Recenzja Dying Light: Hellraid – to nie ten Dying Light, którego chcieliśmy

Mateusz Mucharzewski
2020/08/19 14:20
1
0

To również nie ten Hellraid, na którego czekaliśmy kilka lat temu. Techlandzie, nie tędy droga.

Recenzja Dying Light: Hellraid – to nie ten Dying Light, którego chcieliśmy

Od dawna podziwiam marketingową sprawność Techlandu. Nie inaczej jest przy okazji nowego DLC do Dying Light. Mimo iż pojawia się ono dosyć niespodziewanie, w momencie w którym chcielibyśmy już grać w kontynuację, i tak wzbudziło u mnie chęć powrotu do Harran. To wszystko udało się głównie dzięki oparciu DLC o jedną z niewydanych przez wrocławskie studio gier. Hype na nią może nigdy nie był wyjątkowo duży, ale jakiś sentyment pozostał. No i umówmy się, nie często deweloperzy decydują się na taki krok. Eksperyment jest więc bardzo ciekawy i… kompletnie nieudany.

DLC Hellraid musiało powstać szybko, bez większych ambicji i głównie po to, aby wyciągnąć jeszcze troszkę kasy z milionów posiadaczy Dying Light. W efekcie brakuje w nim wielu rzeczy. Na przykład tak prozaicznej kwestii jak jakiekolwiek wprowadzenie. Zaczynając zabawę kompletnie nie wiemy o co chodzi. Ja jeszcze, jako że ostatnio w grę Techlandu grałem przy okazji dodatku The Following, musiałem chwilę czasu poświęcić na naukę sterowania. Kiedy już jednak chciałem zobaczyć co oferuje Hellraid musiałem udać się na YouTube. Dokładnie, poszukałem filmiku, który pokazywał gameplay z DLC. Wszystko dlatego, że nie wiedziałem co mam robić, ponieważ gra w żaden sposób nie informowała gdzie mam iść. Dopiero z wideo jakiegoś jutubera dowiedziałem się, że aby zacząć ogrywanie dodatku trzeba znaleźć automat do gier na zapleczu sklepu na parterze wieży na pierwszej mapie (główny budynek w grze). Inaczej pewnie do teraz bym go szukał.

Struktura dodatku jest prosta. Trafiamy do lochów rodem ze świata fantasy, gdzie celem jest znalezienie trzech części magicznego kamienia. Każdy jest na innym poziomie. Droga to kolejne pomieszczenia pełne przeciwników do pokonania. Jeden kill room, a po nim kolejny. Koniec. Dokładnie tak, nie ma tam niczego więcej. Oczywiście czasami musimy uruchomić dźwignię lub aktywować specjalne kapliczki, ale to żadne urozmaicenie. Cały dodatek Hellraid opiera się wyłącznie na walce. Niestety nigdy nie była ona najjaśniejszym punktem Dying Light. Co innego kiedy jest jej mniej, a dodatkowo dochodzą elementy zręcznościowe związane z system poruszania się. Wtedy specjalnie to nie przeszkadza. W DLC Hellraid zostały tylko suche pojedynki.

Nie będzie więc zaskoczeniem stwierdzenie, że zabawa bardzo szybko zaczyna się nudzić. Nie pomagają również lokacje. Wszystkie mieszczą się w nudnych lochach, w których nic specjalnego się nie dzieje. Dodatkowo zawsze są one takie same. Dodatek ma elementy roguelike, a więc po każdym zgonie zaczynamy od początku (a konkretnie po wyczerpaniu limitu trzech żyć). Rozgrywka nie ulega jednak specjalnym modyfikacjom i zawsze poruszamy się po tych samych lokacjach z takim samym układem przeciwników. Nawet dodatkowy system rozwoju postaci niewiele zmienia. Po dwóch próbach przejścia dodatku miałem więc dość.

GramTV przedstawia:

Kilka słów warto jeszcze poświęcić na otoczkę całego dodatku. Tutaj również wielkich innowacji i urozmaiceń nie ma. Większość przeciwników jakich spotkamy na swojej drodze to zombie znane z podstawki. Nowością są szkielety. Niby niewiele, ale wprowadzają one drobny powiew świeżości. W końcu w przeciwieństwie do umarlaków potrafią trzymać broń, a czasami nawet atakować na dystans za pomocą czarów. Do tego dodatek wprowadza kilka nowych broni. Jest to istotne, ponieważ bawiąc się w Hellraid tracimy nasz cały ekwipunek. W czasie walki w lochach musimy polegać wyłącznie na tym co znajdziemy z pokonanych wrogów. Nie ma co ukrywać, dosyć mocno spłyca to rozgrywkę. Jest to dość zaskakujące zwłaszcza, że przez 5 lat od premiery podstawki Techland wykonał sporo pracy, aby rozbudować swoją grę o nowe mechaniki. Po co więc prowadzać dodatek, który wszystko upraszcza?

To jest właśnie największy problem Dying Light: Hellraid. Dodatek ma bardzo mało zawartości i na tyle mocno odbiega od idei podstawki, że ciężko zrozumieć po co w zasadzie powstał. Techland popełnił tym rozszerzeniem jeszcze jeden błąd. Spłycając rozgrywkę zmarginalizował jeden z największych atutów swojego hitu, a więc parkour. Tego w Hellraid w ogóle nie ma, a spokojnie można było urozmaicić rozgrywkę kilkoma sekwencjami zręcznościowymi. Podobnie było w wcześniejszym dodatku The Following. Przeniesienie akcji na wieś spowodowało, że skakanie między budynkami zeszło na dalszy plan. Wtedy jednak twórcy nadrobili starty udaną warstwą fabularną, dzięki czemu finalnie to DLC jest godne polecenia. W Hellraid niestety sporo zabrano, a nie dano nic w zamian.

Podsumowując, Hellraid to dodatek mały, biedny i nudny. Niewiele w nim zawartości (nie dodaje nawet nowych osiągnięć/trofeów), a to co jest nie jest specjalnie pasjonujące. Po co w takim razie Techland zdecydował się na jego stworzenie? Jest już przecież 5 lat od premiery podstawki, a zniecierpliwienie graczy czekających na kontynuację coraz większe. Warto więc było marnować cenne zasoby na małe rozszerzenie, które grze nowych fanów na pewno nie przysporzy? Myślę, że jedynym celem tego DLC było przypomnienie graczom o Dying Light tuż przed premierą dwójki. To jednak w większości myślenie życzeniowe fana marki, który na nową przygodę czeka już zdecydowanie zbyt długo. Oby jednak okazało się to prawdą.

Dying Light: Hellraid można więc spokojnie odpuścić. Długo czekaliśmy na powrót do tej serii, ale zdecydowanie w innym stylu.

4,5
Jeśli taki miał być cały Hellraid, to nawet dobrze że nigdy nie został wydany.
Plusy
  • Zawsze to jakaś okazja do powrotu do Dying Light
  • Jeśli komuś podoba się walka to znajdzie tam nowe wyzwanie
Minusy
  • Niestety kończy się ono w bardzo krótkim czasie
  • Zero znaczących nowości
  • Nuda i powtarzalność
Komentarze
1
garfieldgarfield
Gramowicz
19/08/2020 14:26

Nie kupować tego chłamu!