Afera? Ale jaka afera?
Pandemia czy nie, Patryk Vega swoje filmy kręcić musi. Najwidoczniej reżyser wziął sobie słowa Woody’ego Allena do serca, mówiące o tworzeniu jednego filmu rocznie. Ale że pan Patryk jest ambitny, to postanowił przebić legendarnego nowojorskiego reżysera i rocznie wypuszcza na polskie ekrany aż dwie swoje produkcje. Rozpoczął się wrzesień, a to miesiąc, w którym pewne są tylko dwie rzeczy: rozpoczęcie roku szkolnego oraz nowy film Vegi. Skoro uczniowie wrócili już do klas, to czas najwyższy, aby widzowie tłumie zasiedli przed kinowymi ekranami. Ale czy po nieudanym Bad Boyu, Pętla okaże się punktem zwrotnym w karierze reżysera? Cóż, nie liczcie na to.
Podczas jednej z interwencji młody policjant Daniel (Antoni Królikowski) napotyka na swej drodze dwóch bliźniaków z Ukrainy. Dzięki informacjom uzyskanym od Żeni (Maciej Zacharzewski) i Alexa (Marcin Zacharzewski) o przestępczym półświatku, początkujący funkcjonariusz szybko awansuje i zostaje oficerem Centralnego Biura Śledczego Policji w Rzeszowie. Danielowi nie wystarcza sukces w powstrzymaniu groźnego terrorysty, dlatego ściśle współpracuje z braćmi w złapaniu niebezpiecznego przestępcy, który dopiero co odsiedział swój wyrok w Wielkiej Brytanii. Świeżo upieczony oficer wpada na pomysł przejęcia jednego z lokalnych domów publicznych i wyeliminowania konkurencyjnych sutenerów. Wkrótce otwiera luksusowy lokal, gdzie politycy, biznesmeni duchowni i celebryci pod gwarancją pełnej dyskrecji mogą uprawiać seks z ekskluzywnymi dziewczynami. W rzeczywistości w każdym pokoju zamontowane są kamery, które wszystko nagrywają, aby Daniel i bliźniacy mogli szantażować osoby z nagrania kompromitującymi materiałami. Młody oficer wplątuje się w intrygę, która na zawsze zmieni życie jego rodziny.
Jak przed każdym kinowym sensem i tym razem nie zabrakło podziękowań od organizacja Legalna Kultura. Gwiazda filmu Antoni Królikowski rozpoczął od słów, że „są filmy i są filmy Patryka Vegi”. Przyznam szczerze, że w pierwszym momencie przestraszyłem się, bo zabrzmiało to, jak groźba, tym bardziej mając w pamięci ostatnie dokonania popularnego reżysera. Teraz po filmie już wiem, że każdy widz powinien to ostrzeżenie wziąć sobie do serca i gdy tylko usłyszy te słowa, czym prędzej opuścić salę kinową. Nie ze względu na beznadziejny, ordynarny humor, dialogi złożone z samych przekleństw, czy realistycznej i nadmiernej brutalności, ale dlatego, że Pętla to twór filmopodobny, który jest zbędny, a przy tym okropnie nudny.
Patryk Vega nie byłby sobą, gdyby w swoim najnowszym dziele nie wrzucił kilku scen, które mają sprawdzić wytrzymałość żołądków swoich widzów. Wyciągnięcie dziecka z macicy, trup pozbawiony głowy i wanna pełna krwi, a to tylko pierwsze pięć minut atrakcji, jakie funduje nam reżyser. Dalej nie jest o wiele lepiej, bo nie brakuje przemocy wobec kobiet, zwierząt i osób postronnych, a wszystko to bez jakiekolwiek większej refleksji. Narzekałem na podobny poziom brutalności w Nieobliczalnym z Russellem Crowem i narzekam przy filmie Vegi, bo nie mam nic do scen przemocy, jeżeli są obrane w jakikolwiek kontekst, niosą coś ze sobą i na swój sposób wzbogacają historię oraz bohaterów. W Pętli mamy do czynienia z bezsensowną agresją, która ma jedynie podkreślić, do jak brutalnego świata dołączył główny bohater.
Film nie broni się również obraną tematyką. Afera podkarpacka została udokumentowana w wielu źródłach, a sprawa wciąż jest w toku, dlatego Vega nie mógł lub nie miał żadnych nowych materiałów, które mógłby zawrzeć w swoim filmie. Reżyser operuje na znanych już faktach lub teoriach, jak chociażby z okolicznościami śmierci pięściarza Dawida Kosteckiego, ale nawet złożenie ich w całość nie wyszło zbyt dobrze, przez co przeczytanie o aferze na Wikipedii będzie bardziej zajmującym i fascynującym zajęciem. Duża w tym wina rwanego montażu. Niemal dwugodzinny film wygląda jak zlepek mniej lub bardziej przypadkowych scen, które w tak fatalnej sklejce sprawdziłyby się co najwyżej w zwiastunie, a nie w samym filmie. Vega znany jest ze swojej konstrukcji filmów, ale tym razem jest ona bardziej widoczna, niż do tej pory. Ciężko patrzy się na kilkusekundowe sceny, które postępują po sobie, gdzie chronologia wydarzeń i ciągłość fabularna gubi się po drodze. W całym obrazie zaledwie kilka scen trwa po kilka minut – cała reszta filmu ulepiona jest z kilkusekundowych wstawek.