas lub dla zrealizowania konkretnych wyzwań. Tym razem zdobywane za spełnione wymagania tsuby zastąpiły złote gwiazdki, ale to nie jedyna ze zmian. Twórcy dorzucili też specjalny tryb powtórek – po każdej z misji możemy prześledzić dokładną trasę każdego bohatera, podejmowane akcje oraz zapisane i wczytane stany rozgrywki. Wszystko przejrzyście oznaczone na mapie poziomu z osią czasu i wyszczególnieniem zabójstw każdego członka oddziału.
Łatwo zauważyć spore podobieństwa pomiędzy Shadow Tactics a Desperados 3 także na polu rozwiązań technologicznych. Nachodząca produkcja również powstała na silniku graficznym Unity, ale widać też wyraźną poprawę i tak ładnej oprawy wizualnej. Jednocześnie, chociaż mapy są lepiej dopieszczone, animacje płynniejsze a postacie złożone z większej liczby wielokątów, to ostatecznie nie ma to wielkiego znaczenia dla rozgrywki i też nie stanowi gigantycznego przeskoku w stosunku do przywołanego na początku Desperados: Wanted Dead or Alive.
Desperados 3 stanowi prequel do wydarzeń z początków serii, których i tak nikt już raczej nie pamięta, a jednocześnie udowadnia, że Mimimi godnie przejęło schedę po Spellbound Entertainment. Fani gatunku poczują się tu jak w domu, a nowi gracze dzięki wielu samouczkom szybko wdrożą w mechaniki i zakochają w elastycznym podejściu do zabawy. Obok tego gra ma być dłuższa od poprzedniego projektu niemieckiej ekipy. Połączenie wszystkich tych elementów sprawia, że już teraz odliczam dni do 16 czerwca, gdy John Cooper powróci w pełnej krasie. I Wy też powinniście.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!