Po kilku latach czekania na rynek wreszcie trafia Fury Unleashed. Zgodnie z oczekiwaniami, warto było czekać.
Po kilku latach czekania na rynek wreszcie trafia Fury Unleashed. Zgodnie z oczekiwaniami, warto było czekać.
Gdyby się poważnie zastanowić, Fury Unleashed jest jedną z tych polskich gier, na które najbardziej czekałem w tym roku. Nie dlatego, że jestem nią wybitnie oczarowany. Ba, nawet sam gatunek (roguelite) nie należy do moich ulubionych. W tym wypadku działa fakt, że produkcja studia Awesome Games Studio była wiecznie przekładana. Sam Early Access na Steamie zaczął się ponad 3 lata temu. Jednocześnie Fury Unleashed regularnie pojawiało się na branżowych targach, gdzie miałem okazję sprawdzić jak wyglądają kolejne wersje. Wrażenia zawsze były pozytywne. Z radością przyjąłem więc wieści o premierze, w dodatku równocześnie na PC i wszystkie konsole. Na szczęście po ograniu gry nie czułem, że nie było warto.
Fury to bohater popularnego komiksu. Wszystkie poziomy są nawet zbudowane jak kolejne okienka w zeszycie. Historia naszej znajomości zaczyna się w momencie szczytu jego kariery. Z czasem jednak poziom kolejnych komiksów spada, a fani coraz częściej narzekają na brak kreatywności i jakości. Fabuła łączy więc historię bohatera komiksu z opowieścią o jego autorze. Całość przedstawiana jest jednak w dosyć mało growy sposób. Otóż w odpowiednich momentach na ekranie pojawia się tablet, na którym znajduje się tekst – list od fana czy opinie czytelników. Bez bicia przyznam się, że dosyć szybko zacząłem ignorować te treści, ponieważ kompletnie nie pasowały one do rozgrywki. Przez większość czasu Fury Unleashed to dynamiczna gra akcji, w której co jakiś czas dostajemy ścianę tekstu do przeczytania. Ani to ciekawe, ani wygodne. Dało się zdecydowanie lepiej poprowadzić narrację.
Ekipa Awesome Games Studio nie stworzyła jednak gry narracyjnej, a dynamiczne roguelite. Rozgrywka podzielona jest na trzy zeszyty (+ jeden bonusowy, o nim nieco później) – każdy to zupełnie inny świat. Różnice oczywiście dotyczą oprawy wizualnej, bo mechanika jest taka sama. Do tego dochodzi jeszcze jeden, specjalny zeszyt, ale o nim opowiem nieco później. Jak w klasycznym przedstawicielu tego gatunku, w momencie śmierci zaczynamy od nowa. Celem jest zabicie wszystkich trzech bossów na końcu każdego z rozdziałów, aby przy kolejnym podejściu pominąć ten fragment. Jeśli dla kogoś nie brzmi to jak długa gra, można pogratulować intuicji. Fury Unleashed jest relatywnie krótką grą, którą ja skończyłem w około 7 godzin (na wyższych poziomach trudności na pewno będzie więcej). Twórcy przede wszystkim nie wymagają od nas wielu podejść i ciągłego grindu. Jeśli więc ktoś bardzo ceni swój czas, na pewno z zadowoleniem przyjmie takie rozwiązanie.
Duży wpływ na długość rozgrywki ma fakt, że rozwój postaci między poziomami nie ma aż tak dużego znaczenia. Oczywiście z zabitych wrogów podnosimy tusz, który później można wymieniać na ulepszenia. Ja robiłem to jednak głównie na początku. Po kilku godzinach levelowanie było zbyt wolne i zdobywałem za mało punktów doświadczenia, aby odblokowywać dokładnie to czego potrzebowałem. Nie pomagał również fakt, że mając już je niespecjalnie wiedziałem w co zainwestować. We Fury Unleashed faktycznie można zwiększać poziom życia czy szanse na trafienie krytyczne. Mimo wszystko niewielka część umiejętności faktycznie sprawia, że bohater jest dużo silniejszy. Wiele z dostępnych wydawało mi się mało potrzebnych, jak na przykład przyciąganie wypadającego z wrogów tuszu.
Dużo większe znaczenie ma rozwój postaci w trakcie rozgrywki. Co jakiś czas natrafiamy na skrzynie, które skrywają w sobie ulepszenia – dodatkowy pancerz czy lepszą broń. To właśnie to sprawia, że Fury jest coraz silniejszy i może poradzić sobie z nowymi wrogami. Aby ułatwić sobie rozgrywkę trzeba więc mądrze decydować, które dodatki wykorzystać (czasami możemy wybrać jeden z kilku). W grze pojawiają się również bonusowe zadania i wyzwania. One również nagradzane są dodatkowym sprzętem, a więc warto je wykonywać. Z drugiej strony okazji do regeneracji zdrowia jest bardzo mało, a więc zawsze trzeba kalkulować – iść przed siebie czy lepiej eksplorować planszę i zdobywać nowy sprzęt. Wszystko wygląda więc dokładnie tak jak powinno w klasycznym przedstawicielu gatunku roguelite.
Zanim przejdę do najważniejszego elementu Fury Unleashed chciałbym napisać kilka słów o świecie gry. Jak wspomniałem wcześniej, plansze przypominają swoją budową komiks. Poszczególne ekrany mają z kolei dosyć prostą budową, mi kojarzącą się z grami sprzed nawet kilkunastu lat. Level design jest więc dosyć klasyczny i niewiele zmienia fakt, że poziomy są losowo generowane. Do tego dochodzi jeszcze stylistyka, która dla niektórych graczy może wyglądać znajomo. Otóż twórcy zdecydowali się pójść w tym samym kierunku co w Oozi: Earth Adventure, swojej pierwszej grze, która pamięta jeszcze czasy Xbox Live Indie Games. Oczywiście Fury Unleashed jest znacznie bogatsze w szczegóły czy jakość efektów. Mimo wszystko jeśli ktoś grał w Ozziego, bez trudno dostrzeże podobieństwa.
W jednym z wcześniejszych akapitów zwracałem uwagę na ostatni, czwarty rozdział gry. W menu wygląda jak miejsce na DLC, ale faktycznie jest to finał Fury Unleashed. Tutaj zasady gry nieco się zmieniają – wszystko jest czarno-białe i symbolizuje niedokończony komiks, a zamiast przechodzić przez kolejne strony musimy znaleźć trzech mini-bossów i pokonać ich, aby odblokować ostateczny pojedynek. Niestety ten fragment gry nieco popsuł moje ogólne wrażenia. Nie wiem dlaczego, ale w jego trakcie nie można zdobywać nowego tuszu i levelować. Po śmierci nie da się również wybrać któregoś z wcześniejszych etapów, aby lekko grindować. Dopiero po kilku nieudanych próbach gra pozwoliła mi jednorazowo cofnąć się do jednego wybranego komiksu. Moim zdaniem troszkę to uderza w idee roguelite. Całe szczęście, że ostatni etap gry, mimo iż bardziej wymagający, ostatecznie nie frustruje. Inaczej finalne wrażenia mogłyby mocno ucierpieć.
Co w takim razie sprawia, że warto zagrać w Fury Unleashed? Historia jest do pominięcia, a świat gry niczym nie zachwyca. Brakuje również czegoś szczególnego w warstwie rozgrywki czy narracji, co znacząco wyróżniałoby produkcję Awesome Games Studio. Mimo wszystko bawiłem się bardzo dobrze. Wszystko za sprawą systemu walki. Gun play, jak na grę niezależną, jest na najwyższym poziomie. Strzelając z karabinu czuć moc każdego z pocisków. Jeśli więc miałbym wskazać co dało mi największą radość w Fury Unleashed, jest to właśnie bardzo dopracowane i efektowne poruszanie się oraz walka. Jeszcze lepiej się to sprawdza w czasie licznych walk z bossami (i minibossami, razem jest ich ponad 30), które podkręcały adrenalinę. To wszystko sprawia, że po zakończeniu rozgrywki chciało się rozpocząć ją od nowa. Nie ze względu na historię czy świeżo odblokowane umiejętności. Powodem jest fakt, że gameplay jest bardzo satysfakcjonujący i sam w sobie, bez otoczki wokół siebie, jest wystarczającym powodem aby zagrać w Fury Unleashed.
Produkcja studia Awesome Games Studio równie dobrze mogłaby być zwykłą grą akcji. Elementy znane z roguelite wcale nie są tutaj bardzo potrzebne. Świetny gun play, kooperacja i walki z bossami mogłyby być wystarczającym powodem, aby w to zagrać. Nie dziwi mnie jednak wybór takiego, a nie innego gatunku – myślę, że zadecydował potencjał komercyjny. Trzymam więc kciuki, aby Fury Unleashed odniosło sukces. Myślę, że dla twórców ta gra będzie też świetną lekcją i ewentualna kontynuacja doda do udanej mechaniki walki bardziej przemyślane elementy typowe dla swojego gatunku.
Nie ma jeszcze żadnych komentarzy. Napisz komentarz jako pierwszy!